Siedemnastoletnia Ismae od zawsze miała trudne życie;
najpierw jako niechciane dziecko poczęte przez boga Śmierci, później jako córka Mortaina a następnie jako nieposłuszna żona zdana na łaskę starego, obrzydliwego męża. W końcu trafia do zakonu, gdzie pod okiem sióstr służących
Mortainowi szkoli się na zabójczynię. Jako assassin może uchronić lud przed niebezpieczną Francją,
gotową w każdej chwili wypowiedzieć wojnę Bretanii. W związku z tym zostaje
uwikłana w niebezpieczny układ – jak dotąd najpoważniejszą misję Ismae w jej
krótkim życiu. Nikt nie wie kim jest tajemnicza Ismae, a ona sama nie ma
pojęcia ilu jeszcze ludzi zginie z jej rąk.
Posępna litość na
pierwszy rzut oka wydaje się ciekawą pozycją. Średniowiecze wylewa się z tej
powieści okładką, czcionką tytułu i samym, krótkim opisem na stronach
internetowych, który – przyznajcie sami – niewiele mówi. Mimo to powieść pani
Robin LaFevers budzi zainteresowanie. Dla mnie, jako miłośniczki powieści
osadzonych w średniowieczu, ta pozycja stała się priorytetem na mojej
książkowej liście. No bo jak można przejść obojętnie obok takiej przygody?
Aby nie zdradzić Wam za wiele przed premierą, ograniczę się
do wyrażenia swojego zdania tylko w kilku kwestiach. Czy jesteście
zainteresowani? Jeśli tak, zapraszam do przeczytania recenzji.
Posępna litość
zaskoczyła mnie pozytywnie w wielu momentach. Nie spodziewałam się takiej akcji
– „takiej”, czyli zupełnie innej od sugerowanej w krótkim opisie. Myślałam, że
Ismae będzie działać w pojedynkę, że jej rola w powieści będzie inna od tej,
którą prezentowała w Posępnej litości,
itp. W ogóle inaczej wyobrażałam sobie postać Ismae. Nie odbierzcie moich słów
jako oskarżeń wobec powieści pani LaFevers; bynajmniej żadna z tych rzeczy nie
wpłynęła negatywnie na końcową ocenę. Po prostu liczyłam na coś innego, troszkę
mniej schematycznego, a jednocześnie zaskakującego.
Rzecz w tym, że urok Posępnej
litości odrobinę zepsuła narracja pierwszoosobowa. Czułam się, jakbym
czytała pamiętnik nastolatki; pierwsze spojrzenie, strzała Amora, mnóstwo
targających główną bohaterką emocji, etc. Porównując dzieło pani LaFevers do
innych lektur z tego samego gatunku, których narracja została poprowadzona w
trzeciej osobie, odniosłam wrażenie, że Posępną
litość nie wyróżnia nic szczególnego: ani styl autorki, ani lekki język,
ani nawet piękne, długie opisy. W kilku słowach – młodzieżówka z akcją osadzoną
w średniowieczu.
Bohaterowie również nie zabłysnęli niczym nowym, tudzież
oryginalnym. Trochę schematyczni, lekko papierowi, a niektóre zachowania i
rozwój wydarzeń były wyraźnie do przewidzenia. W swoim krótkim życiu
przeczytałam trochę książek i nauczyłam się książkowego schematu na pamięć.
Dzięki tejże wiedzy zdobytej podczas studiowania wielu lektur już w połowie
książki wiedziałam, kto będzie czarnym charakterkiem.
Dość już o negatywnych stronach Posępnej litości. Teraz czas na plusy, które postawiły historię
Ismae w lepszym świetle. Jednym z nich na pewno było przedstawienie epoki
średniowiecza. Co jak co, ale w tej kwestii pani LaFevers nie próżnowała i
długimi, pięknymi opisami pozwoliła, aby w mojej głowie powstały obrazy
przedstawiające ogromny zamek, zimny zakon, trudne warunki życia Ismae u boku
odrażającego męża, czy też podróż z wicehrabią. Nie zapomniała również o
małych, ale bardzo ważnych elementach, których starała się nie pominąć. Jak dla
mnie odzwierciedlenie życia w średniowieczu było najmilszą, pozytywną stroną Posępnej litości.
Wątek miłosny również podniósł ocenę powieści pani LaFevers.
Jako niepoprawna romantyczka i miłośniczka reakcji chemicznych między
bohaterami książek zadawałam sobie pytanie: Czy osoba tak groźna jak Ismae
zakocha się w kimś, kto odwzajemni jej uczucie? No i nie zawiodłam się. Co
prawda, jak wspominałam wcześniej, każdy element powieści został doprawiony
szczyptą schematyzmu, i wątek miłosny także stał się ofiarą niedobrej
przyprawy. Pomimo tego i tak nie mogę wyrzucić z głowy romantycznych scen.
Na sam koniec – akcja. Ciągle coś się działo: jak nie zamach
na księżną, to kłopoty z baronami. Na brak akcji nie można narzekać. Posępna litość wciąga, i – ostrzegam – uważajcie, abyście czasu
poświęconego na obowiązki bądź naukę nie przeznaczyli na przeczytanie powieści
pani LaFevers w jeden dzień. „To coś” sprawia, że trudno oderwać się od przygód
Ismae nawet na chwilę (potwierdzone!).
Nim zakończę recenzję chciałabym zwrócić Waszą uwagę na małe
„ale”: chociaż w opisie pada słowo „assassin” (zaczerpnięte z opisu na
egzemplarzu), w książce w ogóle nie spotkałam się z takim określeniem. Nie
wiem, czy tylko w mojej głowie nazwa ta dodawała uroku średniowiecznej
rzeczywistości.
Podsumowując:
Trudno było mi się rozstać ze światem Ismae. Jest to jedno z
tych pożegnań, o które modliłam się, aby nie nadeszło. Niestety ostatnia strona
przeminęła bardzo szybko i już znalazłam się za granicami Bretanii stworzonej w
mojej wyobraźni. Tym, którzy nie są uczuleni na schematyzm, a chcą spędzić
kilka wspaniałych chwil w średniowieczu, gorąco polecam Posępną litość. Intrygi i niebezpieczeństwa spotkacie tam na każdym
kroku. Nie zrażajcie się trzema minusami, a pomyślcie o wszystkich
niespodziankach, jakie mogą Was spotkać na stronach Posępnej litości. Mam nadzieję, że debiutanckie dzieło pani
LaFevers umili Wam czas i niejednokrotnie zaskoczy.
TUTAJ możesz przeczytać fragment powieści.
TUTAJ możesz przeczytać fragment powieści.
Layla, 16 lat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz