„Cień anioła” to ciekawa książka
polskiej(!) autorki - Iwony Czarkowskiej, trochę inna od szeroko rozumianej fantastyki, którą
ostatnio jesteśmy zasypywani. Nie jest to debiut autorki, która ma na
swoim koncie książki dla dzieci oraz dorosłych. Jest to jednak pierwsze
podejście do napisania czegoś dla młodzieży.
Karol ma szesnaście lat, ojczyma,
dziewczynę, młodszą siostrę, którą wszyscy nazywają Karaluchem i garść
problemów – nic nadzwyczajnego.
Jednak pewnego dnia wpada on na
człowieka z jednym skrzydłem. A później na kolejnego. I następnego. Czy to
jakiś żart? Albo reality show? Tak myślał Karol – przynajmniej do czasu, gdy
okazało się, że ci ludzie zniknęli ze zdjęć, które im zrobił, a co gorsza –
nikt poza nim ich nie widzi. Ale czy na pewno nikt?
W ciągu kilkunastu dni bohater poznaje wiele postaci – mniej lub bardziej przyjaznych (a także takich, których nikt by
nie chciał spotkać). Aniela, anielica-hipiska z katarem i lękiem wysokości,
tajemnicza Magika, Wiktor i hiphopowcy z grupy tanecznej, a także para
bezdomnych staruszków i inni – to wystarczy, by kompletnie wstrząsnąć
dotychczasowym światem Karola. A tu jeszcze trzeba rozwiązać tajemnicę organizacji
Cień Anioła, przekopując się przez stare rodzinne sprawy...
"Może anioły przemykają się
chyłkiem za naszymi plecami i gdybyśmy tylko potrafili się dostatecznie szybko
odwrócić, moglibyśmy dostrzec je albo przynajmniej cień ich skrzydła?"
Książka jest tak naprawdę powieścią
„zabarwioną” fantastyką. Mi osobiście bardzo podoba się wyposażenie aniołów w
jedno skrzydło – jakby na przekór stereotypom Skrzydlaci mają swoje codzienne sprawy i nie różnią się aż tak
bardzo od ludzi. Jeśli ktoś oczekuje jakiegoś paranormal romance w stylu
„Szeptem” B.Fitzpatrick to się zawiedzie. Autorka bardziej skłania się ku
opisywaniu problemów współczesnych nastolatków – jak kłótnia z rodzicami,
ucieczka z domu, narkotyki.
Bohaterowie są nieźle wykreowani, zwłaszcza
– według mnie – Aniela, która jest chyba najsympatyczniejszą postacią w całej
książce, oraz dobrotliwy olbrzym Staszek – „Wodzu”. Jak tu ich nie lubić?
Główny bohater, Karol Sobota, momentami jest trochę dziecinny, czy też próżny,
ale całość wychodzi zdecydowanie na plus. Irytowała mnie jedynie Paola, ale tak
przecież miało być.
Styl autorki – nazwałbym go
‘neutralnym’. Ani nie powala na kolana, ani nie przeszkadza. Początkowo drażni
fakt, że główny bohater jest nazywany po nazwisku – jednak po pewnym czasie nie zwraca
się już na to uwagi.
Polecam tę książkę wszystkim, którzy
mają ochotę przeczytać lekką powieść, z elementami fantastycznymi, ale tak
naprawdę będącą historią zwykłego chłopaka, który widział anioły.
Lilisa, 15 lat
Jej, zachęciłaś mnie, koniecznie muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuń