Ogromne eksplozje niszczą prawie całą Ziemię – tylko ludzie,
którzy w porę uciekli do Kopuły ocaleli. Wybrani. Zaproszeni. Czyści.
Pozostali, którzy przetrwali katastrofę porównywalną do wybuchu kilku słońc, są
okaleczeni do końca życia, a ich zdeformowane ciała nie pozwalają im normalnie
funkcjonować.
Pressia odlicza dni do swoich szesnastych urodzin. Jak każdy
nastolatek po ukończeniu szesnastego roku życia ma zostać zabrana do OPR,
Organizacji Przenajświętszej Rewolucji. Musi zostawić dziadka, ich małe lokum,
motyle z drutu i cząstkę siebie. Dziewczyna nie chce wstępować do OPR i ucieka.
Nie wie, że mogą ją spotkać gorsze rzeczy od OPR. W tym samym czasie Patridge znajduje tajne przejście, którym
wymyka się z Kopuły i jako Czysty wkracza do świata zniszczonego przez potężne
eksplozje. Chce uwolnić się od ojca tyrana.
Drogi Pressi i Patridge’a krzyżują się, a ich spotkanie może
zmienić bieg historii Nowej Ziemi.
„Grzechem mieszkańców
Kopuły jest to, że przeżyli. Nie mogła ich za to winić, gdyż sama popełniła ten
grzech.”
(str. 57)
Powieści opowiadające o losach świata w przyszłości – po
wybuchach, kataklizmach lub zmianie myślenia społeczeństwa – są wszem i wobec
znane czytelnikom. Myślę, że większość z Was spotkała się z podobnymi
historiami. Ponieważ miałam za sobą kilka wypraw do przyszłości i poznałam
różne wizje autorów, byłam bardzo zainteresowana świetnie przyjętą przez innych
czytelników powieścią pani Baggott. Obok takiej powieści nie można przejść
obojętnie. Moje marzenie o poznaniu losów Pressi spełniło się, kiedy dostałam
książkę do rąk, a wtedy nie istniało już nic innego – tylko ja i przerażający
świat.
Początek wydał mi się trochę nudny; zbyt dużo opisów, mało
dialogów, żadnej akcji, tylko wolne, mogłabym rzec, że leniwe wkroczenie do
ponurej, strasznej rzeczywistości. Odrobinę nudziłam się. Dopiero po jakichś
stu stronach poczułam, że coś zaczyna się dziać, a fakt ten niezmiernie mnie
ucieszył. Obawiałam się, że tak świetny pomysł mógłby zostać zmarnowany przez
brak jakiejkolwiek akcji. Na szczęście wszystko się zmieniło i po następnych
rozdziałach pełną parą wkroczyłam do ciemnych uliczek miasteczka zrujnowanego
przez wybuch.
Świat przedstawiony jest makabryczny – to najlepsze
określenie. Pani Baggott prostymi słowami ujawniła przede mną mroczne sekrety
ludzi, którzy przetrwali. Stopione z ich ciałami przedmioty (czasem nawet żywe
stworzenia), deformacje czy oparzeliny to dopiero początek tego, co zaserwowała
autorka. Podczas czytania opisów informujących o wyglądzie mijanych przez
Pressię ludzi czułam… co czułam? Obrzydzenie? Strach? Mdłości? Chyba wszystko
naraz! W porównaniu z innymi osobami Pressia miała ogromne szczęście, co nie
zmienia faktu, że autorka wcale nie chciała jej oszczędzić. Właśnie ten brak
idealizowania głównej bohaterki nie tyle zaskoczył mnie, ile sprawił, że
chętniej podeszłam do lektury i byłam ciekawsza jak też ta odważna, pełna siły
i determinacji nastolatka poradzi sobie ze swoim ogromnym brzemieniem, bo –
spójrzmy prawdzie w oczy – jak można funkcjonować z głową lalki zamiast
dłoni?
Równie mocno urzekł mnie Bradwell, a co za tym idzie, jego
naprawdę wzruszająca oraz przerażająca historia o ciotce i wujku oraz opowieść
o ptakach w plecach. Śledząc wspomnienia małego chłopca miałam ochotę rozpłakać
się, nie zwracając uwagi na to gdzie jestem. W filmach akcji i dramatach
bohaterowie często muszą podejmować naprawdę trudne decyzje, a wtedy ogarnia
ich rozpacz i wyrzuty sumienia, że tak musieli zrobić. Podobne sceny miałam
przed oczami, zaś emocje bohaterów podziałały na mnie ze zdwojoną siłą. Nutka
dramatyzmu stworzona przez autorkę robi swoje. Makabryczny obraz i tragiczne
przeżycia bohaterów to z pewnością najmocniejsza strona Nowej ziemi – najmocniejsza, a zarazem najstraszniejsza.
Bohaterowie są świetnie wykreowani, charaktery nie powielają
się, każdy ma coś, po czym łatwo można go rozpoznać (nawyk lub rzecz), a przede
wszystkim postaci zostały bardzo dobrze "dopieszczone" przez autorkę. Zdumiewała
mnie siła Pressi, odwaga Bradwella, determinacja Patridge’a, styl bycia El
Capitana (i jego brata) oraz lojalność Lydy. Nawet w czarnych charakterach
można było zauważyć promyki dobroci, które nie mogły przebić się przez warstwy
zawiści, nienawiści i egoizmu.
Miejsce akcji to nie tylko wcześniej wspomniane ponure
uliczki, lecz także ziemie nie nadające się do wydania plonów, siedliska Pyłów,
mroczne, zniszczone lasy oraz gość programu – idealna Kopuła. Podróże
bohaterów, nieustanna zmiana miejsc i przemieszczanie się po różnych zakątkach
czegoś, co dawniej było polami, ogromnymi łąkami, osiedlami i domami jak
najbardziej wpływa korzystnie na ocenę Nowej
ziemi. Dzięki temu możemy spotkać mnóstwo innych postaci, przewinąć się
przez najróżniejsze środowiska i poznać smak przygody – fakt faktem
niebezpiecznej, ale w grupie raźniej i bezpieczniej. Pani Baggott pokazuje
również, że potrafi tworzyć różnorodne miejsca i nie ogranicza się do uliczek
oraz Kopuły. Mnie osobiście bardzo się to podobało.
„Nasi bracia i
siostry, wiemy, że tu jesteście. Pewnego dnia wyjdziemy z Kopuły i przyłączymy
się do Was w pokoju. A na razie przyglądamy się Wam życzliwie z oddali.”
(str. 8)
Język i styl Julianny Baggott to zupełnie inna bajka.
Większość pisarzy posługuje się prostym językiem i ma lekki styl, co można
zauważyć w większości recenzji. W przypadku pani Baggott jest inaczej. Język
jest przystosowany to nastoletnich czytelników, zaś styl godny pozazdroszczenia
i wyćwiczony, ale całość tworzy rzadko spotykaną mieszankę. Czytając dzieło
pani Baggott trzeba skupić się na połykanych wyrazach, gdyż łatwo można zgubić
wątek i tym samym zapomnieć o co chodziło. Nie zmienia to faktu, że obie rzeczy
bardzo wciągają, a trzecioosobowa narracja i wszechwiedzący narrator umożliwia
śledzenie losów najważniejszych postaci. Po prostu na przygodę Pressi oprócz czasu
trzeba również poświęcić uwagę.
Przewidywalność to chyba jedyny minus Nowej ziemi. W połowie książki odkryłam niektóre fakty i tylko
czekałam na potwierdzenie moich domysłów. Nie jest to jakaś szczególna ujma dla
pierwszej części serii Świat po wybuchu,
jednak czułam, że do oryginalnego pomysłu pani Baggott wkradła się nutka
schematyzmu.
Lekki wątek miłosny wynagradza krzywdę w postaci
przewidywalności. Byłam zachwycona tym jak delikatnie autorka potrafi wykraść
dla bohaterów chwilkę na troskę, miłość i współczucie. W sytuacji Pressi nie ma
czasu na amory, bo walka toczy się na śmierć i życie, lecz pani Baggott
postanowiła umilić bohaterom czas i chwała jej za to. Inaczej całość wydawałaby
się trochę sucha i pozbawiona tego „czegoś”.
Ku mojemu zdziwieniu punkt kulminacyjny nie okazałam się
wielkim „bum!”, ale przyznam szczerze, że nie czekałam na nic szczególnego.
Autorka dostarcza mnóstwa wrażeń w czasie czytania i gdyby mocno zakończyła
pierwszą część całość mogłaby wydawać się lekko przesadzona. Moim zdaniem
zakończenie było świetne, subtelne i
zrobiło na mnie duże wrażenie.
„- Utraty nakładają
się na siebie – rzekł Bradwell. – Nie można doświadczać jednej, nie
doświadczając jednocześnie wszystkich wcześniejszych.”
(str. 350)
Podsumowując:
Świat Pressi to naprawdę makabryczne miejsce, do którego nie
chciałabym należeć ani przez chwilę. Bohaterom pomaga przetrwać tylko siła i
nadzieja, że być może wkrótce będzie lepiej. Nowa ziemia oczarowała mnie i pozostawiła w mojej czytelniczej
duszy kolejny ślad. Wszystkim gotowym na spotkanie z ponurą rzeczywistością i
strasznym obrazem przyszłości polecam Nową
ziemię – nie pożałujecie swojego wyboru, wydanych pieniędzy i czasu
poświęconego na lekturę.
Layla, 16 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz