Są książki, których nie da się opisać słowami. Po
przeczytaniu w sercu zieje pustka, nie wiesz, co zrobić ze swoim życiem i
ciągle pytasz „Jak to się mogło stać? Dlaczego?”. Kochasz ją, bo tyle Cię
nauczyła i tak wiele Ci pokazała. Ale mimo to nie potrafisz zebrać się w sobie
i powiedzieć kilku pozytywnych słów o niej, bo na samo wspomnienie odbiera Ci
mowę. Teraz wiecie jak się czuję i dlaczego bezsensownie piszę, zamiast wziąć
się za recenzję.
Lina, jej młodszy brat Jonas i ich rodzice wiodą spokojne,
dostatnie życie w Kownie na Litwie. Jest rok 1941. Trwa II wojna światowa,
ludzie chronią siebie i swoje rodziny przed Sowietami i polityką Stalina. Co
rusz słychać informacje z całego świata. Piętnastoletnia Lina jest pewna, że
jej i całej rodzinie Vilkasów nic nie zagraża, przecież oni nie zrobili nic
złego. Okazuje się, że jest wprost przeciwnie.
Pewnego wieczoru NKWD wdziera się do domu Vilkasów, wywleka
z niego Linę, jej brata i Matkę, po czym wsadzają ich do pociągu, wysyłając w
morderczą podróż prosto do obozu pracy na Syberii. Tam będą musieli zapomnieć o
puchowych kołdrach, domu, książkach i rodzinnych wieczorach. Zamiast tego
zostaną zmuszeni do pracy w męczarniach, a ich zapłatą będzie trzysta gramów
chleba na jedną osobę. Śmierć, głód, porażka i zmęczenie to codzienny widok
Liny.
Linę przy życiu trzymają brat, Mama, przyjaciele, miłość do
pewnego chłopca, listy i rysunki, dzięki którym wrażliwa piętnastolatka
dokumentuje życie w obozie i ukrywa wskazówki, mające pomóc jej Papie znaleźć
drogę do nich.
„Czy zastanawialiście
się kiedyś, ile warte jest ludzkie życie? Tego ranka życie mojego brata było
warte tyle co kieszonkowy zegarek.”
(str. 33)
Tak jak wspomniałam na samym początku, jestem emocjonalnie
rozbita na kawałki. Żądam odszkodowania od pani Sepetys za mój stan psychiczny,
który w zastraszającym tempie pogarszał się z każdą przeczytaną stroną. Szare śniegi Syberii to bez wątpienia
jedna z najpiękniejszych, wzruszających książek, które miałam okazję przeczytać
w swoim życiu. Ponieważ moje emocje są bardzo zszarpane, proszę, nie wińcie
mnie za to, że ta recenzja okaże się rzeką wylanych słów zamiast konkretnych,
jasnych zdań.
Po pierwsze… nie wiem co powiedzieć. Że historia Liny to
taka lektura na jeden wieczór? Fakt faktem książkę czyta się bardzo, bardzo
szybko, ale Szare śniegi Syberii to
coś więcej niż jednodniowa przygoda. Nie, to w ogóle nie jest przygoda –
przygoda najczęściej jest radosna, pełna niezapomnianych chwil, śmiechu i
wspomnień, a życie Liny przez cały okres pracy w syberyjskim obozie było…
koszmarem z niewielkimi przebłyskami światła. Tak się zastanawiam… To, co Lina,
jej brat i Mama wycierpieli w obozie, złamałoby niejednego silnego człowieka
wiodącego dogodne życie w naszych czasach. Skrajnie nieludzkie warunki to mało
powiedziane. Wciąż nie mogę pojąć tego jak jeden człowiek mógł tak traktować
drugiego, w dodatku niewinnego, który nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy.
Opluć kogoś za pyszną kolację? Grozić pistoletami, bić i zmuszać do pracy za
własne łóżko i ciepłą pościel? Naprawdę? A gdzie traktowanie bliźniego swego,
jak siebie samego?
Jestem osobą wychowaną na opowieściach o II wojnie
światowej, dlatego ten temat jest mi szczególnie bliski. Tyle razy siedziałam
naprzeciwko Cioci, która swoje młodzieńcze lata straciła przez wojnę. Byłam
wręcz zobowiązana przez samą siebie, przez wspólne wieczory spędzone na
opowieściach Cioci i szacunek do Niej do przeczytania Szarych śniegów Syberii.
Zacznę od tego (tak, już zaczynam recenzję), że obraz
tamtejszego świata namalowany przez autorkę jest bardzo brutalny. Z
namaszczeniem odzwierciedliła rzeczywistość wyjętą prosto ze wspomnień osób,
które przeżyły mordercze roboty w obozach pracy. Niejednokrotnie w czasie
czytania myślałam „Nie dałabym rady. Poddałabym się”, bo taka była prawda. To,
co wycierpiała i zniosła dwa lata młodsza ode mnie dziewczyna z pewnością
zabiłoby mnie. My, młodzi ludzie, wychowani w elektronicznym świecie, nie
jesteśmy w stanie tego zrozumieć, ale Szare
śniegi Syberii są po to, aby to pojąć.
Nie oczekujcie od pani Sepetys niesamowitego stylu,
zapierających dech w piersiach dialogów i barwnych opisów. Autorka pisze bardzo
prosto, i właśnie ta prostota tak bardzo szokuje w czasie czytania. Czynności,
których wykonania my odmówilibyśmy, Lina wykonywała bez dłuższego zastanowienia.
Kradzież drewna pod karą dodatkowych kilku lat pracy? Kradzież ziemniaka pod
karą odebrania dzisiejszego przydziału chleba? Niesienie zamarzniętej sowy pod
płaszczem, aby tylko coś zjeść? Brzmi strasznie? Tak właśnie było. Pomyślcie,
ile razy ta mała osóbka ryzykowała życie dla bliskich, chociaż dookoła roiło
się od żołnierzy NKWD. Tyle razy przechodziła niezauważona obok wroga, tyle
razy mijała się ze śmiercią…
Oprócz Liny moją sympatię, szacunek i podziw zdobyło też
kilku innych bohaterów. Brat Liny, Jonas, stał się prawdziwym mężczyzną,
chociaż miał dopiero dziesięć lat. Brzmi dziwnie, ale w tamtych czasach, w
takich warunkach dzieci dojrzewały przedwcześnie. Dzieciństwo zabite przez
żądzę zdobycia władzy absolutnej. Jego poświęcenia, miłości do siostry i Mamy
oraz odwagi również nie da się opisać słowami. Z kolei Matka Liny, Elena, to
uosobienie dobra płonącego w człowieku cały czas i niesłabnącej nadziei. Ta
bohaterka była niesamowita pod każdym względem. Do tej pory, kiedy myślę o
niej, widzę zmęczone oczy, słabe od pracy ręce i nieznikający z twarzy uśmiech
mówiący „Kochanie, jeszcze trochę. Wrócimy na Litwę, nie martw się”. Przed
głodem ratował ich Andrius, który jednocześnie dostarczał informacji Linie, jej
Mamie i przyjaciołom poznanym w czasie podróży. Ten chłopiec również był
niesamowity. Współczułam mu jego sytuacji, a jednocześnie kochałam go za siłę,
odwagę i słowa, które tyle razy podtrzymywały Elenę, Linę i Jonasa. Jego
poświęcenie, tak samo jak poświęcenie Jonasa, jest nie do opisania. Uwielbiałam
go również za to, że dotrzymywał danego przez siebie słowa.
Nieco wyżej wspomniałam o tym, że Szare śniegi Syberii czyta się bardzo szybko. Tak, to prawda.
Uwielbiam krótkie rozdziały, a takowe się tu pojawiły. Były dosłownie
króciusieńkie i to pozwalało na szybkie czytanie. Dodatkowo długość rozdziałów
sprawiała, że napięcie wzrastało, a wartka akcja mknęła jeszcze szybciej. Duże
litery zapewniły przejrzystość tekstu i również przyczyniły się do tempa
czytania. Aż żałowałam, że nie mogłam się powstrzymać, odłożyć na chwilę
książki i pozwolić na to, aby Szare
śniegi Syberii pozostały ze mną jak najdłużej. Sama książka wydaje się
ogromna, wręcz toporna, i ciężka, ale tak naprawdę egzemplarz jest leciusieńki,
a twarda, wygodna okładka chroni strony przez zagięciem i zniszczeniem. Wydanie
jest naprawdę piękne. Okładka wyraża wszystko, co powinno być wyrażone, i
dodaje odpowiedni nastrój do całości. Jest zimno, jest niebezpieczeństwo,
wisząca nad ludzkimi głowami śmierć, przerażenie i niepewność.
„Nie bój się. Nie
dawaj im nic. Nawet swojego strachu.”
(str. 224)
Ludzkiego cierpienia, żalu, wątpliwości i strachu o jutro
nie poznamy dzięki podręcznikom do historii, bo one tylko podadzą nam daty i
suche, pozbawione emocji fakty. To książki takie jak Szare śniegi Syberii pokazują nam rzeczywistość tamtych strasznych
czasów, wszechobecne zło dyktatorów, brak litości, ale i prawdziwą przyjaźń,
miłość, siłę oraz ogromną odwagę. Szare
śniegi Syberii to ŚWIADECTWO, najpiękniejsza forma historii zamknięta na
trzystu trzydziestu stronach ukazujących najważniejsze dla człowieka wartości.
Nie przechodźcie obok niej obojętnie. Zatrzymajcie się na chwilę, zwróćcie
uwagę na tak wiele mówiącą okładkę, pełen emocji tytuł i wejdźcie do świata
Liny. Kiedy z niego wyjdziecie, docenicie to, co macie i to, co w dzisiejszych
czasach oferuje Wam świat. My też walczymy o jutro, chleb, pracę, mieszkanie i
dostatnie życie, ale nasz wysiłek porównany z wysiłkiem Liny i wszystkich
ludzi, którzy o kolejny dzień w takich warunkach staczali prawdziwe bitwy, jest
znikomy.
Co mogę jeszcze powiedzieć? Chciałabym jak najwięcej, ale
nie potrafię. Myślę, że to co mogłam, ubrałam w słowa. Stać mnie na więcej, ale
ciągle kiedy myślę o całej historii i zakończeniu lodowata pięść smutku zamyka
się wokół mojego serca. Ta książka jest po prostu nieziemska. Brutalna,
prawdziwa, ale i piękna. Bycie patriotą to najpiękniejsza rzecz na świecie. Szare śniegi Syberii nauczyła mnie, że
chociaż nasz kraj nie jest idealny, bo ludzie cierpią przez bezrobocie i złą
politykę, to jest najpiękniejszy spośród wszystkich innych. Pomyślcie tylko o
tych pięknych, polskich lasach, o falach morza rozbijających się na polskich
brzegach, o wietrze hulającym pośród surowych szczytów polskich Tatr, o tym, że
ludzie podobni do Liny walczyli za to, abyśmy teraz mogli tutaj być – wolni,
najedzeni, w domu. Czujecie to wszystko? Ten zapach morza, chłód wiatru, szept
rzek i potęgę gór? Tak czuła się Lina, oddalona tysiące kilometrów od swojego
domu, od swojej kochanej Litwy i pięknego Kowna. I walczyła, abym właśnie tam
wrócić.
„Mężczyźni skończyli
budować kwatery i piekarnię dla NKWD. Były to solidne ceglane budynki z piecami
lub paleniskami w każdej izbie. Mężczyzna nakręcający zegarek mówił, że dobrze
je wyposażono. A my mieliśmy przetrwać arktyczną zimę w ziemiance?
Nie, my mieliśmy wcale
jej nie przetrwać.”
(str. 259)
Layla, 16 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz