To, że Miles Davis był wielkim
muzykiem, który wniósł naprawdę wiele do rozwoju muzyki, a w szczególności
jazzu, to sprawa oczywista. Jeśli nawet ktoś nie zna jego muzyki, to nazwisko
tego mistrza trąbki musiało mu się niejednokrotnie obić o uszy. Tacy ludzie nie
pojawiają się jednak znikąd, dlatego wszystkim ciekawym rodzenia się legendy
polecam książkę ,,Miles: Autobiografia’’, będącą zebraniem przez Quincy’ego
Troupe’a intymnych wyznań samego Milesa Davisa.
W swojej
opowieści Davis cofa się aż do samego dzieciństwa, przedstawiając, jak wielki
wpływ mieli na niego otaczający go ludzie i wszechobecna muzyka. Już od samego
początku fascynował go dźwięk, a możliwość zostania muzykiem rozważał bardzo
poważnie. Później zaczęło się robić
jeszcze ciekawiej. Grał prawie bez przerwy, uczył się od legendarnych
jazzmanów, aż wreszcie miał okazję występować u ich boku w licznych klubach.
Kolejnym krokiem w jego karierze było przeniesienie się do Nowego Yorku, pod
pozorem uczęszczania go szkoły, choć tak naprawdę chodziło tylko o muzykę. Już
w młodym wieku, dwudziestukilku lat, stał się ważną i cenioną osobą. Jego czas
zaczęły wypełniać jam sessions, trasy koncertowe i nagrania w studiach.
Z
,,Autobiografii’’ dowiadujemy się, jak w XX wieku rozwijała się muzyka.
Poznajemy realia nie tak dawnych czasów, czujemy prawie-że więź ze znanymi
osobistościami. Billie Holiday, Ray Charles, Prince czy Jimi Hendrix to tylko
niektóre postaci, o których wspomina Miles Davis, człowiek, który spotykał ich
nie raz i nie dwa. Światek muzyczny jest właściwie na wyciągnięcie ręki.
A co
najważniesze, Davis opowiada o sobie nie bez nuty krytycyzmu, przypominając
swoje wzloty i upadki. Nie ma dla niego tematów tabu, nie cofa się nawet przed
przyznaniem do uzależnienia od narkotyków. Bez oporów porusza tematy rasizmu,
kobiet i showbusinessu, mówiąc dokładnie to, co myśli, nie bojąc się używania
mocnych słów. Jawnie chwali lub krytykuje wszystkich, których poznał. Burzy
mity, jakie powstały na jego temat, ze stosowną dozą humoru. I oczywiście, ani
na chwilę nie zapomina o muzyce, swojej największej miłości. W końcu całe jego
życie kręciło się właśnie wokół niej. W swoich bardzo personalnych wyznaniach
znajduje czas na refleksję, opowiada o filozofii życiowej, o tym, czym jest dla
niego muzyka i wreszcie, jak powinno się ją tworzyć. Bo mimo że niejeden mógłby
pomyśleć, że trzymając się generalnie jazzu, Davis należy raczej do
konserwatystów, muzyk sam przyznaje, że w muzyce ważne są zmiany i ciągły
rozwój.
Podziękowania
należą się także Quincy’owi Troupe’owi, redaktorowi, który zebrał wszystkie
słowa Davisa i włożył je między karty książki, dodając do nich liczne
fotografie.
Krótko
mówiąc, ,,Miles: Autobiografia’’ to interesująca pozycja, mogąca zaciekawić wiele osób.
Dori, 18 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego,
a do recenzji otrzymaliśmy ją od Grupy Wydawniczej Publicat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz