Gdy po raz pierwszy zobaczyłam „Francuskiego ogrodnika” Santy Montefiore przez głowę przebiegła mi myśl „O nie ! Znowu romansidło?!”. Nie myliłam się.
Książka ta opowiada o wprowadzającej się do wiejskiej posiadłości rodziny
Claybourne'ów. Mąż zajęty pracą, a dzieci oglądaniem durnych kreskówek w
telewizji, zostawiają Mirandę samej sobie. Ta dowiaduje się, że przed ich
przybyciem, kilka dobrych lat wstecz, ich ogród był uważany za jeden z
najpiękniejszych w okolicy. Postanawia przywrócić mu dawną świetność i sławę.
Zatrudnia ogrodnika...francuskiego ogrodnika... I nagle zaskoczenie! Jak grom z
jasnego nieba obdarzają się uczuciem.
Nie jestem przeciwniczką romansów. Wręcz przeciwnie bardzo
je lubię. Często jestem zauroczona najbardziej banalnymi historiami. Podobnie
jest i w tym przypadku. „Francuski ogrodnik” może wydawać się ckliwy i banalny,
a historia „stara jak świat” i oklepana ze wszystkich stron, ale mnie to nie
przeszkadza. Piękne opisy natury i życia „pospolitych” ludzi, w pozytywnym tego słowa
znaczeniu, w magiczny sposób hipnotyzują czytelnika. I nawet nie przeszkadza mi
to, że ten ogrodnik jest Francuzem, jakby miało to go do czegoś zobowiązywać ;)
Spędziłam z tą książką kilka przyjemnych, niezobowiązujących i lekkich chwil.
Polecam tym, którzy czasami odrywają się od literatury wysokich lotów i nie
boją się splamić swojej listy lektur czymś prostym. Może i ckliwe,
sentymentalne i pretensjonalne, ale jak dobre na odreagowanie i oderwanie się
od swoich codziennych problemów! Polecam!
Mariola, 18 lat
Za relaksującą lekturę dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.
Bardzo lubię romanse, ten zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuń