No
i stało się. To koniec. Koniec cywilizacji. Koniec ludzkości. Nic już nie
zostało. Nic żywego. Świat jest martwy. No, prawie martwy.
Pewien hiszpański prawnik
jeszcze nie do końca pozbierał się po śmierci żony. Nie wie, co by zrobił,
gdyby nie rodzice, siostra i kot. Oprócz tego pisze własny, internetowy
blog. W sumie nieważne, czy ktoś ów dziennik czyta. Opisując codzienność łatwiej
jest się pozbierać po stracie.
W
tym samym czasie w Dagestanie trwają zamieszki. Wojsko przez przypadek uwalnia
tajemnicze… coś. Wirus? Tak, to chyba najbardziej prawdopodobne. Tylko czemu
władze odcinają ludzi od informacji? Co się tak naprawdę dzieje? Upada prasa,
Internet, radio, telewizja… Europa… W dwa tygodnie wszystko się rozpada.
Rozpoczyna się apokalipsa, istne piekło na ziemi. W tym wszystkim tkwią po uszy
prawnik i jego kot.
Sięgając po tę książkę
kierowałam się głównie ciekawością. Zainteresowała mnie jej forma. Napisana
jako dziennik różni się od tomów pisanych w typowych narracjach. Uprzedzam, w
tej książce nie znajdziecie obszernych dialogów. Zastąpi je szybka, pełna
zwrotów akcja, krwawe opisy martwego świata i bijąca z każdego słowa wola
przetrwania głównego bohatera.
„Apokalipsa Z: Początek końca” napisana jest
prostym językiem z zawartą w niej ironią i czarnym humorem. Autor nie szczędzi
też czytelnikom wyjątkowo plastycznych opisów Nieumarłych. Przyznaję, że nigdy wcześniej
nie czytałam o zombie, więc nie jestem w stanie porównać „Apokalipsy Z” do
innych książek. Mogę powiedzieć tylko, że mnie „Początek Końca” nie zawiódł.
Czytałam, martwiąc się o życie głównego bohatera. Ale moje serce do reszty
podbiła ruda kulka futra - pers Lukullus. Książka nie byłaby taka dobra bez
tego kota.
Reasumując, jest to dosyć ciężka
lektura. Mnie nie przeszkadzają ponure opisy, ale jeśli Wy ich nie znosicie,
nie sięgałabym na Waszym miejscu po „Apokalipsę Z”. Za to mogę zapewnić, że
jeśli lubicie powieści, bez wątków romantycznych, ale pełne zwrotów
akcji, książka Wam się z pewnością spodoba. Ja oceniam ją jak najbardziej pozytywnie. Ale
decyzja należy do Was!
Karczuś,
14 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Muza.
W formie dziennika, pomysł dobry, w tego typu pozycjach taka narracja może być ciekawa. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuń