Powieść zaczyna się od podróży służbowej młodego agenta nieruchomości do Transylwanii, do zamku Dracula, gdzie spotkać się ma z niejakim hrabią Dracula.
Cel?
Sprzedać panu hrabi działkę pod Londynem.
Co jest w tym ciekawego?
Agent odkrywa, że został we wspomnianym zamku uwięziony, a hrabia nie wydaje się być zwykłym człowiekiem. Już od tych pierwszych rozdziałów spodobały mi się opisy Brama Stokera. Były barwne i pobudzały moją wyobraźnię do tworzenia porywających obrazów rodem z komiksów. Jednakże takie, długie i (moim zdaniem) wspaniałe opisy nie są częste; mogę wymienić zaledwie 3. Taka mała liczba (książka liczy sobie 359 stron, wydanie wydawnictwa Zielona Sowa z 2005) zapamiętanych przeze mnie opisów wynika z faktu, że po prostu nie było ich tak dużo.
Historię Draculi poznajemy poprzez listy, notatki i wpisy do dzienników - przez to często mierzymy się ze zdawkowymi, niepełnymi opisami. Dla mnie nie było to problemem, ale wierzę, że niektórych może odrzucić taki zapis. Osobiście jednak uważam, że przez ten brak licznych rozbudowanych opisów (nie liczyłem ich, mówię to co pamiętam) autor dobrze, realistycznie oddał sposób zapisywania notatek w dziennikach - ich autorzy przelotnie opisują wydarzenia (ich zdaniem) nieistotne skupiając się tylko na tych ważnych.
Jeżeli mowa o dobrym, godnym pochwały aspekcie książki - nie są nim bohaterowie. Uważam ich za nudnych, a momentami wręcz nieprzyjemnych. Dwie kobiece bohaterki przez większość czasu, zamiast pomagać innym bohaterom, popychać fabułę do przodu ubolewają nad swoją sytuacją albo piszą o tym jak bardzo kochają swoich mężów/narzeczonych/przyjaciół. Poza tym nie mają żadnych cech charakteru. Nic. Praktycznie to samo tyczy się męskich bohaterów - są odważni, szlachetni, poświęcą swoje życie za kobiety, które cenią. Zamieni się ich imiona i nic się nie zmienia. (da się to przecierpieć, gdy się o tym nie myśli).
Przez to nie związałem się z bohaterami i do ostatniego rozdziału podchodziłem z mieszanymi uczuciami - z jednej strony byłem ciekaw jak potoczą się losy Draculi, Dr Van Helsinga i innych bohaterów, a z drugiej czułem obojętność. (Zakończenie podobało mi się, acz ja inaczej bym je opisał - bardziej szczegółowo, tak aby pewne segmenty bardziej wybrzmiały).
Chciałem jeszcze napisać, że książkę czytało mi się szybko - nie że dosłownie, przeczytanie jednego rozdziału zwykle trwało jakieś 30-40 minut (najpewniej po prostu czytam powoli, nie jestem pewien), jednakże ja nie odczuwałem tego upływu czasu - w szczególności w późniejszej części historii; kiedy ta się rozkręciła, czas przy lekturze mijał mi szybko. Jedynie nie znosiłem czytać przemówień/dłuższych wypowiedzi dr Van Helsinga – używa on bardzo dziwnej i moim zdaniem nieprzyjemnej składni: orzeczenie wyrzuca na koniec zdania. Nie znosiłem czytać tego, co mówił, mimo że mnie to ciekawiło.
W skrócie: powieść interesująca jako ciekawostka historyczna (teraz mogę mówić z dumą, że przeczytałem oryginalnego "Draculę") i nawet przyjemna lektura na parę wiosennych wieczorów, ale nie uważam tej za książkę wybitną. Dobrą, taką 6-7/10??? Nie jestem pewien.
Szymon