tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

środa, 19 marca 2025

"Tweet cute" - Emma Lord - recenzja

Jako fanka uroczych komedii romantycznych, słodkości i Nowego Jorku nie mogłam przejść obojętnie koło tej pozycji. 

,,Tweet Cute” Emmy Lord to książka którą przeczytałam już dwa razy i wyznam, że za każdym razem wciąga tak samo. Dzięki przyjemnemu i lekkiemu stylowi autorki z łatwością byłam w stanie przenieść się na Upper East Side w Nowym Jorku, gdzie poznałam głównych bohaterów - Pepper i Jacka. 

Mimo różnych charakterów i przeżyć łączy ich jedno - rodziny  obojgu rywalizują na rynku kanapkowym. Podczas gdy prowadzony przez rodziców Pepper fastfood Big League Burger podbija świat, rodzinna kanapkarnia Jacka z każdym dniem traci klientów. Wszystko zmienia się w dniu w którym BLB kradnie przepis babci Jacka, a chłopak oskarża o to fastfood na twitterze. Prowadząca firmowe konto Pepper zostaje zobowiązana do odpowiedzi i tym samym nieumyślnie rozpoczyna największą wojnę kanapkową w dziejach twittera. Tymczasem poza ekranami komputerów nastolatkowie zaprzyjaźniają się, zmuszeni do współpracy podczas szkolnych treningów pływackich, a z czasem zaczynają czuć do siebie coś więcej… 

,,Tweet Cute” to powieść o dorastaniu, poszukiwaniu w życiu swojej drogi, a także o tym że miłość można znaleźć w najmniej oczekiwanych miejscach. Jak można się domyślić historia Pepper i Jacka znalazła sobie miejsce w moim sercu. Z łatwością mogłam utożsamić się z ich motywacjami, problemami i przeżyciami. Wielką zaletą jest to że narracja jest prowadzona z punktu widzenia obu bohaterów, a nie tylko dziewczyny, jak zwykle ma to miejsce w przypadku podobnych książek. Prawdziwą przyjemnością było odkrywanie jak potoczą się ich losy oraz jakim nowym wypiekiem uraczy czytelnika Pepper (odradzam czytania tej książki bez słodkiej przekąski obok!). Nic jednak nie jest idealne, a i ta pozycja miała swoje głupotki, czy wątki októre wydawały się niepotrzebne. Ogólnie nie przeszkadzały jednak one w czytaniu i były łatwe do zignorowania. 

Polecam ,,Tweet Cute” wszystkim którzy szukają lekkiej, uroczej ale niebanalnej książki z ciekawym pomysłem i sympatycznymi bohaterami. Gwarantuję, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

Dominika

piątek, 14 marca 2025

"Loba Negra. Czarna Wilczyca" - Juan Gómez-Jurado - recenzja

„Loba Negra. Czarna Wilczyca” to kontynuacja historii rozpoczętej na kartach powieści „Reina Roja. Czerwona Królowa”, obydwie autorstwa Juana Gómeza-Jurado. Przyznam szczerze, po ostatniej części miałem całkiem spore oczekiwania, a i tak się nie zawiodłem.

W Marbelli w brawurowej akcji zostaje zamordowany skarbnik rosyjskiej mafii. Jego żona cudem uchodzi z życiem i znika. Rozpoczyna się pościg za kobietą, a stawką jest ludzkie życie. Wszyscy są gotowi do polowania, pytaniem jest; kto ją znajdzie?

Jon Gutiérrez, inspektor policji i Antonia Scott, enigmatyczny umysł, po raz kolejny łączą siły, tym razem balansując nad krawędzią przepaści, by odnaleźć ocalałą kobietę. Uwięzieni w zawiłej grze, są gotowi na wszystko. Ona, najinteligentniejsza osoba na ziemi, zamknięta we własnym skomplikowanym świecie, oraz On, inspektor policji niemający, po raz kolejny, wiele do stracenia.

Jednak jest jeszcze trzecia osoba. Czarna Wilczyca. Szybka, groźna i niebezpieczna, zawsze wydaje się być o krok przed nimi.

Antonia Scott niczego się nie boi. Tylko siebie. Ale jest ktoś kto może ją pokonać... Antonia po raz pierwszy jest w pułapce. Przeżyć nigdy nie jest łatwo. Ale dopiero teraz to odczuje.

„Loba Negra. Czarna Wilczyca” idealnie pokazuje realia obecnego świata, dopełniając obraz przedstawiony w poprzedniej książce. Postacie zaskakująco dobrze ze sobą współgrają, żadna postać nie wydaje się być nie na miejscu. Fabuła po raz kolejny zaskakuje, chociaż od razu zaznaczę, że część może być zbyt graficzna dla wrażliwych czytelników. Od początkowych słów ciężko jest się oderwać od czytania, finałowe sceny historii są majstersztykiem kryminalnym. a zakończenie, choć niespodziewane, jasno sugeruje czytelnikowi, że to jeszcze nie koniec.

Podobnie jak we wcześniejszej części, na kartach powieści poruszane są zagadnienia dotyczące ludzkiego życia, odpowiedzialności, miłości, władzy i pieniędzy. Całość jest dokomponowana pościgami, zagadkami i niespodziewanymi żartami, które wnoszą trochę akcji i humoru do napiętej atmosfery.

„Loba Negra. Czarna Wilczyca” jest kontynuacją godną laurów, które otrzymała pierwsza powieść. Polecam ją tym, którzy lubią kryminały, thrillery, zwroty akcji, nerwową atmosferę, lub po prostu chcą się zagłębić w wciągającą historię.

Alicjan

poniedziałek, 10 marca 2025

"Dracula" - Bram Stoker - recenzja

Draculę przeczytałem zaledwie kilka sekund temu i mogę szczerze powiedzieć, że ta powieść Brama Stockera, będąca klasycznym przykładem literatury gotyckiej, przypadła mi do gustu.

Powieść zaczyna się od podróży służbowej młodego agenta nieruchomości do Transylwanii, do zamku Dracula, gdzie spotkać się ma z niejakim hrabią Dracula. 

Cel? 

Sprzedać panu hrabi działkę pod Londynem. 

Co jest w tym ciekawego? 

Agent odkrywa, że został we wspomnianym zamku uwięziony, a hrabia nie wydaje się być zwykłym człowiekiem. Już od tych pierwszych rozdziałów spodobały mi się opisy Brama Stokera. Były barwne i pobudzały moją wyobraźnię do tworzenia porywających obrazów rodem z komiksów. Jednakże takie, długie i (moim zdaniem) wspaniałe opisy nie są częste; mogę wymienić zaledwie 3. Taka mała liczba (książka liczy sobie 359 stron, wydanie wydawnictwa Zielona Sowa z 2005) zapamiętanych przeze mnie opisów wynika z faktu, że po prostu nie było ich tak dużo.

Historię Draculi poznajemy poprzez listy, notatki i wpisy do dzienników - przez to często mierzymy się ze zdawkowymi, niepełnymi opisami.  Dla mnie nie było to problemem, ale wierzę, że niektórych może odrzucić taki zapis. Osobiście jednak uważam, że przez ten brak licznych rozbudowanych opisów (nie liczyłem ich, mówię to co pamiętam) autor dobrze, realistycznie oddał sposób zapisywania notatek w dziennikach - ich autorzy przelotnie opisują wydarzenia (ich zdaniem) nieistotne skupiając się tylko na tych ważnych.

Jeżeli mowa o dobrym, godnym pochwały aspekcie książki - nie są nim bohaterowie. Uważam ich za nudnych, a momentami wręcz nieprzyjemnych. Dwie kobiece bohaterki przez większość czasu, zamiast pomagać innym bohaterom, popychać fabułę do przodu ubolewają nad swoją sytuacją albo piszą o tym jak bardzo kochają swoich mężów/narzeczonych/przyjaciół. Poza tym nie mają żadnych cech charakteru. Nic. Praktycznie to samo tyczy się męskich bohaterów - są odważni, szlachetni, poświęcą swoje życie za kobiety, które cenią. Zamieni się ich imiona i nic się nie zmienia. (da się to przecierpieć, gdy się o tym nie myśli).

Przez to nie związałem się z bohaterami i do ostatniego rozdziału podchodziłem z mieszanymi uczuciami - z jednej strony byłem ciekaw jak potoczą się losy Draculi, Dr Van Helsinga i innych bohaterów, a z drugiej czułem obojętność. (Zakończenie podobało mi się, acz ja inaczej bym je opisał - bardziej szczegółowo, tak aby pewne segmenty bardziej wybrzmiały).

Chciałem jeszcze napisać, że książkę czytało mi się szybko - nie że dosłownie, przeczytanie jednego rozdziału zwykle trwało jakieś 30-40 minut (najpewniej po prostu czytam powoli, nie jestem pewien), jednakże ja nie odczuwałem tego upływu czasu - w szczególności w późniejszej części historii; kiedy ta się rozkręciła, czas przy lekturze mijał mi szybko. Jedynie nie znosiłem czytać przemówień/dłuższych wypowiedzi dr Van Helsinga – używa on bardzo dziwnej i moim zdaniem nieprzyjemnej składni: orzeczenie wyrzuca na koniec zdania. Nie znosiłem czytać tego, co mówił, mimo że mnie to ciekawiło. 

W skrócie: powieść interesująca jako ciekawostka historyczna (teraz mogę mówić z dumą, że przeczytałem oryginalnego "Draculę") i nawet przyjemna lektura na parę wiosennych wieczorów, ale nie uważam tej za książkę wybitną. Dobrą, taką 6-7/10??? Nie jestem pewien.

Szymon

środa, 5 marca 2025

"Caraval" - Stephanie Garber - recenzja

Stephanie Garber jest autorką cyklów „Caraval” i „Baśń o Złamanym Sercu”. To właśnie ta druga seria zainteresowała mnie najbardziej, ponieważ najwięcej o niej słyszałam. Jednak jako że jest spin-offem „Caravalu”, postanowiłam najpierw zapoznać się z oryginalną trylogią.

„Caraval” to trylogia romantasy opowiadająca o losach sióstr Scarlett i Donatelli Dragna. Mieszkają – a właściwie są więzione – na wyspie Trisda, rządzonej przez ich okrutnego ojca, gubernatora. Ich los odmienia się, gdy otrzymują zaproszenie na Caraval, niezwykłe widowisko organizowane przez tajemniczego Mistrza Legendę. Decyzja o udziale w tej niezwykłej grze staje się punktem zwrotnym, który kieruje ich życie na zupełnie nowe tory. Wkrótce siostry doświadczą prawdziwej przygody, odkryją sekrety przeszłości i poznają jak potężna i niebezpieczna jest miłość. Tymczasem nad ich krainę nadciąga wielkie zagrożenie – legendarne Mojry, potężne i nikczemne istoty uwięzione w Talii Przeznaczenia, po wiekach wygnania powracają, by odzyskać swoje moce i pogrążyć świat w chaosie. Jedynymi, które mogą je powstrzymać, są… Scarlett i Tella.

Ocena tej serii nie jest łatwa – choć ma wiele zalet, nie brakuje jej również wad. Pierwszy tom, „Caraval”, uważam za najsłabszy, co przyjęłam z żalem, bo naprawdę chciałam go polubić. Świat przedstawiony jest słabo zarysowany, a fabuła pełna nieścisłości i luk. Historia opowiedziana jest z perspektywy Scarlett, bohaterki równocześnie ciągle niezdecydowanej i podejmującej najgorsze decyzje. Julian, jej towarzysz podczas Caravalu, ma z kolei jedynie dwie cechy: jest okropnie przystojny i okropnie irytujący, o czym Scarlett bez przerwy czytelnikom przypomina. Przez większość książki ich relacja sprowadza się do tego, że Julian z nią flirtuje, a ona nie wie, czy powinna go pocałować, czy mu przyłożyć.  Sam tytułowy Caraval również mnie rozczarował. Oczekiwałam pełnego magii turnieju a dostałam… no właśnie, nie wiadomo co. Rozgrywka polega głównie na tym, że Scarlett błąka się po mieście, a wskazówki same wskakują jej w ręce. Mimo że gra toczy się w miejscu pełnym cudowności, trudno to odczuć, zwłaszcza że Scarlett, choć rzekomo zafascynowana Caravalem od lat, rzadko kiedy decyduje się go odkryć. Zakończenie powieści jest konfundujące oraz zawiera w sobie tuzin zwrotów akcji, przeczących i sobie nawzajem, i wszystkiemu co dowiedzieliśmy się z reszty powieści. Na szczęście wszystkie nieścisłości zostają wytłumaczone… stwierdzeniem że od początku to wszystko była przecież tylko gra.

Dwa kolejne tomy są zdecydowanie lepsze, choć wciąż nie idealne. Świat przedstawiony zostaje rozwinięty, a koncept Talii Przeznaczenia, Mojr oraz przeklętych miejsc i przedmiotów jest bardzo ciekawy. Fabuła staje się bardziej przemyślana, a Tella okazuje się lepszą protagonistką niż Scarlett, którą doceniłam, gdy przestała być jedyną główną bohaterką. Cieszyło mnie, że obie siostry otrzymały tyle samo uwagi i żadna z nich nie była wyraźnie faworyzowana. Postacie Juliana czy Mistrza Legendy również zyskują na głębi w kolejnych tomach. Głównym problemem serii jest jednak nadmierne skupienie na wątkach miłosnych obu sióstr, co odbiło się na pozostałych aspektach fabuły. Paradoksalnie, wątki romantyczne są mało wiarygodne – bohaterowie w jednej chwili nie znoszą się, a w drugiej darzą się bezgraniczną miłością. Zabrakło mi także większego rozbudowania świata przedstawionego, który zgłębiany był tylko wtedy, gdy fabuła nie mogła się bez tego obyć, przez co wiele wątków pozostało niedopowiedzianych lub porzuconych. Przykładowo nadal nie znamy przeszłości Mistrza Caravalu czy Juliana, a wątek babci sióstr i jej powiązań z Caravalem, poruszony w pierwszym tomie, zostaje całkowicie zapomniany w następnych.

Mimo wszystko polecam tę serię. To ciekawe i przyjemne książki, a wielu innych czytelników darzy je zdecydowanie większym uwielbieniem niż ja, więc powinny przypaść do gustu większości fanom młodzieżowego romantasy. 

Warto pamiętać, że to debiutancka seria autorki, a każdy kolejny tom wypada lepiej od poprzedniego. Ja zdecydowanie sięgnę po spin-off serii, którego nie mogę się doczekać.


Dominika


środa, 5 lutego 2025

„Reina Roja. Czarna Królowa” – Juan Gómez-Jurado – recenzja

„Reina Roja. Czerwona Królowa” to zaskakujący kryminał autorstwa Juana Gómeza-Jurada. Jeżeli lubicie książki trzymające w napięciu i niespodziewane zwroty akcji, to jestem pewny że ta książka przypadnie wam do gustu.

W Madrycie doszło do morderstwa niemożliwego. Ktoś zamordował syna prezeski jednego z największych banków w całej Hiszpanii. Zabójca w niewyjaśniony sposób włamał się do ekskluzywnej willi, obszedł wszystkie środki bezpieczeństwa i nie zostawił przy tym żadnego śladu. Może się wydawać, że to zbrodnia doskonała. Ale żadne zło wyrządzone drugiemu człowiekowi nie ujdzie bez sprawiedliwości.

Inspektor policji Jon Gutiérrez, pogrążony we własnych problemach, nie ma nic do stracenia. Pod wpływem wydarzeń godzi się na współpracę z enigmatyczną Antonią Scott. Jego tajemnicza partnerka w śledztwie skrywa wiele sekretów. Nie jest policjantką. Nie używa broni ani odznaki, ale mimo to jest odpowiedzialna za rozwiązanie wielu zawiłych spraw kryminalnych. Uważana jest też za najinteligentniejszą osobę na świecie.

Jon i Antonia nie spoczną, dopóki nie złapią sprawcy. Są gotowi na wszystko... 

Pytanie brzmi: do czego są zdolni?

W „Reina Roja. Czarna Królowa” autor ukazuje nam bardzo różnorodny świat. Każda postać zostaje dobrze przedstawiona, nawet jeżeli występuje tylko na kilku stronach powieści. Fabuła od początku do końca wbija w fotel. Choć niektóre sceny nie były szczególnie moimi ulubionymi, ciężko mi się było oderwać od czytania. A zakończenie sugeruje czytelnikowi, że gra dopiero się rozpoczęła.

Pomiędzy pościgami i poszlakami książka porusza różne niewygodne tematy i często zmusza do refleksji. Wartość ludzkiego życia, istota czasu, władza człowieka nad własnym losem, potęga pieniądza, ludzkie możliwości – to tylko mała część zagadnień, jakie pojawiają się na kartach powieści.

Polecam tą książkę fanom kryminałów, wielbicielom thrillerów, zagadek i napiętej atmosfery oraz czytelnikom, którzy pragną zagłębić się w wciągającą powieść. Sugeruję wziąć kilka wdechów przed czytaniem. Potem można łatwo o tym zapomnieć.


Alicjan

środa, 15 stycznia 2025

" Północ-Południe. Opowieści z meekhańskiego pogranicza" - Robert M. Wegner - recenzja

Przed przeczytaniem tej książki nasłuchałem się wiele dobrego o twórczości Wegnera. Miałem pewne oczekiwania, konkretnie jedno – chciałem aby opowiadania pozostawiły mnie z “wow”, po tym jak skończę je czytać. 

I. . . się nie udało. Niech będzie to jasne, było dobre, naprawdę dobre. Świat, który został mi w nich ukazany był interesujący, wręcz w pewnych aspektach wspaniały. Akcja wartka. Postacie do polubienia. Fabuła ok. 

Ale brakowałoby mi tego czegoś, tego efektu wow. 

Drugie opowiadanie, które bodajże okryło się dużą renomą było temu bliskie, ale dopiero opowiadanie numer 3 dało mi to, czego szukałem. Po nim większość z tych opowiadań mnie nie zawiodła. 

Obie połowy, części, tej książki są dobre, osobiście jednak uważam, że to ta druga – Południe – jest tą lepszą. Pierwsze opowiadania, które dzieją się na Północy, podążają za Kennethem i jego kompanią żołnierzy. To właśnie ci bohaterowie je łączą. Natomiast druga część to już nie tyle zbiór historii o tych samych postaciach, a jedno masywne opowiadanie złożone z kilku mniejszych (to nie jest przenośnia, ani żart. Radzę te opowiadania czytać w kolejności, w jakiej zostały umieszczone, w celu uniknięcia spoilerów). 

Druga połowa bardziej przypadła mi do gustu, przez fakt, że autor wybrał na bohatera tych opowiadań osobę, z kultury nam (czytelnikom) obcej. (Oczywiście, mówimy o książce fantasy, więc postacie z Północy również są nam obce kulturowo, porównując je jednak z Yatechem (bohaterem historii z drugiej połowy) są one nam dość bliskie kulturowo). Są opowiadania, w których mamy do czynienia ze zwykłą ekspozycją. Są jednak takie, w których informacje o świecie zostały mądrze wplecione w dialogi, informacje o świecie nie są wmuszane nam w gardła, ale sprytnie przemycane. Doceniam. 

Yyyy, jak już wspomniałem o Yatechu i Kennethie, to może krótko powiem, że dobrze spędziłem z nimi czas. Z tej dwójki bardziej intryguje mnie Yatech, który staje przed interesującymi wyborami (nie chcę spoilerować), a jego decyzje oraz ich konsekwencje są czymś co śledziłem z nieskrywaną ciekawością. Co do Kennetha, moim zdaniem ciekawie czytało się o jego relacji z kompanią, z jego żołnierzami. 

Na koniec może wspomnę tylko o jedynym minusie, który jednak uważam za coś czysto subiektywnego. Miałem problem z językiem autora, co ciekawe nie chodzi tu o dialogi, które moim zdaniem stoją na poziomie, a o opisy. Często czytając opisy akcji, lub miejsc miałem pustkę w głowie, nie umiałem sobie wyobrazić tego co było przedstawiane. Ale no, to raczej coś ze mną było nie tak.:) 

Podsumowując – bogaty świat, spoko bohaterowie, dialogi dobrze napisane, ale opisów nie umiałem sobie wyobrazić. 

Dobre to było, polecam.

Szymon

piątek, 10 stycznia 2025

"Dziedzictwo" (cykl) - Christopher Paolini - recenzja

Jak mogliście zauważyć od mojej ostatniej recenzji minęło dość sporo czasu, a to dlatego, że byłam zbyt zajęta czytaniem serii „Eragon” autorstwa Christophera Paolini.

Zabierając się za tę serie miałam w planach pisanie recenzji zaraz po przeczytaniu każdej z książek, żeby utrzymać ciągłość moich publikacji na blogu. Na moich planach się skończyło. Seria wciągnęła mnie tak bardzo, że nie mogłam się od niej oderwać.

Akcja w książce toczy się bardzo szybko przez co w żadnej z czterech książek tej serii, nie da się znaleźć choćby kartki nudy. Fabuła jest bardzo dopracowana i wielowątkowa dzięki czemu ma się wrażenie jakby cała ta historia naprawdę się wydarzyła.

Ale zaraz zaraz! Przecież wy nawet nie wiecie o czym ja piszę! Już opowiadam!

Wyobraźcie sobie małą wioskę, którą okalają góry i ogromny las. Nic nadzwyczajnego pewnie pomyśleliście , przecież takich wiosek jest wiele. Muszę wam przyznać rację. Ta wioska jest zwyczajna i dokładnie tak samo nudna jak każda inna taka wioska. Mieszkańcy jak co dzień wykonują swoje obowiązki, zajmują się uprawami, pilnują zwierząt, czasami urządzają sobie jakieś zabawy. Każdy z nich prowadzi całkiem normalne, spokojne i nudne życie. Takie też życie toczył tytułowy bohater Eragon, dopóki nie znalazł pewnego dziwnego kamienia, jak on to nazwał. 

Ęragon to szesnastoletni chłopak, mieszkający ze swoim wujkiem i kuzynem na skraju ogromnego lasu, o którym już wam wspominałam. Możecie się zastanawiać czemu tak podkreślam fakt, że jest tam las. Już śpieszę z wyjaśnieniem! Eragon to jedyna osoba z wioski o zdrowych zmysłach, która celowo wchodzi do tego lasu. Według mieszkańców jest on bowiem najniebezpieczniejszym miejscem w całym królestwie. Babcie opowiadają wnukom o strasznych i niebezpiecznych stworzeniach, które się tam kryją i tylko czekają, aż jakieś dziecko nie zje całej kolacji by je porwać! Mimo tego, że większość z tych wszystkich strasznych opowieści jest po porostu wyssanych z palca, to muszę się zgodzić z tym, że to faktycznie niebezpieczne miejsce. Może nie ma tam potworów, które zjadają niegrzeczne dzieci lecz sam las jest w sobie niebezpieczny. Wystarczy zboczyć ze szlaku wydeptanego przez zwierzęta i już można się zgubić przez jego wielkość. Jak już mogliście zwrócić uwagę Eragon jest albo bardzo odważny i pewny swoich umiejętności, że zapuszcza się w takie miejsca, albo bardzo głupi i ma po prostu szczęście, że udaje mu się znaleźć drogę do domu. Zdecydowanie jest to ta pierwsza wersja.

Pewnego razu kiedy Eragon wracał z polowania właśnie w tym lesie znalazł, idealnie gładki i czarny jak najciemniejsza noc w roku, „kamień”. To niezwykłe znalezisko przysporzy mu później dość sporo problemów, ale i jeszcze więcej radości i szczęścia. I teraz proszę się nie śmiać, bo to co zaraz przeczytacie będzie dość dziwne. Z tego kamienia wykluł się smok. Tak, nie żartuje! Po prostu ten kamień nie był kamieniem tylko jajkiem. A dokładniej smoczym jajem. Dla was jest to dużym szokiem, a pomyślcie co czuł Eragon, który jeszcze do tej pory nie wierzył w istnienie smoków ani magii!

Znaleźć tak dobrą książkę, a co dopiero serię o smokach, jest naprawdę ciężko. Kiedy zaczęłam przeszukiwać Internet w poszukiwaniu kolejnej książki fantasy z motywem smoków muszę przyznać, że znalazłam ich dość zdumiewającą ilość, lecz kiedy zaczęłam przyglądać im się bardziej za smuciły mnie moje wnioski, które wyciągnęłam. Większość z tych książek przedstawiała Smoki jako krwiożercze, najbardziej niebezpieczne ze wszystkich żyjących istot, ale także jako bezmózgie zwierzęta, które kierują się tylko podstawowymi instynktami natury oraz żądzą krwi. A to nie tak większość z nas wyobraża sobie Smoki! Dla mnie Smoki to piękne, ogromne, majestatyczne, bardzo niebezpieczne ale i mądre stworzenia, które posiadają swoje zwyczaje jak i tradycje, które nie zabijają dla zabawy! Dla tego tak doceniam całą tą serię- za to w jaki sposób zostały ukazane Smoki.

Zabierając się do pierwszej książki „Eragon” gdzieś w Internecie wpadł mi krótki komentarz o tym, że cała fabuła przypomina połączenie „Władców Pierścieni” oraz „ Jak wytresować smoka” z czym jak najbardziej się zgadzam, i nie uważam by było to coś złego. Pomimo tych podobieństw Christopher Paolini stworzył zupełnie nową wyjątkową historię wartą poznania.

Kolejną ważną rzeczą, na która należy zwrócić uwagę jest sprawa magii w całej fabule. Jestem pod ogromnym wrażeniem w jaki sposób autor potrafił tak logicznie( logicznie w sensie logiki magii -oczywistym jest, że magia nigdy nie będzie w stu procentach wytłumaczalna to właśnie dzięki temu jest magiczna) i spójnie ukazać działanie magii- a zwróćmy uwagę, iż „Eragona” zaczął pisać w wieku piętnastu lat!

Bardzo cenną i przydatną umiejętnością jest czerpanie mądrości z najbardziej nieoczywistych miejsc, i pomimo tego, że piszę tu o książkach, które są pierwszym miejscem, gdzie szukamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania to nie zapominajmy, że cykl „Dziedzictwo” to książki fantastyki. A mało kto szuka mądrości pomiędzy opisami walk o władze krasnoludzkich klanów albo opisie zasad panujących w elfickiej kulturze ( pamiętajcie, by zawsze ich przestrzegać , naprawdę łatwo zrobić sobie z nich wrogów nieświadomie np. w sposób witania się z nimi). A kto by pomyślał, że w takim miejscu może kryć się taka wiedza życiowa!

Wszystko to, co przed chwilą przeczytaliście, piszę jeszcze przed przeczytaniem ostatniej książki, czyli przed „Dziedzictwo” tom II. Jak możecie wywnioskować z moich słów jestem zakochana w tej serii, więc nie mogę się doczekać zaczęcia ostatniej przygody z Saphirą i jej jeźdźcem Eragonem.

A tu zostawiam wam jedną z moich ulubionych myśli z cyklu:

„Naucz się widzieć to, na co patrzysz.”

P.S

Chwilę temu przeczytałam ostatnią stronę ostatniej książki z cyklu -przez co również- duży napis „Koniec”… i muszę powiedzieć, że stwierdzenie iż nie płaczę było by błędem. Seria stała się moją ukochaną jak i znienawidzoną. Sprawiła że moje serce czuło całą gamę niesamowitych emocji, których mowa ludzka w żadnym, znanym ludziom języku nie potrafi opisać. I sprawiła to tylko po to by na końcu to wszystko zabrać i pozostawić mnie ze złamanym serem. Uwielbiam…Kocham tę serię przede wszystkim za to, iż dzięki swojej wielowątkowości pozwala czytelnikowi naprawdę wejść do świata książki, poczuć się jak jeden z bohaterów, poczuć na własnej skórze delikatny podmuch wiatru w elfickim lesie jak i usłyszeć brzdęk metalu podczas walki w Urugbaenie. 

To że ta seria wciąga jest niedopowiedzeniem, ona zabiera całego człowieka wraz z butami i wrzuca w wir wydarzeń! Nienawidzę jej w sumie za to samo…co brzmi dziwnie, ale już wam wytłumaczę - przez to, że wciągnęła mnie tak mocno stała się cząstką mojego życia, a ponieważ serie czytam już od paru miesięcy jest ze mną dość długo. To co chce powiedzieć to to, że przywykłam do przeżywania przygód wraz z Eragonem i Sphirą, a teraz przyszła pora, by się pożegnać.

Jeśli przeczytacie tę opowieść to zrozumiecie sens moich słów jak i to co napisane jest między wierszami. Zrozumiecie dlaczego pożegnania są ciężkie, bo nie tylko wy pożegnacie się z tą historią.

Jeszcze nigdy nie czułam tak wielkich emocji spowodowanych przez książkę. Moja miłość do tej serii jest ogromna i mam nadzieję, że wam też uda się w niej zakochać, bo naprawdę warto.

Artemis

środa, 8 stycznia 2025

"Gołąb i wąż" (seria) - Shelby Mahurin - recenzja

„Gołąb i wąż” to spektakularny debiut Shelby Mahurin. Jest to trzytomowe romantasy, po które powinien sięgnąć każdy miłośnik właśnie takiej tematyki. 

Trylogia przedstawia historię dwóch osób należących do zupełnie różnych światów: ona – czarownica, on – łowca czarownic, i choć może się wydawać, że takie połączenie nie ma prawa bytu, to ta dwójka udowodni, że kiedy do głosu dochodzi miłość, żadne zasady nie obowiązują.

Louise le Blanc to córka okrytej złą sławą przywódczyni białych czarownic, czyli La Dame des Sorcières – Morgane le Blanc, która jednakże wcale nie darzy swojej potomkini żadnymi ciepłymi uczuciami. Przeciwnie, Morgane najbardziej na świecie zależy na tym, żeby poderżnąć gardło Lou. I to dosłownie. Wszystko za sprawą czaru widocznego jedynie dla obecnej La Dame des Sorcières.

Reid Diggory – najmłodszy kapitan chasseurów w historii bractwa i największy pupilek Arcybiskupa. Porzucony przez rodziców, musiał sam wywalczyć sobie miejsce w hierarchii społeczeństwa, a status łowcy czarownic zdecydowanie daje mu wiele przywilejów. Szczególnie w świecie, gdzie takie jak Lou czy Morgane są bez żalu palone na stosie.

Ta dwójka zdecydowanie powinna unikać się nawzajem jak ognia, jednakże przypadek sprawia, że ich drogi połączy nierozerwalny węzeł. Jak to wszystko się skończy? W końcu obowiązkiem Reida jest zabijanie czarownic, a Lou zdecydowanie nie powinna stanowić wyjątku od tej reguły.

Serdecznie zachęcam do sięgnięcia po tę serię. Gwarantuję, że poczujecie się wciągnięci do uniwersum czarownic białych i krwawych, które jednak nie są jedynymi nadnaturalnymi postaciami w tej historii.


Madison

środa, 18 grudnia 2024

"Diabelskie maszyny" - cykl - Cassandra Clare - recenzja

„Diabelskie Maszyny” to cykl książek, na który składają się „Mechaniczny Anioł”, „Mechaniczna Książę” oraz „Mechaniczna Księżniczka”. Jest to seria poboczna „Darów Anioła”. Autorką jest jedyna w swoim rodzaju Cassandra Clare – przywódczyni uniwersum Nocnych Łowców.

Trylogia opowiada historię szesnastoletniej Theresy Gray, rodowitej Amerykanki, która wyrusza w rejs transatlantycki do Londynu, aby dołączyć do brata w wiktoriańskiej Anglii. 

Ku jej zaskoczeniu, gdy tylko schodzi z pokładu, zostaje powitana nie przez Nathana Graya, a przez dwie nieznajome damy. Wszelkie nadzieje Tessy na spotkanie z bratem umierają, gdy okazuje się, że nieznajome nie mają wobec niej pokojowych zamiarów, a ona sama wcale nie jest człowiekiem.

Theresa zostaje wprowadzona do Świata Cieni bez pytania o zgodę, i mimo że z początku kojarzy się on jej wyłącznie z bólem i cierpieniem, to jej nastawienie może się prędko zmienić po tym, jak zostanie uratowana od swoich ciemiężycielek przez przystojnego Williama Herondale’a. Nie może jednak dać się zmylić jego ładnej twarzy, gdyż chłopak skrywa ogromną tajemnicę. 

Czy Tessie uda się przebić przez mury, które Will stworzył wokół siebie? 

Cóż, tego dowiedzieć się możecie tylko jeśli sięgniecie po „Diabelskie Maszyny”!

Fabuła serii jest przemyślana i starannie dopracowana. Nie brakuje w niej zwrotów akcji, a wątek fantastyczny oraz miłosny zostały ze sobą idealnie skomponowane. Clare umiejętnie ujawnia tajniki Świata Cieni zarówno Tessie, jak i samemu czytelnikowi. Autorka zadbała o to, aby wymyślone przez nią uniwersum było wciągające i pociągające. 

Jeśli szukasz lekkiej lektury o tematyce fantasy, „Diabelskie Maszyny” to zdecydowanie to, po co możecie śmiało sięgać na półkę.

Madison

środa, 11 grudnia 2024

"Alchemik" - Paulo Coelho - recenzja

W tej recenzji pragnę Wam przedstawić książkę, która zmieniła moje życie. Lektura, chodź stara, wciąż bardzo aktualna. "Alchemik" - czyli człowiek w drodze do poszukiwania własnego celu w życiu. 

Paulo Coelho pisząc ją chciał zawrzeć wszystkie mądrości życiowe zyskane własnym doświadczeniem. Wydaje mi się, że autorowi udało się osiągnąć ten cel. Wiele cytatów zapadło głęboko w moim sercu.

"Alchemik" opowiada o młodym człowieku, który prowadzi spokojne życie. Jest pasterzem, wypasa swoje owce na polach Andaluzji. Dodatkowo jest zakochany w pewnej córce kupca, którą spotkał rok temu podczas jednej ze swoich podróży po Hiszpanii. Ma nadzieje, że za parę dni się z nią zobaczy, planuje oświadczyć się tej pięknej kobiecie. Jednak pewnego dnia jego życie zmienia się nieodwracalnie...

Podczas wypasu przychodzi do niego król. Mówi mu, że w tych czasach mało ludzi ma odwagę i chęci do tworzenia własnej historii, jednak on jest jednym z tych, którzy mają potencjał spełnić swój wewnętrzny cel. Motywuje chłopca do szukania własnego skarbu. Santiago wyrusza w świat.

Afryka okazuje się dla chłopca odległym światem, całkiem innym niż wcześniejsze, które znał. Musi nauczyć się zasad tam obowiązujących. Dzięki sprycie i ciężkiej pracy Santiago gromadzi wystarczającą ilość pieniędzy, aby wyruszyć w wyprawę po skarb. Po drodze napotyka wiele przeszkód, jak i szans na nowe, lepsze życie. Młodzieniec zaczyna rozumieć, że jego celem wcale nie było wcześniejsze spokojnie i mało rozwijające życie na terenach Andaluzjii, tylko podróż, odkrywanie tego, co nieznane i nauka języka świata. Chłopiec odkrywa to, czego wcześniej nigdy nie widział. Coś, co według mnie, powinien odkryć każdy.

Czytając tę książkę mogłam poczuć silną, nierozerwalną więź z głównym bohaterem. Myślę, że wielu młodych ludzi mogłoby identyfikować się z historią bohatera, w końcu większość z nich jest na etapie poszukiwania własnej drogi.

Wydaje mi się, że "Alchemika" powinien przeczytać każdy, niezależnie od wieku, ponieważ do końca swojego życia możemy szukać swojego skarbu i sensu swojego życia.

Polecam,

Ula

piątek, 29 listopada 2024

"Folwark zwierzęcy" - George Orwell - recenzja

"Folwark zwierzęcy" to alegoryczna opowieść George'a Orwella. Pierwsze wydanie powyższej książki ukazało się u sierpniu 1945 roku. Ma tylko 120 stron, lecz zawarta jest w niej cała esencja mądrości i wiedzy o ludzkim cierpieniu, historii i buncie.

Na folwarku zwanym Folwarkiem dworskim żyją sobie zwierzęta pod protektoratem pana Jonesa. Ich dzień przepełniony jest pracą, a w "nagrodę" dostają niewystarczające porcje jedzenia i odpoczynku. Dodatkowo ich serca przepełnia poczucie niesprawiedliwości, rozpacz, żal i gniew, czują się uwięzione przez człowieka. Postanawiają wszcząć bunt.

To oczywiste, że im się udało, są przecież znacznie potężniejsze od bezbronnych ludzi.

"Uderzyło mnie wtedy to, iż gdyby tylko zwierzęta uświadomiły  swoją siłę, my, ludzie, utracilibyśmy nad nimi władzę, jak również to, iż ludzie wyzyskują zwierzęta prawie tak samo, jak bogacze wyzyskują proletariat". ~George Orwell

Autor chciał ukazać siłę i moc perswazji zwykłych ludzi, jak jedno słowo może zmienić całą historię. Uznał, że porównanie komunistycznego systemu do społeczności zwierząt, będzie prostym, ale i najlepszym sposobem na dosadne uświadomienie ludziom tej okropnej historii.

Czy proletariat uzyskał własną autonomię, stał się niezależny? 

Tego wszystkiego możemy dowiedzieć się z kart tej noweli. Powiem tylko, że ta książka pomogła mi zrozumieć te wszystkie emocje gromadzące się w ludziach tamtych czasów, co pomaga lepiej zrozumieć historię. Wydaje mi się, że jest to definicja dobrej książki.

Ula


środa, 27 listopada 2024

"Baśniobór" - Brandon Mull - recenzja


Wróżki. Chochliki. Czarownice. Satyry. Trolle. Ludzie.

Bajka…? Co jeśli oni wszyscy istnieją naprawdę? No dobra …Ludzie istnieją, ale co z resztą? Czy człowiek wymyślił je sobie tylko dla zabawy? By móc czymś straszyć dzieci, które nie chcą słuchać rodziców? By móc wytłumaczyć zjawiska dla nich niepojęte? Bardzo możliwe. I dla prawie wszystkich ludzi na świecie prawdziwe, ale co jeśli powiem ci, że są osoby, które wierzą w ich istnienie i to nie są dzieci. 

Te osoby obciążone są ogromną odpowiedzialnością utrzymania prawdy w sekrecie przed światem. Tak, prawdy, ponieważ te istoty naprawdę istnieją i niektóre żyją pośród nas. Niestety nie znajdziesz ich sam, ponieważ świat magii jest dla nas, ludzi, niewidzialny. 

Jest jeden sposób, by zobaczyć magiczne istoty… trzeba wypić mleko. Teraz pewnie się zastanawiasz, ale jak? Przecież jem codziennie rano płatki z mlekiem i nigdy nie widziałem/łam wróżki czy trolla. 

Po pierwsze nie mówię tu o zwykłym mleku. Po drugie oczywiście, że nie widziałeś/łaś nigdy trolla, wiesz ile szkód mógłby wyrządzić będąc na wolności?! Już ci wszystko wyjaśniam - większość magicznych stworzeń żyje w rezerwatach. Jest to najczęściej ogromny las, którego pilnuje i broni strażnik. 

Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się jeśli przeczytasz książkę pod tytułem „Baśniobór” autorstwa Brandona Mulla. Bardzo przyjemnie się ją czyta, ponieważ nie jest to ani podręcznik ani jakiś przewodnik po magicznych stworzeniach, lecz historia Kendy i Setha - rodzeństwa, które przyjeżdża do dziadków na wakacje. Pewnie się teraz zastanawiasz co ma piernik do wiatraka - więc tłumaczę.  Las przy którym mieszka ich babcia i dziadek jest rezerwatem, a ich dziadek jest jego strażnikiem. Rezerwat nazywa się „Baśniobór” jest on bardzo niebezpiecznym miejscem, bo pomimo, że niektóre z magicznych stworzeń mogą ci się kojarzyć jako miłe i niegroźne to w rzeczywistości, na 99%, takie nie są. Na przykład wróżki są chorobliwie zazdrosne i zadufane w sobie przez co cały dzień najchętniej przyglądałyby się swojemu odbiciu w lustrze. 

Książka brzmi ciekawie, co?

A pomyśl co wyjdzie jeśli powiem ci, że Kenda i Seth nie zamierzają się słuchać dziadka i łamią zakaz wchodzenia do lasu? Seth zamyka w słoiku wróżkę ściągając na siebie gniew jej przyjaciółek? Z tymi dzieciakami nie ma nudy ani spokoju. Przez ich wybryki niechcący uwalniają uśpione od wieków siły zła. 

Mam nadzieję, że przeczytasz tą książkę i uwierzysz w moje słowa, a naprawdę polecam, ponieważ oprócz poznania prawdy o świecie wyniesiesz z tej książki o wiele, wiele więcej. 

Ale co wyniesiesz?  To zależy tylko od ciebie.


Artemis