tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

poniedziałek, 16 września 2013

"Nowa Ziemia" - Julianna Baggott - recenzja

Nowa Ziemia - Julianna BaggottOgromne eksplozje niszczą prawie całą Ziemię – tylko ludzie, którzy w porę uciekli do Kopuły ocaleli. Wybrani. Zaproszeni. Czyści. Pozostali, którzy przetrwali katastrofę porównywalną do wybuchu kilku słońc, są okaleczeni do końca życia, a ich zdeformowane ciała nie pozwalają im normalnie funkcjonować.

Pressia odlicza dni do swoich szesnastych urodzin. Jak każdy nastolatek po ukończeniu szesnastego roku życia ma zostać zabrana do OPR, Organizacji Przenajświętszej Rewolucji. Musi zostawić dziadka, ich małe lokum, motyle z drutu i cząstkę siebie. Dziewczyna nie chce wstępować do OPR i ucieka. Nie wie, że mogą ją spotkać gorsze rzeczy od OPR. W tym samym czasie Patridge znajduje tajne przejście, którym wymyka się z Kopuły i jako Czysty wkracza do świata zniszczonego przez potężne eksplozje. Chce uwolnić się od ojca tyrana.
Drogi Pressi i Patridge’a krzyżują się, a ich spotkanie może zmienić bieg historii Nowej Ziemi.

„Grzechem mieszkańców Kopuły jest to, że przeżyli. Nie mogła ich za to winić, gdyż sama popełniła ten grzech.”
(str. 57)

Powieści opowiadające o losach świata w przyszłości – po wybuchach, kataklizmach lub zmianie myślenia społeczeństwa – są wszem i wobec znane czytelnikom. Myślę, że większość z Was spotkała się z podobnymi historiami. Ponieważ miałam za sobą kilka wypraw do przyszłości i poznałam różne wizje autorów, byłam bardzo zainteresowana świetnie przyjętą przez innych czytelników powieścią pani Baggott. Obok takiej powieści nie można przejść obojętnie. Moje marzenie o poznaniu losów Pressi spełniło się, kiedy dostałam książkę do rąk, a wtedy nie istniało już nic innego – tylko ja i przerażający świat.

Początek wydał mi się trochę nudny; zbyt dużo opisów, mało dialogów, żadnej akcji, tylko wolne, mogłabym rzec, że leniwe wkroczenie do ponurej, strasznej rzeczywistości. Odrobinę nudziłam się. Dopiero po jakichś stu stronach poczułam, że coś zaczyna się dziać, a fakt ten niezmiernie mnie ucieszył. Obawiałam się, że tak świetny pomysł mógłby zostać zmarnowany przez brak jakiejkolwiek akcji. Na szczęście wszystko się zmieniło i po następnych rozdziałach pełną parą wkroczyłam do ciemnych uliczek miasteczka zrujnowanego przez wybuch.

Świat przedstawiony jest makabryczny – to najlepsze określenie. Pani Baggott prostymi słowami ujawniła przede mną mroczne sekrety ludzi, którzy przetrwali. Stopione z ich ciałami przedmioty (czasem nawet żywe stworzenia), deformacje czy oparzeliny to dopiero początek tego, co zaserwowała autorka. Podczas czytania opisów informujących o wyglądzie mijanych przez Pressię ludzi czułam… co czułam? Obrzydzenie? Strach? Mdłości? Chyba wszystko naraz! W porównaniu z innymi osobami Pressia miała ogromne szczęście, co nie zmienia faktu, że autorka wcale nie chciała jej oszczędzić. Właśnie ten brak idealizowania głównej bohaterki nie tyle zaskoczył mnie, ile sprawił, że chętniej podeszłam do lektury i byłam ciekawsza jak też ta odważna, pełna siły i determinacji nastolatka poradzi sobie ze swoim ogromnym brzemieniem, bo – spójrzmy prawdzie w oczy – jak można funkcjonować z głową lalki zamiast dłoni? 

Równie mocno urzekł mnie Bradwell, a co za tym idzie, jego naprawdę wzruszająca oraz przerażająca historia o ciotce i wujku oraz opowieść o ptakach w plecach. Śledząc wspomnienia małego chłopca miałam ochotę rozpłakać się, nie zwracając uwagi na to gdzie jestem. W filmach akcji i dramatach bohaterowie często muszą podejmować naprawdę trudne decyzje, a wtedy ogarnia ich rozpacz i wyrzuty sumienia, że tak musieli zrobić. Podobne sceny miałam przed oczami, zaś emocje bohaterów podziałały na mnie ze zdwojoną siłą. Nutka dramatyzmu stworzona przez autorkę robi swoje. Makabryczny obraz i tragiczne przeżycia bohaterów to z pewnością najmocniejsza strona Nowej ziemi – najmocniejsza, a zarazem najstraszniejsza. 

Bohaterowie są świetnie wykreowani, charaktery nie powielają się, każdy ma coś, po czym łatwo można go rozpoznać (nawyk lub rzecz), a przede wszystkim postaci zostały bardzo dobrze "dopieszczone" przez autorkę. Zdumiewała mnie siła Pressi, odwaga Bradwella, determinacja Patridge’a, styl bycia El Capitana (i jego brata) oraz lojalność Lydy. Nawet w czarnych charakterach można było zauważyć promyki dobroci, które nie mogły przebić się przez warstwy zawiści, nienawiści i egoizmu.

Miejsce akcji to nie tylko wcześniej wspomniane ponure uliczki, lecz także ziemie nie nadające się do wydania plonów, siedliska Pyłów, mroczne, zniszczone lasy oraz gość programu – idealna Kopuła. Podróże bohaterów, nieustanna zmiana miejsc i przemieszczanie się po różnych zakątkach czegoś, co dawniej było polami, ogromnymi łąkami, osiedlami i domami jak najbardziej wpływa korzystnie na ocenę Nowej ziemi. Dzięki temu możemy spotkać mnóstwo innych postaci, przewinąć się przez najróżniejsze środowiska i poznać smak przygody – fakt faktem niebezpiecznej, ale w grupie raźniej i bezpieczniej. Pani Baggott pokazuje również, że potrafi tworzyć różnorodne miejsca i nie ogranicza się do uliczek oraz Kopuły. Mnie osobiście bardzo się to podobało.

„Nasi bracia i siostry, wiemy, że tu jesteście. Pewnego dnia wyjdziemy z Kopuły i przyłączymy się do Was w pokoju. A na razie przyglądamy się Wam życzliwie z oddali.”
(str. 8)

Język i styl Julianny Baggott to zupełnie inna bajka. Większość pisarzy posługuje się prostym językiem i ma lekki styl, co można zauważyć w większości recenzji. W przypadku pani Baggott jest inaczej. Język jest przystosowany to nastoletnich czytelników, zaś styl godny pozazdroszczenia i wyćwiczony, ale całość tworzy rzadko spotykaną mieszankę. Czytając dzieło pani Baggott trzeba skupić się na połykanych wyrazach, gdyż łatwo można zgubić wątek i tym samym zapomnieć o co chodziło. Nie zmienia to faktu, że obie rzeczy bardzo wciągają, a trzecioosobowa narracja i wszechwiedzący narrator umożliwia śledzenie losów najważniejszych postaci. Po prostu na przygodę Pressi oprócz czasu trzeba również poświęcić uwagę.
Przewidywalność to chyba jedyny minus Nowej ziemi. W połowie książki odkryłam niektóre fakty i tylko czekałam na potwierdzenie moich domysłów. Nie jest to jakaś szczególna ujma dla pierwszej części serii Świat po wybuchu, jednak czułam, że do oryginalnego pomysłu pani Baggott wkradła się nutka schematyzmu.

Lekki wątek miłosny wynagradza krzywdę w postaci przewidywalności. Byłam zachwycona tym jak delikatnie autorka potrafi wykraść dla bohaterów chwilkę na troskę, miłość i współczucie. W sytuacji Pressi nie ma czasu na amory, bo walka toczy się na śmierć i życie, lecz pani Baggott postanowiła umilić bohaterom czas i chwała jej za to. Inaczej całość wydawałaby się trochę sucha i pozbawiona tego „czegoś”.
Ku mojemu zdziwieniu punkt kulminacyjny nie okazałam się wielkim „bum!”, ale przyznam szczerze, że nie czekałam na nic szczególnego. Autorka dostarcza mnóstwa wrażeń w czasie czytania i gdyby mocno zakończyła pierwszą część całość mogłaby wydawać się lekko przesadzona. Moim zdaniem zakończenie było  świetne, subtelne i zrobiło na mnie duże wrażenie.

„- Utraty nakładają się na siebie – rzekł Bradwell. – Nie można doświadczać jednej, nie doświadczając jednocześnie wszystkich wcześniejszych.”
(str. 350)

Podsumowując:

Świat Pressi to naprawdę makabryczne miejsce, do którego nie chciałabym należeć ani przez chwilę. Bohaterom pomaga przetrwać tylko siła i nadzieja, że być może wkrótce będzie lepiej. Nowa ziemia oczarowała mnie i pozostawiła w mojej czytelniczej duszy kolejny ślad. Wszystkim gotowym na spotkanie z ponurą rzeczywistością i strasznym obrazem przyszłości polecam Nową ziemię – nie pożałujecie swojego wyboru, wydanych pieniędzy i czasu poświęconego na lekturę. 

Layla, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz