tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

środa, 10 kwietnia 2013

"Złomiarz" - Paolo Bacigalupi - recenzja


Nailer nie ma łatwego życia. Wychowywany przez ćpuna i alkoholika musi sam zarobić na siebie i ojca, aby mogli cokolwiek zjeść. Od dziecka pracuje w lekkiej ekipie jako złomiarz, a jego zadanie polega na wyciąganiu z wraków statków rozbijających się na plaży Bright Sands Beach, miedzianych kabli. Codziennie musi wyrobić swój przydział i nikogo nie obchodzi to, że podczas pracy może mu się coś stać; Bapi dowodzi całą lekką ekipą i cieszy się z władzy nad zwykłymi złomiarzami, Fuksiarz liczy zyski z rozbierania statków, a ojciec zapomina, że ma syna. Świat nastoletniego Nailera wywraca się do góry, kiedy po sztormie, prawdziwym niszczycielu miast, wraz z przyjaciółką Pimą zauważa rozbity kliper. Cała załoga zginęła podczas burzy, lecz przeżyła jedna osoba – piękna, bogata dziewczyna, która może zapewnić Nailerowi lepsze życie.

Złomiarz - Paolo BacigalupiPo niedawno przeczytanej powieści pani S.J. Kincaid (mowa tu o wspaniałej lekturze pt. Insygnia. Wojny światów) zapragnęłam znów przenieść się do świata literatury fantastycznej, gdzie życie wygląda zupełnie inaczej niż w dobrze nam znanych romansach paranormalnych dla młodzieży oraz innych książkach, w których głównym tematem jest miłość. Przyznajcie sami, że ciągłe czytanie o pierwszym zakochaniu, cudownych oczach tego jedynego i przyspieszonym pulsie na jego widok, w pewnym momencie może okazać się nudne. 

Z dziełem pana Bacigalupiego wiązałam duże nadzieje. Kiedy ujrzałam opis Złomiarza wiedziałam, że koniecznie muszę przeczytać książkę tego docenianego za granicą amerykańskiego autora. W końcu dorobek w postaci tylu fantastycznych powieści i nagród literackich musi świadczyć o bardzo dobrym warsztacie pisarskim. Tak więc sięgając po Złomiarza oczekiwałam kolejnej, wspaniałej, wciągającej historii, również z przyszłości. Czy tak było?

„- No cóż, na razie nie planuję umierać.
- Nikt nie planuje”
(str. 224)

Głównym bohaterem jest nastoletni Nailer – chudy chłopiec idealnie pasujący do lekkiej ekipy, w której trzeba przedzierać się wąskimi kanałami w celu odnalezienia miedzianych kabli, tak cennych dla złomiarzy. Jego postać wydała mi się bardzo ciekawa. Pomimo tylu przeciwności losu (brak matki, uzależniony od alkoholu i narkotyków ojciec, trudne życie na plaży) chłopak z podniesioną głową idzie dalej i jest w stanie raz za razem wybaczać ojcu kolejne ciosy pięścią lub pasem. Kto z nas znalazłby w sobie tyle siły na ciągłe znoszenie takiej atmosfery w domu? Nailer dobrze wie, że mogą spotkać go jeszcze gorsze rzeczy. Jest jedno małe „ale”, otóż wiek głównego bohatera. Z opisu wiemy, że chłopiec ma naście lat – a konkretniej? Uważam, że to ważna informacja, bo dzięki niej jesteśmy w stanie lepiej wyobrazić sobie Nailera. W końcu jest różnica między siedemnastolatkiem a czternastoletnim chłopcem, prawda? Za brak tej informacji na samym początku  z mojej strony daję małego minusa.

Kreacji pozostałych bohaterów nie mogę się czepiać. Pima jest bardzo inteligentna, odważna i silna. Pełni rolę najlepszej przyjaciółki jak i siostry Nailera, jedynej bliskiej osoby na całej plaży, pomijając ojca-awanturnika.  Zawsze jest po stronie wyrozumiałej matki Sadny, która w całej powieści odgrywa dużą rolę. Szczęściara, czyli dziewczyna uratowana z rozbitego klipra, to postać bardzo sprytna, mądra i ciekawa. Autor świetnie poradził sobie z jej charakterem, bo oprócz cech pozytywnie wpływających na jej wizerunek dodał również takie, które świadczą o jej bogatym pochodzeniu – jest przemądrzała i często zapomina w porę ugryźć się w język. Pan Bacigalupi naprawdę dobrze wykreował również ojca Nailera. Momentami naprawdę bałam się Richarda Lopeza, który był w stanie zabić samym wzrokiem. Jego dwulicowość była bardzo realistyczna – w jednej chwili mówił Nailerowi, że wypruje mu flaki, jeśli sprzeciwi się jeszcze raz tylko po to, aby za chwile powiedzieć, że są rodziną i powinni trzymać się razem. W skrócie: mało człowieka, więcej bestii (zwłaszcza po spotkaniu z „kryształem” lub whiskey). Ciekawymi postaciami stworzonymi przez autora są półludzie. Ich dominujący charakter i pewne cechy były w brawurowy sposób przedstawione przez pana Bacigalupiego. Za bohaterów daję ogromnego plusa.

„- Wszyscy giniemy – zadudnił Młot. – Tylko rodzaj śmierci można sobie wybrać.”
(str. 161)

Miejsce akcji – Zatoka Meksykańska. W przyszłości – to taki zakątek świata, w którym nikt nie chciałby żyć. Slumsy pełne ludzi podobnych do ojca Nailera, rdza, brud, plamy ropy na zaśmieconych rzekach i wszechogarniająca szarość budują naprawdę nieciekawą rzeczywistość. Jedyne, czego zabrakło mi w tym elemencie powieści, to właśnie wspomniana w opisie przyszłość. Nie potrafiłam sobie jej wyobrazić. Sądziłam, że to raczej jakieś ubogie państewko na końcu świata, a nie Nowy Orlean w przyszłości. Pomimo tej małej niedogodności uważam, iż taki obraz upadłych wielkich miast jest świetny. Budzi grozę oraz podziw dla autora. Bynajmniej nie chciałabym znaleźć się w takim miejscu.

Kolejną rzeczą o której należy wspomnieć jest sama akcja. Nie pędzi ona w zawrotnym tempie, raczej powoli, spokojnie, momentami trochę przyspiesza i za chwilę zwalnia. Dla miłośników wartkiej akcji może to być minus. Radzę wam, abyście nie zwracali uwagi na ten element – ostatnie strony przysłaniają wady wolnego tempa. Tak świetnego punktu kulminacyjnego nie spotkałam od bardzo dawna, uwierzcie mi. Autor trzyma czytelnika w napięciu do samego końca. Gdy myślałam, że już zapanuje spokój, okazywało się, że nadciąga kolejne zagrożenie. Nie mogę wyjść z podziwu!

Największą wadą Złomiarza jest nudny początek. Kilka pierwszych rozdziałów były dla mnie istną katorgą, ale później wszystko idzie z górki. Nie zrażajcie się małym falstartem – dla późniejszych wydarzeń warto przebrnąć przez nieciekawy wstęp do historii Nailera.

„Rodzina. To tylko takie słowo. Teraz wiedział nawet, jak się je pisze. Widział te litery, jedna za drugą. Ale był to także symbol. I ludzie uważali, że wiedzą, co to znaczy. Używali go wszyscy. Złomiarze. Ojciec. Załoga Nieustraszonego. Młot. To była jedna z tych kwestii, gdzie każdy miał jakieś zdanie – że do rodziny się idzie, jak już nic innego nie zostało, że rodzina zawsze będzie dla ciebie, że krew jest gęstsza od wody, tego typu rzeczy.
Jednakże, kiedy się zastanawiał, wydało mu się, że większość tych słów i pojęć to tylko dobra wymówka dla ludzi, żeby zachowywać się źle i myśleć, że to im ujdzie na sucho.
(str. 243)

Podsumowując:
Dzieło pana Bacigalupiego, chociaż nie jest lekturą górnych lotów, zapadającą w pamięć i nie pozwalającą oderwać się czytelnikowi od niej, może okazać się dla Was czymś naprawdę dobrym. Jeżeli lubicie czytać powieści o przyszłości, trudnych losach głównych bohaterów i ogromnych szansach do wykorzystania, powinniście sięgnąć po tę pozycję. Ot, tak przyjemna powieść na coraz cieplejsze wieczorki. Osobiście uważam, że warto było spotkać się ze Złomiarzem, przeżyć kilka świetnych momentów i poznać niekoniecznie kolorową przyszłość. 

Layla, 16 lat

Za ciekawą pozycje dziękuję Wydawnictwu MAG.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz