tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

poniedziałek, 10 marca 2025

"Dracula" - Bram Stoker - recenzja

Draculę przeczytałem zaledwie kilka sekund temu i mogę szczerze powiedzieć, że ta powieść Brama Stockera, będąca klasycznym przykładem literatury gotyckiej, przypadła mi do gustu.

Powieść zaczyna się od podróży służbowej młodego agenta nieruchomości do Transylwanii, do zamku Dracula, gdzie spotkać się ma z niejakim hrabią Dracula. 

Cel? 

Sprzedać panu hrabi działkę pod Londynem. 

Co jest w tym ciekawego? 

Agent odkrywa, że został we wspomnianym zamku uwięziony, a hrabia nie wydaje się być zwykłym człowiekiem. Już od tych pierwszych rozdziałów spodobały mi się opisy Brama Stokera. Były barwne i pobudzały moją wyobraźnię do tworzenia porywających obrazów rodem z komiksów. Jednakże takie, długie i (moim zdaniem) wspaniałe opisy nie są częste; mogę wymienić zaledwie 3. Taka mała liczba (książka liczy sobie 359 stron, wydanie wydawnictwa Zielona Sowa z 2005) zapamiętanych przeze mnie opisów wynika z faktu, że po prostu nie było ich tak dużo.

Historię Draculi poznajemy poprzez listy, notatki i wpisy do dzienników - przez to często mierzymy się ze zdawkowymi, niepełnymi opisami.  Dla mnie nie było to problemem, ale wierzę, że niektórych może odrzucić taki zapis. Osobiście jednak uważam, że przez ten brak licznych rozbudowanych opisów (nie liczyłem ich, mówię to co pamiętam) autor dobrze, realistycznie oddał sposób zapisywania notatek w dziennikach - ich autorzy przelotnie opisują wydarzenia (ich zdaniem) nieistotne skupiając się tylko na tych ważnych.

Jeżeli mowa o dobrym, godnym pochwały aspekcie książki - nie są nim bohaterowie. Uważam ich za nudnych, a momentami wręcz nieprzyjemnych. Dwie kobiece bohaterki przez większość czasu, zamiast pomagać innym bohaterom, popychać fabułę do przodu ubolewają nad swoją sytuacją albo piszą o tym jak bardzo kochają swoich mężów/narzeczonych/przyjaciół. Poza tym nie mają żadnych cech charakteru. Nic. Praktycznie to samo tyczy się męskich bohaterów - są odważni, szlachetni, poświęcą swoje życie za kobiety, które cenią. Zamieni się ich imiona i nic się nie zmienia. (da się to przecierpieć, gdy się o tym nie myśli).

Przez to nie związałem się z bohaterami i do ostatniego rozdziału podchodziłem z mieszanymi uczuciami - z jednej strony byłem ciekaw jak potoczą się losy Draculi, Dr Van Helsinga i innych bohaterów, a z drugiej czułem obojętność. (Zakończenie podobało mi się, acz ja inaczej bym je opisał - bardziej szczegółowo, tak aby pewne segmenty bardziej wybrzmiały).

Chciałem jeszcze napisać, że książkę czytało mi się szybko - nie że dosłownie, przeczytanie jednego rozdziału zwykle trwało jakieś 30-40 minut (najpewniej po prostu czytam powoli, nie jestem pewien), jednakże ja nie odczuwałem tego upływu czasu - w szczególności w późniejszej części historii; kiedy ta się rozkręciła, czas przy lekturze mijał mi szybko. Jedynie nie znosiłem czytać przemówień/dłuższych wypowiedzi dr Van Helsinga – używa on bardzo dziwnej i moim zdaniem nieprzyjemnej składni: orzeczenie wyrzuca na koniec zdania. Nie znosiłem czytać tego, co mówił, mimo że mnie to ciekawiło. 

W skrócie: powieść interesująca jako ciekawostka historyczna (teraz mogę mówić z dumą, że przeczytałem oryginalnego "Draculę") i nawet przyjemna lektura na parę wiosennych wieczorów, ale nie uważam tej za książkę wybitną. Dobrą, taką 6-7/10??? Nie jestem pewien.

Szymon

środa, 5 marca 2025

"Caraval" - Stephanie Garber - recenzja

Stephanie Garber jest autorką cyklów „Caraval” i „Baśń o Złamanym Sercu”. To właśnie ta druga seria zainteresowała mnie najbardziej, ponieważ najwięcej o niej słyszałam. Jednak jako że jest spin-offem „Caravalu”, postanowiłam najpierw zapoznać się z oryginalną trylogią.

„Caraval” to trylogia romantasy opowiadająca o losach sióstr Scarlett i Donatelli Dragna. Mieszkają – a właściwie są więzione – na wyspie Trisda, rządzonej przez ich okrutnego ojca, gubernatora. Ich los odmienia się, gdy otrzymują zaproszenie na Caraval, niezwykłe widowisko organizowane przez tajemniczego Mistrza Legendę. Decyzja o udziale w tej niezwykłej grze staje się punktem zwrotnym, który kieruje ich życie na zupełnie nowe tory. Wkrótce siostry doświadczą prawdziwej przygody, odkryją sekrety przeszłości i poznają jak potężna i niebezpieczna jest miłość. Tymczasem nad ich krainę nadciąga wielkie zagrożenie – legendarne Mojry, potężne i nikczemne istoty uwięzione w Talii Przeznaczenia, po wiekach wygnania powracają, by odzyskać swoje moce i pogrążyć świat w chaosie. Jedynymi, które mogą je powstrzymać, są… Scarlett i Tella.

Ocena tej serii nie jest łatwa – choć ma wiele zalet, nie brakuje jej również wad. Pierwszy tom, „Caraval”, uważam za najsłabszy, co przyjęłam z żalem, bo naprawdę chciałam go polubić. Świat przedstawiony jest słabo zarysowany, a fabuła pełna nieścisłości i luk. Historia opowiedziana jest z perspektywy Scarlett, bohaterki równocześnie ciągle niezdecydowanej i podejmującej najgorsze decyzje. Julian, jej towarzysz podczas Caravalu, ma z kolei jedynie dwie cechy: jest okropnie przystojny i okropnie irytujący, o czym Scarlett bez przerwy czytelnikom przypomina. Przez większość książki ich relacja sprowadza się do tego, że Julian z nią flirtuje, a ona nie wie, czy powinna go pocałować, czy mu przyłożyć.  Sam tytułowy Caraval również mnie rozczarował. Oczekiwałam pełnego magii turnieju a dostałam… no właśnie, nie wiadomo co. Rozgrywka polega głównie na tym, że Scarlett błąka się po mieście, a wskazówki same wskakują jej w ręce. Mimo że gra toczy się w miejscu pełnym cudowności, trudno to odczuć, zwłaszcza że Scarlett, choć rzekomo zafascynowana Caravalem od lat, rzadko kiedy decyduje się go odkryć. Zakończenie powieści jest konfundujące oraz zawiera w sobie tuzin zwrotów akcji, przeczących i sobie nawzajem, i wszystkiemu co dowiedzieliśmy się z reszty powieści. Na szczęście wszystkie nieścisłości zostają wytłumaczone… stwierdzeniem że od początku to wszystko była przecież tylko gra.

Dwa kolejne tomy są zdecydowanie lepsze, choć wciąż nie idealne. Świat przedstawiony zostaje rozwinięty, a koncept Talii Przeznaczenia, Mojr oraz przeklętych miejsc i przedmiotów jest bardzo ciekawy. Fabuła staje się bardziej przemyślana, a Tella okazuje się lepszą protagonistką niż Scarlett, którą doceniłam, gdy przestała być jedyną główną bohaterką. Cieszyło mnie, że obie siostry otrzymały tyle samo uwagi i żadna z nich nie była wyraźnie faworyzowana. Postacie Juliana czy Mistrza Legendy również zyskują na głębi w kolejnych tomach. Głównym problemem serii jest jednak nadmierne skupienie na wątkach miłosnych obu sióstr, co odbiło się na pozostałych aspektach fabuły. Paradoksalnie, wątki romantyczne są mało wiarygodne – bohaterowie w jednej chwili nie znoszą się, a w drugiej darzą się bezgraniczną miłością. Zabrakło mi także większego rozbudowania świata przedstawionego, który zgłębiany był tylko wtedy, gdy fabuła nie mogła się bez tego obyć, przez co wiele wątków pozostało niedopowiedzianych lub porzuconych. Przykładowo nadal nie znamy przeszłości Mistrza Caravalu czy Juliana, a wątek babci sióstr i jej powiązań z Caravalem, poruszony w pierwszym tomie, zostaje całkowicie zapomniany w następnych.

Mimo wszystko polecam tę serię. To ciekawe i przyjemne książki, a wielu innych czytelników darzy je zdecydowanie większym uwielbieniem niż ja, więc powinny przypaść do gustu większości fanom młodzieżowego romantasy. 

Warto pamiętać, że to debiutancka seria autorki, a każdy kolejny tom wypada lepiej od poprzedniego. Ja zdecydowanie sięgnę po spin-off serii, którego nie mogę się doczekać.


Dominika