„Ołowiany świt” to debiutanckie dzieło polskiego autora i
tłumacza Michała Gołkowskiego. Jest to powieść, na którą składają się
pomniejsze opowiadania umiejscowione w uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a, świecie
stworzonym przez braci Strugackich.
Jednakże wraz z katastrofą elektrowni
jądrowej w Czarnobylu w 1986 r. realia tamtego świata zaczęły się
urzeczywistniać. Czarnobylska Zona pochłonęła Strefę, która pierwotnie była
obiektem inwazji obcej supercywilizacji. Odtąd we wszystkich filmach i grach - stalker, choć jego fach znacznie się nie zmienił, figurował jako osoba
przemierzająca obszary wypatrzone przez niszczycielską moc elektrowni jądrowej.
Również i tym razem nie jest inaczej. Główny bohater Miszka
zwany też Misiem pewną nogą wstępuje na tereny, które już dwukrotnie dosięgnął
gniew reaktora. Z przyjemnie leżącą bronią w dłoni, dającą choć cień
bezpieczeństwa, z podstawowym ekwipunkiem zwiększającym o nikłe procenty szanse
przeżycia, polski stalker wyrusza na pełne zagrożeń rajdy. Droga nafaszerowana
licznymi anomaliami aż roi się od różnorodnych mutantów. Zona już czeka… czeka
na choćby najmniejszy błąd.
Przez większość opowiadań Miszka wędruje poprzez opuszczoną
strefę zamkniętą, mierzy się z tworami reaktora, poszukuje artefaktów i odkrywa
tajemnice na tyle, na ile Zona pozwala. Każdy z tych tekstów odkrywa też rąbek
prawdy o eksperymentach prowadzonych po drugiej katastrofie. Niemałym zaskoczeniem
w książce okazał się dla mnie wątek miłosny. Nie sądziłam, że w Zonie jest
miejsce dla tym podobnych motywów, a tym bardziej moje odczucie narastało na
myśl umiejscowienia go pomiędzy opowiadaniami skupiającymi się na walce z budzącymi
lęk mutantami. Dlatego też moja podświadomość
automatycznie zakwalifikowała te opowiadania jako ewidentny wypadek przy
pracy Michała Gołkowskiego.
Godnym pochwały elementem wykorzystanym głównie do budowania
nastroju jest narracja pierwszoosobowa. Za pomocą bieżących przemyśleń i odczuć
Miszki, autor dodatkowo przybliża nam stalkerski fach i pewne schematy
postępowania w Zonie. Warto również zwrócić uwagę na sposób w jaki został
przedstawiony „lokalny koloryt”. Bardzo dokładne opisy pobudzają fascynacje niesamowitą, aczkolwiek zdecydowanie niepokojącą Strefą. W jakiś naprawdę
niepojęty sposób, świat przedstawiony w „Ołowianym świcie” potrafi intrygować
czy też nawet urzekać swoją śmiercionośną naturą.
Niezwykle obiecujące wydaje się otwarte zakończenie oraz
niedokończone wątki, którymi być może Michał Gołkowski pozostawił sobie otwartą
furtkę do stworzenia kolejnego tomu przygód Michała Markowicza.
Sądzę, ze fani uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a powinni być jak
najbardziej usatysfakcjonowani i dumni z polskiej odsłony ich ulubionego
świata.
Naya,
17 lat
Za ciekawą książkę dziękuję Wydawnictwu Fabryka Słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz