Harold i Lucille Hargrave, długoletnie
małżeństwo, pięćdziesiąt lat temu przeżyło wielką tragedię, która znacząco
wpłynęła na ich późniejsze życie. W 1966 roku ich syn został wyłowiony z rzeki,
dokładnie w dniu swoich ósmych urodzin. Było to ich pierwsze i ostatnie
dziecko. Pięćdziesiąt lat później, gdy już pogodzili się ze swym losem i
nauczyli się żyć akceptując swą przeszłość, ośmioletni Jacob powraca, jako
jeden z wielu Przywróconych. To jednak dopiero początek apokalipsy...
Śmierć kogoś z rodziny jest wielkim ciosem dla jego
bliskich. Ma się wtedy ciche, niemożliwe do spełnienia marzenie – aby ta osoba
po prostu wróciła, żeby znów było jak dawniej. Książka udowadnia nam jednak, że
gdyby to marzenie się spełniło, nie potrafilibyśmy już tej osobie zaufać i pod
pozorem spokojnego życia toczylibyśmy wewnętrzną walkę z bombardującymi nas
pytaniami:
„Kim tak naprawdę jest ta postać, którą widzimy?”
„Czy to na pewno
jest ten sam człowiek, czy jego kopia, cień realnej osoby?”.
Obok opisów uczuć bohaterów przedstawiana jest też bardziej
rzeczowa część tej sytuacji – usilne starania władz próbujących ją okiełznać.
Państwo próbuje uspokoić obywateli, pozornie opanowując sytuację poprzez
wprowadzanie różnych ustaw oraz interwencji wojska. Prawda jest jednak taka, że
wszystko wymyka się spod kontroli – w pewnym momencie Przywróconych jest więcej
niż Prawdziwie Żywych. Ukazuje to, jak bardzo kruchy jest ten nasz „perfekcyjny
system” oraz, że człowiek w starciu z naturą jest skazany na porażkę.
Książka "Przywróceni" to wzruszająca
opowieść o życiu i śmierci, wobec której nie da się przejść obojętnie. Zmusza czytelnika do refleksji, zadawania pytań bez
jednoznacznej odpowiedzi. Uważam, że jest to jedna z tych książek, po które nie
tylko warto, lecz wręcz powinno się sięgnąć.
Luna, 14 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MIRA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz