Napisanie
własnej książki od zawsze było marzeniem Marii Ulatowskiej – emerytowanej
prawniczki mieszkającej w centrum Warszawy. Fakt ten nie przeszkodził Jej
jednak w stworzeniu opowieści tak skoncentrowanej na naturze i dalece
odbiegającej od wielkomiejskiej rzeczywistości.
Trzydziestoletnia
bohaterka "Sosnowego dziedzictwa", Anna Towiańska, zostaje spadkobierczynią starego, drewnianego,
położonego w naprawdę pięknym otoczeniu, dworku w niewielkiej wsi na Kujawach.
Jej mieszkańcy to niesamowicie serdeczni, otwarci ludzie, którzy przyjmują
dziedziczkę rodowego majątku z życzliwością i natychmiastową akceptacją. Ale to także tajemnicza opowieść, w której
historia sięgająca czasów wojennych przeplata się z teraźniejszością i
wszystkimi aspektami codziennego życia.
Szczerze
przyznam, że nie jest to książka, którą czyta się z zapartym tchem do północy (oby
tylko!) . Dla mnie była to nieco poplątana, lekka lektura o niezbyt
porywającej akcji, której przeczytanie zajęło mi sporo czasu. Duży plus daję za
pobudzenie mojej wyobraźni i chęci, chociaż tymczasowego, znalezienia się na
miejscu głównej bohaterki. Szczególnie teraz, gdy do wakacji jeszcze długa
droga, a inne sprawy coraz częściej podstępnie wkradają się w moje życie i
bardzo skutecznie zabierają mi czas.
Jeśli
szukacie lekkiej lektury, przy której można odpocząć i zrelaksować się w długie
zimowe wieczory z kubkiem kakao w ręku – polecam. Jeśli jednak lubicie książki z wartką akcją, w której co stronę to nowa zagadka, to po
prostu sięgnijcie po coś innego. Myślę, że to powieść bardziej odpowiednia dla
naszych mam, które odnajdą w niej upragniony spokój i chwilę wytchnienia od
codziennej rutyny i zabiegania.
PumpkinPie, 16 lat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz