Znacie Jeremy’ego Clarksona? To taki prawie dwumetrowy facet
w średnim wieku, który wciąż narzeka, że wnętrza aut są zbyt ciasne.
Współprowadzący motoryzacyjnego programu Top Gear o typowo brytyjskim poczuciu
humoru. Lubi samochody, lecz zdaje się, że jego pasją jest również wyśmiewanie
wszystkiego i wszystkich.
Jego teksty są zawsze pełne ironii i sarkazmu, a
także teorii spiskowych wszelkiego rodzaju. Myślicie sobie: „Co za okropny
człowiek!” a mimo to...czytacie dalej. Oczywiście, może się zdarzyć, że w pewnym
momencie wręcz rzucicie książką o ziemię, patrząc na nią ze wstrętem. Na
przykład wtedy, gdy autor nazwie waszego ulubionego tenisistę „hiszpańską
małpą” (jak to było w moim przypadku). Ale jesteśmy istotami ciekawskimi, co
sprawia, że zapragniecie zobaczyć, co ma jeszcze do powiedzenia. Spotęguje to
fakt, że
a) zatęsknicie za tym ostrym, specyficznym humorem, oraz
b)
będziecie chcieli zobaczyć, czy może sprostuje to, za co go chwilowo
znienawidziliście (nie sprostuje) - sprawi, że powrócicie do lektury.
Tak było w moim przypadku. I co wtedy? Gdy już przyzwyczaicie się, że
określenie „niepoprawny” to drugie imię Clarksona, zaczniecie śmiać się razem z
nim, a tym samym czerpać z lektury przyjemność. I nawet, jeśli nie dołączycie
do grona jego fanów, to zapewniam, że będziecie odkładać tę książkę z uśmiechem
na twarzy.
„Wytrącony z równowagi” to zbiór felietonów. Bardzo takową
formę lubię. Dobrze się ją czyta, styl jest swobodniejszy, a spostrzeżenia
autorów śmieszą lub smucą, ale zazwyczaj zasługują na określenie
„interesujące”. Szczególnie, gdy pisze je taki, na przykład, Clarkson
–inteligentny i szczery do bólu.
A o czym pisze? O znienawidzonych przez siebie motocyklach,
leworęcznych, kozach, letnich imprezach, myciu samochodu jako kompletnej
stracie czasu. I o autach jako takich – od Volkswagena Passata przez Astona
Martina Vantage’a, aż po Lamborghini Gallardo (które jest przepiękne). A wiecie
co jest najlepsze? To, że nawet jeśli nie znacie się zbyt dobrze na
samochodach...to w niczym nie przeszkadza. Co mi bardzo pasuje, bo ekspertem w
tej dziedzinie stanowczo nie jestem.
Minusy? Istnieją, oczywiście. Największym jest fakt, że
felietony pochodzą z lat 2008-2009, co było..hm, po prostu trochę dawno.
Nowości samochodowe przestały w tym czasie być nowościami, zgodzicie się ze
mną. Kolejna sprawa – umieszczenie zdjęć opisywanych aut na dwóch wkładkach.
Kartkowanie całej książki za każdym razem, gdy chcecie zobaczyć, o jakim
samochodzie traktuje rozdział, jest dość irytujące. (Niemniej jednak dobrze, że
artykuły w ogóle są zilustrowane. Choćby w niekoniecznie trafiony sposób. Ja z
upodobaniem raz po razie oglądałam, podziwiałam, oceniałam.) Podobnie z notkami
biograficznymi osób wspomnianych w felietonach, umieszczonych na końcu książki.
Dużo lepiej, moim zdaniem, sprawdziłyby się przypisy.
Jeśli spodobał Wam się styl Jeremy’ego, sięgnijcie po jego
pozostałe książki (szczególnie po „Świat według Clarksona”).
A więc do dzieła, czytamy, czytamy! Macie moje
błogosławieństwo :)
Lilisa, 16 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Insignis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz