Śmierć ukróca dni panowania
okrutnego cara Iwana Groźnego. Na rosyjskim tronie zasiada Borys Godunow. Wśród
niezadowolonego chłopstwa po suszy w latach 1601-1603 zaczynają pojawiać się
głosy sprzeciwu. Tymczasem w Polsce odnajduje
się niejaki Dymitr, przed laty zamordowany prawowity spadkobierca carskiej
korony. Co zrobić? Rzekomy carewicz w zamian za pomoc w dojściu do władzy
obiecuje liczne korzyści. Wysłać do Moskwy? Niech sieje zamęt… Czy się uda? Oczywiście, że się udało. W
1605 r. wojska polskie wkraczają do Moskwy i całkowicie ją sobie podporządkowują,
a Dymitr Samozwaniec zostaje koronowany na cara.
Akcja czwartego tomu „Samozwańca”
Jacka Komudy czasowo przypada na okres pierwszej dymitriady, kiedy szlachta
polska zawładnęła stolicą, a tytułowy bohater rozpoczyna oficjalne sprawowanie
władzy. Czas, kiedy Rosja przeżywała ciężkie chwile zetknięcia się polskiej
kultury z rosyjską, autor opisuje ze
znaną dla siebie szczegółowością.
Głównym bohaterem powieści
został, znany już z innych dzieł Jacka Komudy, stolnikowic sanocki Jacek Dydyński, zwany również Jackiem nad Jackami. Jest to
kolejna postać historyczna spośród wykorzystanych w książce charakterów.
Przybywa on do Rosji wraz z wojskiem polskim, a jego głównym celem jest
odnalezienie zaginionego wuja. Prędko jednak porywcze usposobienie szlachcica
wpędza go w liczne tarapaty. Autor bardzo umiejętnie miesza fikcję z prawdą
historyczną. Wydarzenia i postacie wykreowane tylko i wyłącznie z pomocą
wyobraźni idealnie wpasowują się w historyczne ramy.
Barwne opisy sprawiają
niesamowite wrażenie, szczególnie w przypadku uczt gdzie Jacek Komuda nie
szczędzi nam detali, z lubością przedstawiając wszelkie dania i panujące przy
stole obyczaje. Nie mniejszą uwagę
przywiązuje również do strojów z tamtych czasów, którymi Polacy niewątpliwie
mogą się pochwalić. Jednakże chyba najbardziej rozbudowanymi elementami są
wszelkie pojedynki, starcia. Jest ich naprawdę całkiem pokaźna liczba. Za ich
sprawą nie można narzekać na brak akcji. Raz za razem gdzieś odzywa się świst
szabli, a zaraz po niej jęki konającego. Każda potyczka cieszy rozmachem i o
dziwo… realnością. Nie ma zbędnego patosu i heroizacji.
Przyznam że, książkę czyta się
bardzo przyjemnie. Narastające napięcie w pewnym momencie nie pozwala oderwać się od lektury. Zapewniam Was, choćby
nie wiem jak bardzo Wam kiszki marsza grały podczas czytania tych
realistycznych opisów uczt to z pewnością nie pozwolicie sobie, aby tak
przyziemne potrzeby, miały zostać przyczyną przerwania dalszego śledzenia
przygód Jacka Dydyńskiego.
Nie ulega wątpliwości, że elementem
dopełniającym dzieła jest okładka. Tym razem ozdobiona pięknym zdjęciem
polskiego fotografa Marcina Lipińskiego, przedstawiającym polskiego husarza.
TUTAJ możecie posłuchać fragmentu Samozwańca w interpretacji Wojciecha Malajkata
Naya,
18 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz