Solie to młodziutka dziewczyna, którą rodzice chcą zmusić do
małżeństwa. Niestety, przyszły mąż jest stary i gruby. Solie postanawia uciec
do swojej buntowniczej ciotki. W drodze zostaje pojmana przez żołnierzy króla.
Zabierają ją do pałacu, gdzie władca postanawia oddać ją swojemu synowi. Ten ma
zamiar złożyć ją w ofierze wojowniczemu sylfowi, którego chce przywołać.
Niestety, albo na szczęście, jego plan nie zostaje zrealizowany. Sylf, dla którego miała zostać
zabita, uznaje ją za swoją panią i razem uciekają z pałacu. Ścigają ich żołnierze
króla, lecz to dopiero początek kłopotów.
Nie spotkałam się wcześniej z sylfami. Spodziewałam się zła,
krwi i ogromnej ilości przemocy. Na szczęście to przeczucie się nie spełniło.
Sylfy to istoty pełne miłości i namiętności. Z nutką nieokiełznania. Emocje
jakie przeżywają są bardzo intensywne. Pani McDonald wspaniale przedstawiła ich
dziką naturę. Więzi między sylfami, a ich panami są pięknie opisane. Wojownicze
istoty, które powinny czuć tylko nienawiść, są w całości oddane swoim władcom.
Kochają ich.
Najbardziej w tej książce urzekła mnie oryginalna historia.
Choć nie jest to najwyższa półka, tak - lekturę bardzo dobrze się czyta.
Bohaterowie mają wyraźnie zaznaczone wady i zalety. Nie ma nijakich, nudnych
postaci. Głównych bohaterów łączą piękne uczucia.
Minusem jest kwestia wizualna i literówki. Okładka bardzo odbiega od historii, nie zachęca czytelników.
Zaś literówki rażą w oczy. Tu brakuje wyrazu, tam pojedynczej literki. Utrudnia
to czytanie.
Pani McDonald miała bardzo dobry pomysł na książkę. Nie jest
wybitna, ale dobra. Razem z nią można spędzić miły wieczór.
Weronika, 16 lat
Chyba podziękuje za te ksiązkę
OdpowiedzUsuń