Bardzo lubię czytać pamiętniki. Szczególnie takie, gdzie wszystkie
przemyślenia, uczucia i przeżycia autora są opisane w bardzo barwny (czasami
nawet i śmieszny) sposób. Jednym z takich pamiętników jest książka polskiego
pisarza Marcina Bruczkowskiego, który planując pobyt w Japonii na zaledwie rok
– został dziesięć lat.
Poznajemy młodego Marcina, który dopiero co przyjechał do Tokio i
osiedlił się w Higashi – Nagasaki (jedna z dzielnic w stolicy). Jest typowym
„gajdzinem” (gajgin z języka japońskiego oznacza „obcy” „inny”).
Prowadzi ciekawe życie (m.in.
kilkanaście razy zmienia miejsce zamieszkania, poznaje dość „ciekawe” osoby…). Któregoś dnia trafia na młodego gajgina, który dopiero co przyjechał do Kraju
Wschodzącego Słońca. Jest Irlandczykiem i nazywa się Sean. Przyjechał do
Japonii, aby pisać artykuły do irlandzkiej gazety. Pozostają przyjaciółmi
i wspólnie razem przeżywają różne, bardzo ciekawe przygody w Kraju Wschodzącego
Jena…
Na samym początku dowiedziałam się ciekawej rzeczy – otóż, w Japonii w
normalnych śmietniskach, jakbyśmy my to nazwali, znajdziemy
najnowocześniejszy, najnowszy sprzęt, wprost na ulicy - dla Japończyków
tzw. „duże śmieci”. Otóż Japończycy, często aby mieć najlepszą elektronikę
wyrzucają „stare” (najczęściej zaledwie kilkuletnie) sprzęty. Ażeby nie
płacić za wywóz śmieci, oddają je do specjalnego skupu, gdzie bez problemu
każdy gajgin może sobie taki sprzęcik wziąć.
W kolejnym rozdziale, w którym następuje przeprowadzka Marcina-san,
dowiadujemy się, jak dokładnie wyglądają informacje o nieruchomościach w
Japonii. Bardzo tu podziwiam Polaka, że tak doskonale wyjaśnił co i jak,
dlaczego tyle taki Apāto (apartament) kosztuje, jakie są wymiary i inne.
Dalsze teksty głównie opowiadają o życiu codziennym. Dodatkowo, dowiedziałam się fascynującej rzeczy. Otóż, w japońskich sklepach
można kupić….. polską żubrówkę! Powiem, że gdy tylko o tym przeczytałam, pomyślałam,
że to kolejny żart! A jednak! „Dzuburokkę” można znaleźć w każdym działającym automacie
lub w każdym sklepie.
W książce również jest wiele, wiele mapek. Dzięki, temu czytelnikowi
znacznie łatwiej wyobrazić sobie np. wygląd dzielnicy czy trasy. Otóż w książce
nasz Autor często gdzieś się wybiera (np.wakacje czy droga do pracy…) – do tego
dodaje nam mapki. Bardzo ciekawa rzecz- powiem szczerze, że pierwszy raz coś
takiego widziałam.
Pod sam koniec, zmęczony 10-letnim życiem w Kraju Wschodzącego Słońca,
Marcin-san, wylatuje do Singapuru…
Dla kogo jest ta książka…?
Przede wszystkim dla osób, ciekawych jak dokładnie wygląda życie w
kraju azjatyckim, oraz dla wszystkich osób, które po prostu uwielbiają Japonię
!
Co mi się najbardziej podobało w książce..?
Przede wszystkim – barwne i ciekawe opisy. Mnóstwo zdjęć (co prawda
czarno-białych, ale nawet to sprawia, że książkę, się po prostu lepiej czyta),
oraz wszelakich rysunków czy mapek. Dodatkowo, pod koniec książki znajdziemy
słowniczek z przydatnymi słowami (głównie z tymi, które znajdują się w
książce). Pod koniec znajdują się przypisy pozwalające wszystko dokładnie zrozumieć.
Czy warto ją przeczytać…?
Oczywiście, że warto. Naprawdę wszystkim polecam ;)
Ayumi Kyoko, 14 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.
Recenzja bardzo ciekawa, aczkolwiek nie streszczaj rozdziałów, bo potem nie ma po co czytać książki :)
OdpowiedzUsuń