Spróbujcie wyobrazić
sobie życie bez odmierzania czasu.
Trudne, prawda? Czasami zapominamy o czasie, wypoczywając,
zbierając siły, leniuchując, lecz zaraz wracamy do rzeczywistości i zdajemy
sobie sprawę z tego ile czasu przepłynęło nam między palcami. Później
przychodzą wyrzuty sumienia, że tyle mogliśmy w tym czasie zrobić. Ale jak
naprawdę z nami jest? Przecież ptak nie patrzy na czas, a mimo to wie, kiedy wstać
i zbudzić ludzi swoim śpiewem. Lato wie kiedy ustąpić jesieni i zimie,
zwierzęta nie zaprzątają sobie głowy odmierzaniem czasu, nie świętują urodzin,
ale mają swój określony rytm. Tylko człowiek odmierza czas. Tylko on się boi.
Codziennie jak cień chodzi za nim strach – strach, że kiedyś zabraknie mu czasu.
„- Za późno.
Starzec pokręcił
głową.
- Nigdy nie jest za
późno ani za wcześnie. Jest dokładnie wtedy, kiedy trzeba.”
Nie od dziś uwielbiam powieści – jak ja to mówię – z
głębszym sensem. Kocham czytać książki, które kształtują mój światopogląd i są
w stanie zniszczyć mój czytelniczy świat. Zaklinacz
czasu Mitcha Alboma wydała mi się właśnie jedną z nich. Jak więc można nie
sięgnąć po coś, co obiecuje niesamowitą wyprawę w głąb ludzkiej duszy? To
pierwsza pozycja Mitcha Alboma, którą miałam okazję przeczytać. Sam temat
powieści od razu wydał się interesujący. Pozwoliłam, aby opowieść o ludzkiej
naturze zawładnęła mną całkowicie. I wiecie co? To naprawdę mądra książka z
lekkimi minusami w wykonaniu.
„A człowiek bez
wspomnień nie jest niczym więcej niż pustą skorupą.”
Mitch Albom opowiada o trzech różnych osobach – Dor,
Sarah i Victor, bohaterowie z trzech zupełnie różnych światów, które nie miały
prawa się spotkać. Dor ma w swoich dłoniach czas, Sarah jest nieszczęśliwie
zakochaną uczennicą liceum, a Victor milionerem w sędziwym wieku. Chociaż każde
z nich ma inne życie, historię i wartości, to wszyscy mają wspólną cechę – chcą
coś od czasu; żeby płyną wolniej, żeby płynął szybciej, żeby się zatrzymał,
żeby móc go cofnąć… Ich rozterki są odzwierciedleniem ludzkich problemów, które
sprawiają, że strach przed uciekającym czasem nawiedza każdego z nas.
Bohaterowie nie są zbyt mocno wykreowani, ale to nie stanowi
żadnego problemu w odbiorze ich osobowości. Właściwie mogę powiedzieć, że są
lekko zarysowani. O dziwo dzięki temu wydają się barwniejsi, jaśniejsi i
bardziej naturalni. Mitch Albom nie idealizuje ich, dodając postaciom życia.
Często rozumiałam Sarah i potrafiłam wyobrazić sobie, jak czułabym się na jej
miejscu. Z kolei Victor był dla mnie bardzo tajemniczą postacią, aczkolwiek
ciepłą i przyjemną. O Dorze nie będę Wam opowiadać, gdyż jest to bohater o
bardzo ciekawym życiowym doświadczeniu i wielką zbrodnią byłoby zdradzanie Wam
jego roli w Zaklinaczu czasu.
Autor prowadzi nas przez swój świat bardzo lekkim stylem i
prostymi słowami – często trochę za prostymi. Nie skupia się na opisach uczuć i
miejsc, co trochę mnie smuciło. Mitch Albom ma na tyle ciekawy styl, że troszkę
dłuższe opisy dodałby atrakcyjności całej powieści. Ubolewam nad ich brakiem.
Autor stara się jak najkrócej i najszybciej przybliżyć czytelnikowi światy tej
trójki, a z akcją pędzi do przodu; nie narzuca bardzo szybkiego tempa, w którym
trudno się połapać, lecz nie zatrzymuje się ani na chwilę, dążąc jak
najszybciej do punktu kulminacyjnego, gdzie zawarł cały sens powieści. Hm… To
też troszkę zaważyło o ocenie Zaklinacza
czasu. Mądre książki powinny mieć swoje pięć minut, tymczasem szybkie
tempo, duża czcionka, brak opisów i brak chwili wytchnienia sprawią, że powieść
pana Alboma można przeczytać w jeden wieczór. A szkoda. Zaklinacz czasu powinien być z czytelnikiem trochę dłużej.
Elementy fantastyki dodają powieści jedynego w swoim rodzaju
klimatu. Tak właściwie już sam tytuł brzmi bardzo magicznie i tajemniczo.
Dodatkowo ciekawy życiorys Dora (o którym wspominałam wcześniej) sprawia, że
rola fantastyki w Zaklinaczu czasu
jest jeszcze ciekawsza.
„ – Czułam się po
prostu tak… jakby to był koniec.
- Koniec dotyczy
wczoraj, a nie jutra.”
Pasowałoby powiedzieć kilka zdań o samym temacie powieści.
Kilka raz powtórzyłam, że Zaklinacz czasu
jest bardzo mądrą lekturą. Cały czas podtrzymuję swoje zdanie. Przyroda nie
odlicza czasu, a mimo to jest piękna, nie spóźnia się i na każdym kroku nas
zadziwia. Człowiek zaś czas odlicza i przez to jest nieszczęśliwy. Wyobraźcie
sobie, że wyrzucacie wszystkie zegarki w domu i polegacie tylko na sobie. Nie
patrzycie na biegnące wskazówki, nie macie przed sobą świecących cyfr, nie
słyszycie tykania zegara i nic Was nie pospiesza. Czy tak nie byłoby lepiej?
Czy nie przyjemnie byłoby na chwilę zgubić rytm życia i pozwolić, aby mijało
ono wolniej? Odliczamy godziny do najbliższego wydarzenia, czekamy na wakacje,
wspominamy dni, które już minęły, chociaż były tak wyczekiwane, spieszymy się,
„trochę więcej czasu”, „ale ten czas szybko biegnie…”, „tyle czasu
zmarnowanego!”… Niestety teraz „czas jest na wagę złota”, nie uwolnimy się od
tykających zegarów i biegnących wskazówek. Może gdyby człowiek nie zaczął go
odmierzać dzisiaj byłoby zupełnie inaczej. Kto wie?
„ – Bóg nie bez powodu
wyznacza kres ludzkich dni.
- Co to za powód?
- Żeby nadać każdemu
znaczenie.”
Layla, 16 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.
Świetna recenzja !:) Właśnie zabrałam się za czytanie książki i póki, co bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuń