Wojna domowa wielkimi krokami zbliża się do Carthyi. Wszyscy
wierzą, że król zapobiegnie nadciągającej bitwie, jednak nikt nie ma pojęcia,
że rodzina królewska zginęła. O tron walczą doradcy króla, którzy za wszelką
cenę chcą objąć władzę nad niewielkim państwem. Tymczasem arystokrata Connor –
osoba bardzo związana ze zmarłym królem – postanawia osadzić na tronie
fałszywego księcia, a wszystko to po to, by nie dopuścić egoistycznych posłów
do władzy i nie zesłać w ten sposób plagi nieszczęść.
Wybiera czterech chłopców.
Wśród nich jest czternastoletni Sage, znany (i nielubiany) przez swój spryt,
ostry język i cwaniactwo. Pomimo tego, że chłopiec od samego początku zna
intencje Connera, postanawia ze wszystkich sił starać się o tytuł fałszywego
księcia, aby rozpocząć swoją własną grę. Jednak konkurencja nie śpi – pozostali
dążą do tego samego. Księciem zostanie nie ten, który najlepiej posługuje się
liczbami i potrafi najszybciej czytać, lecz ten, który uwierzy w to, iż to on
jest prawdziwym zaginionym synem króla.
„Mój ojciec mówił, że
człowiek może być wykształcony, a i tak głupi, a człowiek mądry wcale nie musi
kończyć szkół.”
(str. 52)
Akcja rusza od samego początku – dosłownie. Przedstawiony w
niej Sage, jak zawsze, wpakował się w tarapaty, czym przysporzył pani Turbeldy
mnóstwo kłopotów. Ale tak właśnie ten czternastoletni chłopiec radzi sobie z
ponurą atmosferą sierocińca – musi coś przeskrobać. Tak więc akcja wciąga nas
od pierwszej strony, a ukazany w śmiesznej (hm, powinnam powiedzieć tragicznej)
sytuacji Sage doprowadził mnie do śmiechu. Gdyby większość powieści zaczynała
się w tak świetny sposób, mogłabym przymknąć oko na wszystkie inne wady!
Pierwsze wrażenie było jak najbardziej pozytywne, głównie dzięki pyskatej i
sprytnej postaci głównego bohatera.
Kilka stron później poznajemy Connera, czyli autora całego
cwanego planu. Z początku nie wiedziałam, co o nim myśleć. Miły? Władczy? Pewny
siebie? Na pewno bogaty! Miałam wątpliwości, co do tego bohatera, lecz na
szczęście zostały one rozwiane przez kolejne rozdziały. Na pewno Connera mogę
przedstawić tak: inteligentny, lecz nie tak sprytny jak Sage.
Jak mówi opis, czterech chłopców stara się o miano
fałszywego księcia. Wkraczają do zupełnie innego świata. Nie są już głodni ani
brudni, a w domu Connera każdy z nich ma własnego służącego. Przyznam szczerze,
że jeśli chodzi o pozostałych chłopców walczących o tron, to… nie zaufałabym
żadnemu z nich. Wszyscy mieli w sobie ziarnko dobra, lecz bardziej dawały się
we znaki negatywne cechy tych postaci i ich niekiedy straszne myśli. Sage
raczej taki nie był. Kierował się przede wszystkim sprytem, a nie rządzą
władzy, co uchroniło go przed wieloma przykrymi zdarzeniami, ale także
przysporzyło kolejnych kłopotów. Tak jak mówię – nie ufałabym żadnemu z nich.
Pani Nielsen świetnie przedstawiła charaktery postaci i nie starała się żadnej
na siłę idealizować. Chwała jej za to!
Styl autorki jest bardzo dobry. Uważam, że świetnie
poradziła sobie, przedstawiając historię w pierwszej osobie. Doprawdy – nigdy
wcześniej nie czytałam podobnej książki, w której narratorem pierwszoosobowym
byłby sam główny bohater. Tymczasem wcielenie się w postać Sage’a wyszło pani
Nielsen świetnie, lekko, zabawnie i przyjemnie. Podczas czytania nie natrafiłam
na żadne trudne zwroty. Autorka równie pięknie wciągającymi, niezbyt długimi
opisami ukazała średniowieczną rzeczywistość i życie sieroty w ogromnym,
bezlitosnym świecie. Jak dla mnie było cudownie! Styl pani Nielsen i lekki
język, którym się posługuje, dodały uroku Fałszywemu
księciu.
„- Czasy zawsze są
trudne – odparłem. – Zmieniają się tylko przyczyny problemów.”
(str. 384)
Skoro pierwsza część Trylogii
władzy ma w sobie tyle plusów, dlaczego daję ocenę 7/10? Otóż… Czegoś mi
brakowało. W niektórych książkach jest coś takiego, co porywa czytelnika,
wkrada się do jego wrażliwej duszy i całkowicie obezwładnia. Tego haczyka nie
było w Fałszywym księciu. Historia
Sage’a wciąga i trzyma w napięciu do samego końca, ale po zakończeniu przygody
z grupą chłopców pomyślałam tylko „Bardzo dobra. Daje 7/10. Teraz czytam
kolejną”. Zwykle po przeczytaniu jakiejś książki muszę zrobić sobie dzień
(ewentualnie dwa) przerwy, żeby powspominać niezwykłe chwile z bohaterami,
czasami uronić kilka łez lub kartkować książkę, aby dojść do najlepszych
momentów. W tym wypadku tak nie było. Fałszywy
książę oczarował mnie postacią Sage’a, rozwojem zdarzeń i świetnym
warsztatem pisarskim pani Nielsen, ale nie zostawił w mojej duszy żadnego
śladu. Nie wiem, dlaczego. Po prostu przeżyłam wspaniałą przygodę z czterema
różnymi od siebie chłopcami, a po zamknięciu książki każdy nich wstał się tylko
wspomnieniem tego, co spotkałam w Fałszywym
księciu. Nic więcej.
Oczywiście fakt, że pierwszy tom Trylogii władzy nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia, a
jedynie stał się przyjemną lekturą pośród innych powieści, nie zniechęca mnie
do kolejnej części. Z niecierpliwością czekam na drugi tom. Jestem ciekawa, jak
pani Nielsen rozwinie akcje i co stanie na przeszkodzie bohaterom.
Layla, 16 lat
Za miłe chwile z książką dziękuję Wydawnictwu Egmont.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz