Książka "Dziewice do boju" Moniki
Szwai to drugi tom „Klubu mało używanych dziewic”. Zwrócił
moją uwagę niebanalnym tytułem, jak i nazwiskiem autorki, z której twórczością
nie miałam do tej pory okazji się spotkać.
Na samym początku warto wspomnieć, że jeśli nie czytałeś
pierwszej części, nie zrażaj się! Nie trzeba znać treści z pierwszego tomu, aby
zupełnie dobrze zrozumieć drugi.
Mamy więc pięć bohaterek, a przed każdą z nich nowe wyzwania
- Agnieszka odchodzi z pracy na skutek pomówień matki jednego z uczniów i
decyduje się na otwarcie własnej szkoły. Marcelinie nie powiodło się w miłości…
Popada w depresję, zaniedbując nieco córeczkę, jednak na horyzoncie pojawia się
postać Edwarda, który jest… ornitologiem. Alina i jej córka Jaga naprawiają
wzajemne relacje zniszczone przez wiele konfliktów. Ponadto matka angażuje się
w pracę w klinice zajmującej się operacjami plastycznymi młodych pacjentów po
chemioterapii, a córka przygotowuje się do pomocy przy pewnym niezwykłym
przedsięwzięciu. Czwarta dziewica, Michalina wraz z ukochanym Grzegorzem tworzą
świetnie dobraną parę. Decydują się wspólnie odnaleźć ojca kobiety, którego nie
widziała około 30 lat. Wie, że przeszkody przed wyjazdem do Irlandii na
poszukiwania będzie piętrzyć matka Michaliny.
Książka jest świetna. Przeczytałam ją jednym tchem, ponieważ
stanowiła świetną odskocznię od szarej, szkolnej rzeczywistości. Bardzo miło
czytało się o perypetiach bohaterek, które raz za razem udowadniały, że nie ma
problemu nie do rozwiązania, a z pomocą przyjaciół można dokonać absolutnie
wszystkiego!
"Dziewice do boju" polecam zarówno
nastolatkom jak i starszym paniom - po prostu wszystkim kobietom, które chcą
przeżyć przygodę wraz z sympatycznymi dziewicami!
Ania, 15 lat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz