W czasie swojego pierwszego przeskoku w czasie Anna
wylądowała w XV-wiecznej Wenecji, poznając tajemnice podróżowania po epokach.
Miała okazję spotkać Starców, Obrońców Czasu, zasady przeskakiwania oraz…
Sebastiana. Teraz, półtora roku po wycieczce do Wenecji z 1499 roku,
przystępuje do szeregów Obrońców i razem ze swoim chłopakiem Sebastianem
naprawia przeszłość. Jednak podczas jej nieobecności dzieje się coś złego:
wysłany na tajną misję Sebastiano nie wraca i pozostaje we Francji w 1625 roku
jako jeden z muszkieterów kardynała Richelieu, a najgorsze jest to, że nie
rozpoznaje Anny, kiedy ta przybywa mu na ratunek. Anna zrobi wszystko, aby
ukochany odzyskał pamięć i wrócił z nią do XXI wieku, ale czy zadanie okaże się
łatwe?
Po Złoty most
sięgnęłam głównie przez sentyment do niemieckich pisarek, które kilkakrotnie
zauroczyły mnie swoją twórczością. Chociaż Magiczna
gondola niespecjalnie mnie porwała, to ze Złotym mostem wiązałam duże nadzieje (jest to zasługa wymienionych
w opisie muszkieterów). Zacznę może od bohaterów, którzy praktycznie nic się
nie zmienili.
Anna dalej wydawała mi się trochę płytką postacią, bez uczuć
i cech wyraźnie ukazujących jej charakter. Czytając kontynuację Magicznej gondoli miałam wrażenie, że
pełni raczej funkcję narratora niż głównej bohaterki wprowadzającej nas w swój
świat – opisywała swoje przygody i życie codzienne bez żadnych barw czy
uśmiechu. Czytelnik nie ma większego wglądu w jej duszę i myśli. Sytuacje
kompromitujące ją na oczach ważnych ludzi tylko pogarszały jej i tak nieciekawą
sytuację. Z kolei Sebastiano wciąż pozostał dla mnie wielką zagadką (w
fragmentach na początku i na końcu, przed zanikiem pamięci). W poprzedniej
części nie czułam się specjalnie związana z tym bohaterem, jego charakter nie
czynił go kimś szczególnym i w Złotym
moście dalej uważałam go za nijaką osobę.
Nutka tajemnicy, która zwykle towarzyszyła José wydała mi
się taka… sztuczna. Wymagałam od tej postaci czegoś więcej, jakiegoś drugiego
oblicza lub czegokolwiek ujawniającego jego prawdziwą naturę, tymczasem
pozostał sobą. Może to i dobrze? Z drugiej strony miałam nadzieję, że w Złotym moście bardziej przyczyni się do
wielu ważnych wydarzeń. Niestety – tak się nie stało. Ogólnie rzecz biorąc
kreacja bohaterów nie spodobała mi się ani trochę. Dużą wagę przywiązuję do
postaci, bo one w największym stopniu tworzą klimat powieści oraz pokazują
czytelnikowi swój świat, lecz w Złotym
moście pani Völler nie dodała żadnemu z nich ani odrobiny kolorów. Byli
tacy sami, jak w pierwszej części. To dobrze, że autorka utrzymała tamten
poziom, ale także dla mnie odrobinę źle, bo oczekiwałam czegoś więcej od Anny,
Sebastiana i postaci pojawiających się w pierwszym tomie.
Warsztatowi pisarskiemu pani Völler nie mam nic do
zarzucenia, ale nie zaimponował mi niczym. Ot taki przystępny styl i lekki język
idealny dla nastoletnich czytelników, jednak bez żadnych rewelacji. Nie czułam
też magii XVII-wiecznej Francji – miałam wręcz wrażenie, że akcja dalej toczy
się w Wenecji, ponieważ oprócz francuskich nazw, miejsc i kilku zwrotów nie
było żadnych elementów nadających klimat Francji z 1625 roku. Mocniej można go
było poczuć w Magicznej gondoli, ale
tutaj nie za bardzo. Miejsce akcji mogło być piękniej przedstawione, gdyby
autorka włożyła w to trochę więcej serca.
Chociaż Złoty most
nieszczególnie przypadł mi do gustu – głównie przez bohaterów, klimat i styl
pani Völler – to w całej powieści spodobał mi się jeden wątek, a jest nim
uczucie między Sebastianem i Anną. W tym miejscu zostałam mile i pozytywnie
zaskoczona! Jak wiadomo, Sebastiano traci pamięć w dziwnych okolicznościach.
Kiedy spotyka Annę ma mieszane uczucia, lecz wkrótce zaczyna coś do niej czuć
(Sebastiano jako niegrzeczny muszkieter? Jestem na tak!). Nie może jednak
zapomnieć, że służy kardynałowi i jest po jego stronie, a Anna jest wierna
królowej. Ta zakazana miłość pełna sprzeczności przeżywa mnóstwo wzlotów i
upadków spowodowanych konfliktem między zakochanymi. W ten sposób można poznać
drugą stronę Sebastiana, bardzo ciekawą i zupełnie inną od tej w Magicznej gondoli. Uważam, że jest to
najciekawszy element Złotego mostu,
ponieważ pierwszy raz widziałam, aby Sebastiano i Anna starali się siebie
nawzajem zdradzić na oczach przyjaciół i utrudnić działania.
Podsumowując:
Nie było perfekcyjnie, ale nie było również tragicznie. Miło
wspominam obie części, jeszcze milej Złoty
most, lecz nie jest to lektura bardzo ambitna. Jest za to przyjemna, lekka
i interesująca, pełna przygód oraz morałów. Czy warto po nią sięgnąć? Jak
najbardziej, zwłaszcza wtedy, kiedy chcecie przeczytać coś niezobowiązującego i
ciekawego!
Layla, 16 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont.
Nie mogę się doczekać kiedy w końcu będę mogła przeczytać tę książkę. Pierwsza część była całkiem całkiem, jestem bardzo ciekawa jak wypadnie druga :)
OdpowiedzUsuńBardzo spodobała mi się recenzja, więc chciałabym ją przeczytać:)
OdpowiedzUsuńTyle, że najpierw chyba muszę przeczytać pierwszą część ^^
pozdrawiam
czytelniadominiki.blogspot.com