Są w życiu takie książki, które –
raz przeczytane – potrafią zmienić świat czytelnika; książki na pierwszy rzut
oka nieciekawe, często pomijane, schowane za bestsellerami i nowościami oraz
lekturami, które już wcześniej podbiły wrażliwe serca. Robimy błąd przechodząc
obok nich obojętnie. Jedna szybka decyzja, jedna myśl „Zaryzykuję!”, pierwszy
rozdział i… nagle zapominamy o rzeczywistości, bo duszą jesteśmy między
kartkami tej powieści.
Przez kilka boleśnie krótkich dni
żyłam historią CeeCee, która szybko musiała zapomnieć o dawnym, pięknym,
beztroskim, choć pełnym łez, życiu na rzecz nowego. Za nic w świecie nie
chciałam dopuścić do siebie myśli, że kiedyś będę musiała rozstać się z
bohaterką, a co za tym idzie – jej wcieleniami i dwoma różnymi życiorysami.
Może najpierw trochę przybliżę Wam tę historię?
Jest rok 1977. Dwóch mężczyzn
porywa ciężarną żonę gubernatora, Genevieve Russell. Porywacze żądają zmiany
wyroku śmierci ciążącego nad bliską im osobą. Jeśli gubernator spełni ich polecenie,
żona wróci do niego i do ich drugiego dziecka cała i zdrowa. Dwadzieścia lat później. Na
obrzeżach miasta policja znajduje ciało Genevieve Russell. Porwana w latach
70-tych kobieta została zamordowana i zakopana niedaleko małego domku
letniskowego. Dziecka nie ma. Zniknęło. Policja wznawia sprawę, która ucichła
kilka lat po zaginięciu Genevieve. Timothy Gleason zostaje aresztowany i czeka
na wyrok. Ale to nie on zabił Genevieve. CeeCee wie jak zginęła żona
gubernatora. Wie i dlatego nie pozwoli, aby Tim został skazany na karę śmierci.
Wspomnienia, których CeeCee usilnie chciała się pozbyć przez te wszystkie lata
powracają. Czy w imię dawnej miłości zaryzykuje i zniszczy swoje idealne życie
oraz cudowną rodzinę?
Trochę niejasny opis wzbudził we
mnie spore zainteresowanie, co nie zmienia faktu, że pogubiłam się przy
czytaniu go. Rozumiałam tylko tyle, że zostało popełnione morderstwo,
odnalezione ciało i domniemany sprawca zabójstwa właśnie trafił do więzienia,
ale co do tego miała CeeCee? To tylko pogłębiło moją ciekawość. Skłamałabym, gdybym powiedziała,
że ta recenzja jest łatwa do napisania. Nie, nie jest. Nie wiem co powiedzieć,
nie wiem jak wyrazić swoje emocje, nie wiem jak przelać całą miłość do tej
książki przez klawiaturę i ekran komputera… Nie jestem w stanie wyrazić podziwu
dla autorki i zachwytu nad książką przez zwykłe klawisze z literkami. Robię, co
mogę, by najlepiej przekazać Wam mój entuzjazm, ale w tym wypadku same słowa
nie wystarczą – trzeba przeczytać Sekretne życie CeeCee Wilkes aby
zrozumieć to uczucie – ba! Falę uczuć! Od blisko roku, kiedy moim światem
zawładnęła książka Tańcząc na rozbitym szkle, zastanawiałam się,
czy kiedykolwiek jeszcze dane mi będzie przeczytać powieść o rodzicielskiej
miłości, poświęceniu, walce i dojrzałości. Gdyby myślałam, że już nigdy nie
spotkam podobnej lektury zjawiła się pani Chamberlain z historią CeeCee ukrytą
pod szarą, nierzucającą się w oczy okładką. Nie, nie zjawiła się – wkroczyła w
moje życie potężnymi krokami i zaatakowała serce armatą słów, mądrości oraz
tego „czegoś”; tego, co zmieniło mój dotychczasowy światopogląd.
Czytając tytuł Sekretne
życie CeeCee Wilkes w mojej głowie pojawiła się dorosła pani z jakimś
problemem, no bo który człowiek prowadzi „sekretne życie”, kiedy wszystko jest
O.K.? Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy zamiast dojrzałej kobiety
ujrzałam szesnastolatkę. Nie byle jaką! CeeCee od początku zdobyła moja
sympatię. Jeśli pomyśleliście „O nie, znowu o nastolatkach?” to popełniliście
ogromny błąd! CeeCee w życiu przeszła wiele: utraciła ważną osobę, musiała
radzić sobie sama, zaciskać zęby w najgorszych chwilach i iść do przodu. Tak
oto, mając lat szesnaście, rozpoczęła pracę w kawiarni, chcąc w ten sposób
zarobić na studia. To, co szczególnie urzekło mnie w postawie CeeCee, to
inteligencja, mnóstwo pozytywnej energii i dziecięca naiwność. Od razu, nim
główna bohaterka przybliżyła mi swoje losy, poczułam, że ta osoba ma za sobą
wiele przykrych doświadczeń. Prostymi słowami Diane Chamberlain zdradza
czytelnikowi bardzo dużo informacji o bohaterach.
Nie mogę przyczepić się do
kreacji postaci. Każdy bohater miał w sobie pewne cechy charakteru i wyglądu,
które można było skojarzyć tylko i wyłącznie z nim. Od początku oczyma
wyobraźni widziałam Tima jako chłopca o blond lokach i zielonych oczach,
dlatego trudno było mi pogodzić się z tym, że pod koniec nie przypominał już
tamtego Tima; tego, który uwodził spojrzeniem, słodkimi słowami i obietnicami.
Moje serce podbili również Marian i Jack, w szczególności ta druga postać, która
wprowadziła do życia CeeCee tyle światła, radości i miłości. Idealnie dało się
wyczuć różnicę między Corinne i Dru, którą pani Chamberlain podkreślała na
pierwszy rzut oka mało ważnymi spostrzeżeniami, czynnościami lub słowami. W
pewnym momencie pomyślałam sobie, że autorka wcale nie napisała tej powieści
piórem (dobrze, co ja mówię – klawiszami komputera!) tylko czarodziejską
różdżką.
Ciekawi stylu i narracji znajdą
odpowiedź tutaj. Przedstawienie życia CeeCee w trzeciej osobie było najlepszym
wyborem. Gdyby autorka zdecydowała się na pierwszoosobową narrację zepsułaby
cały urok powieści. CeeCee była postacią bardzo skromną i taką, której niewiele
trzeba było do szczęścia, a powtarzane w kółko „mnie”, „moje” i „mi” zmieniłoby
jej obraz. O nie, nie pozwoliłabym na to! Poza tym dzięki trzecioosobowej
narracji łatwiej dostrzec, kiedy CeeCee zamieniła się w tą drugą, inną osobę.
Styl pani Chamberlain jest po
prostu świetny. Właściwie powinnam uwzględnić na początku recenzji, że w
powieści Diane Chamberlain wszystko jest świetne – no, może poza jednym, góra
dwoma, szczegółami. O tym za chwilę. Zaczęłam zachwalać styl. Tak jak mówiłam –
rewelacyjny. Pomysł na fabułę zrobił swoje, ale tak naprawdę to styl
najbardziej wciągnął mnie do książki. Proste zdania, nie za krótkie, ani nie za
długie wypowiedzi, zero trudnych słów i zawiłych myśli; jasno i wyraźnie. Mnie,
jako osobie zaczynającej przygodę z literaturą kobiecą i pewną, że w wielu
przypadkach poziom jest tam wyższy niż w młodzieżówkach, styl naprawdę przypadł
do gustu. Dzięki niemu z ogromną chęcią sięgnę po kolejne powieści Diane
Chamberlain.
Autorka równie dobrze na początku
dodała powieści klimatu lat 70-tych, zaś później – wraz z upływem lat –
zmieniała go na lata 80-te, 90-te, aż dotarła do XXI wieku.
Tak sobie myślę… Kurczę, tam
nawet sceny seksu zostały przyjemnie opisane! Zero naciskania na czytelnika
poprzez dokładne opisy, wszystko zostało napisane z pasją, gracją i lekkością…
Tę książkę czytało się idealnie. Jestem nią zdumiona, a jednocześnie szczęśliwa,
że wpadła w moje ręce i mogłam przeżyć z nią tyle pięknych dni. Na pytanie, czy
była wzruszająca: nie wiem jak to było u innych czytelników, ale u mnie
wycisnęła łzy. Nie, to nie były łzy… Ryczałam jak małe dziecko najpierw przez
złamane serce, później przez wzruszenie, a na końcu… Dobra, dobra, nie mówię!
Są plusy ale są też minusy – na
szczęście tylko dwa bardzo malutkie. Na pierwszych stronach Sekretnego
życia CeeCee Wilkes nie miałam zielonego pojęcia, w których latach
toczy się akcja książki. Opis mówi, że Genevieve zaginęła w 1977, a jej ciało
odnaleziono ponad dwadzieścia lat później – dobrze, ale kto mi powie w którym
roku życie CeeCee uległo ogromnej zmianie? Tych rzeczy musiałam dowiedzieć się
sama za pomocą rachunków matematycznych i, przyznam szczerze, na początku
ostudziło mój entuzjazm.
Drugim malutkim minusem jest
niejasny opis. Gdyby na okładce znalazło się chociaż jedno zdanie odrobinę
lepiej tłumaczące to, czego można spodziewać się po książce, zainteresowanie Sekretnym
życiem CeeCee Wilkes z pewnością byłoby większe. No ale kto nie
zaryzykuje, ten może wiele stracić, nie sięgając po historię CeeCee!
Podsumowując:
Koniec powieści pokazał jak wiele
rzeczy zmieniło się w życiu dorosłej już CeeCee: począwszy od prawdy, która
wyszła na jaw, poprzez czas zapomnienia, aż do Tima i miłości, która nigdy nie
była prawdziwa. Tak jak wspomniałam wcześniej, powieść pani Chamberlain
wycisnęła ze mnie łzy (a ja naprawdę lubię, kiedy płaczę nad książkami). Przede
wszystkim poznałam ogromną siłę miłości, przebaczenia i poświęcenia, które w
dzisiejszych czasach są inaczej postrzegane lub najzwyczajniej pomijane i
zapominane. Nie potrafię Wam w tej recenzji ukazać niektórych złotych myśli, bo
takich tam nie ma – cała książka jest jedną, wielką, złotą myślą. Sekretne
życie CeeCee Wilkes uczy, nie pozwala o sobie zapomnieć, przewraca
życie do góry nogami i (tak jak w moim przypadku) zmienia światopogląd. Ta
książka na zawsze zostanie w moim sercu i nigdy nie pozwolę na to, aby z niego
uciekła.
Pani Diane Chamberlain – dziękuję!
Dziękuję za CeeCee i za jej sekretne życie. A teraz idę czytać drugą pani
książkę. Z pozdrowieniami – zakochana w pani twórczości czytelniczka!
Layla, 16 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz