tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

czwartek, 16 stycznia 2014

"Szare śniegi Syberii" - Ruta Sepetys - recenzja

Są książki, których nie da się opisać słowami. Po przeczytaniu w sercu zieje pustka, nie wiesz, co zrobić ze swoim życiem i ciągle pytasz „Jak to się mogło stać? Dlaczego?”. Kochasz ją, bo tyle Cię nauczyła i tak wiele Ci pokazała. Ale mimo to nie potrafisz zebrać się w sobie i powiedzieć kilku pozytywnych słów o niej, bo na samo wspomnienie odbiera Ci mowę. Teraz wiecie jak się czuję i dlaczego bezsensownie piszę, zamiast wziąć się za recenzję.

Szare śniegi Syberii - Ruta SepetysLina, jej młodszy brat Jonas i ich rodzice wiodą spokojne, dostatnie życie w Kownie na Litwie. Jest rok 1941. Trwa II wojna światowa, ludzie chronią siebie i swoje rodziny przed Sowietami i polityką Stalina. Co rusz słychać informacje z całego świata. Piętnastoletnia Lina jest pewna, że jej i całej rodzinie Vilkasów nic nie zagraża, przecież oni nie zrobili nic złego. Okazuje się, że jest wprost przeciwnie.
Pewnego wieczoru NKWD wdziera się do domu Vilkasów, wywleka z niego Linę, jej brata i Matkę, po czym wsadzają ich do pociągu, wysyłając w morderczą podróż prosto do obozu pracy na Syberii. Tam będą musieli zapomnieć o puchowych kołdrach, domu, książkach i rodzinnych wieczorach. Zamiast tego zostaną zmuszeni do pracy w męczarniach, a ich zapłatą będzie trzysta gramów chleba na jedną osobę. Śmierć, głód, porażka i zmęczenie to codzienny widok Liny.
Linę przy życiu trzymają brat, Mama, przyjaciele, miłość do pewnego chłopca, listy i rysunki, dzięki którym wrażliwa piętnastolatka dokumentuje życie w obozie i ukrywa wskazówki, mające pomóc jej Papie znaleźć drogę do nich.

„Czy zastanawialiście się kiedyś, ile warte jest ludzkie życie? Tego ranka życie mojego brata było warte tyle co kieszonkowy zegarek.”
(str. 33)

Tak jak wspomniałam na samym początku, jestem emocjonalnie rozbita na kawałki. Żądam odszkodowania od pani Sepetys za mój stan psychiczny, który w zastraszającym tempie pogarszał się z każdą przeczytaną stroną. Szare śniegi Syberii to bez wątpienia jedna z najpiękniejszych, wzruszających książek, które miałam okazję przeczytać w swoim życiu. Ponieważ moje emocje są bardzo zszarpane, proszę, nie wińcie mnie za to, że ta recenzja okaże się rzeką wylanych słów zamiast konkretnych, jasnych zdań.

Po pierwsze… nie wiem co powiedzieć. Że historia Liny to taka lektura na jeden wieczór? Fakt faktem książkę czyta się bardzo, bardzo szybko, ale Szare śniegi Syberii to coś więcej niż jednodniowa przygoda. Nie, to w ogóle nie jest przygoda – przygoda najczęściej jest radosna, pełna niezapomnianych chwil, śmiechu i wspomnień, a życie Liny przez cały okres pracy w syberyjskim obozie było… koszmarem z niewielkimi przebłyskami światła. Tak się zastanawiam… To, co Lina, jej brat i Mama wycierpieli w obozie, złamałoby niejednego silnego człowieka wiodącego dogodne życie w naszych czasach. Skrajnie nieludzkie warunki to mało powiedziane. Wciąż nie mogę pojąć tego jak jeden człowiek mógł tak traktować drugiego, w dodatku niewinnego, który nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy. Opluć kogoś za pyszną kolację? Grozić pistoletami, bić i zmuszać do pracy za własne łóżko i ciepłą pościel? Naprawdę? A gdzie traktowanie bliźniego swego, jak siebie samego?

Jestem osobą wychowaną na opowieściach o II wojnie światowej, dlatego ten temat jest mi szczególnie bliski. Tyle razy siedziałam naprzeciwko Cioci, która swoje młodzieńcze lata straciła przez wojnę. Byłam wręcz zobowiązana przez samą siebie, przez wspólne wieczory spędzone na opowieściach Cioci i szacunek do Niej do przeczytania Szarych śniegów Syberii.

Zacznę od tego (tak, już zaczynam recenzję), że obraz tamtejszego świata namalowany przez autorkę jest bardzo brutalny. Z namaszczeniem odzwierciedliła rzeczywistość wyjętą prosto ze wspomnień osób, które przeżyły mordercze roboty w obozach pracy. Niejednokrotnie w czasie czytania myślałam „Nie dałabym rady. Poddałabym się”, bo taka była prawda. To, co wycierpiała i zniosła dwa lata młodsza ode mnie dziewczyna z pewnością zabiłoby mnie. My, młodzi ludzie, wychowani w elektronicznym świecie, nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, ale Szare śniegi Syberii są po to, aby to pojąć.
Nie oczekujcie od pani Sepetys niesamowitego stylu, zapierających dech w piersiach dialogów i barwnych opisów. Autorka pisze bardzo prosto, i właśnie ta prostota tak bardzo szokuje w czasie czytania. Czynności, których wykonania my odmówilibyśmy, Lina wykonywała bez dłuższego zastanowienia. Kradzież drewna pod karą dodatkowych kilku lat pracy? Kradzież ziemniaka pod karą odebrania dzisiejszego przydziału chleba? Niesienie zamarzniętej sowy pod płaszczem, aby tylko coś zjeść? Brzmi strasznie? Tak właśnie było. Pomyślcie, ile razy ta mała osóbka ryzykowała życie dla bliskich, chociaż dookoła roiło się od żołnierzy NKWD. Tyle razy przechodziła niezauważona obok wroga, tyle razy mijała się ze śmiercią…

Oprócz Liny moją sympatię, szacunek i podziw zdobyło też kilku innych bohaterów. Brat Liny, Jonas, stał się prawdziwym mężczyzną, chociaż miał dopiero dziesięć lat. Brzmi dziwnie, ale w tamtych czasach, w takich warunkach dzieci dojrzewały przedwcześnie. Dzieciństwo zabite przez żądzę zdobycia władzy absolutnej. Jego poświęcenia, miłości do siostry i Mamy oraz odwagi również nie da się opisać słowami. Z kolei Matka Liny, Elena, to uosobienie dobra płonącego w człowieku cały czas i niesłabnącej nadziei. Ta bohaterka była niesamowita pod każdym względem. Do tej pory, kiedy myślę o niej, widzę zmęczone oczy, słabe od pracy ręce i nieznikający z twarzy uśmiech mówiący „Kochanie, jeszcze trochę. Wrócimy na Litwę, nie martw się”. Przed głodem ratował ich Andrius, który jednocześnie dostarczał informacji Linie, jej Mamie i przyjaciołom poznanym w czasie podróży. Ten chłopiec również był niesamowity. Współczułam mu jego sytuacji, a jednocześnie kochałam go za siłę, odwagę i słowa, które tyle razy podtrzymywały Elenę, Linę i Jonasa. Jego poświęcenie, tak samo jak poświęcenie Jonasa, jest nie do opisania. Uwielbiałam go również za to, że dotrzymywał danego przez siebie słowa.

Nieco wyżej wspomniałam o tym, że Szare śniegi Syberii czyta się bardzo szybko. Tak, to prawda. Uwielbiam krótkie rozdziały, a takowe się tu pojawiły. Były dosłownie króciusieńkie i to pozwalało na szybkie czytanie. Dodatkowo długość rozdziałów sprawiała, że napięcie wzrastało, a wartka akcja mknęła jeszcze szybciej. Duże litery zapewniły przejrzystość tekstu i również przyczyniły się do tempa czytania. Aż żałowałam, że nie mogłam się powstrzymać, odłożyć na chwilę książki i pozwolić na to, aby Szare śniegi Syberii pozostały ze mną jak najdłużej. Sama książka wydaje się ogromna, wręcz toporna, i ciężka, ale tak naprawdę egzemplarz jest leciusieńki, a twarda, wygodna okładka chroni strony przez zagięciem i zniszczeniem. Wydanie jest naprawdę piękne. Okładka wyraża wszystko, co powinno być wyrażone, i dodaje odpowiedni nastrój do całości. Jest zimno, jest niebezpieczeństwo, wisząca nad ludzkimi głowami śmierć, przerażenie i niepewność.

„Nie bój się. Nie dawaj im nic. Nawet swojego strachu.”
(str. 224)

Ludzkiego cierpienia, żalu, wątpliwości i strachu o jutro nie poznamy dzięki podręcznikom do historii, bo one tylko podadzą nam daty i suche, pozbawione emocji fakty. To książki takie jak Szare śniegi Syberii pokazują nam rzeczywistość tamtych strasznych czasów, wszechobecne zło dyktatorów, brak litości, ale i prawdziwą przyjaźń, miłość, siłę oraz ogromną odwagę. Szare śniegi Syberii to ŚWIADECTWO, najpiękniejsza forma historii zamknięta na trzystu trzydziestu stronach ukazujących najważniejsze dla człowieka wartości. Nie przechodźcie obok niej obojętnie. Zatrzymajcie się na chwilę, zwróćcie uwagę na tak wiele mówiącą okładkę, pełen emocji tytuł i wejdźcie do świata Liny. Kiedy z niego wyjdziecie, docenicie to, co macie i to, co w dzisiejszych czasach oferuje Wam świat. My też walczymy o jutro, chleb, pracę, mieszkanie i dostatnie życie, ale nasz wysiłek porównany z wysiłkiem Liny i wszystkich ludzi, którzy o kolejny dzień w takich warunkach staczali prawdziwe bitwy, jest znikomy.

Co mogę jeszcze powiedzieć? Chciałabym jak najwięcej, ale nie potrafię. Myślę, że to co mogłam, ubrałam w słowa. Stać mnie na więcej, ale ciągle kiedy myślę o całej historii i zakończeniu lodowata pięść smutku zamyka się wokół mojego serca. Ta książka jest po prostu nieziemska. Brutalna, prawdziwa, ale i piękna. Bycie patriotą to najpiękniejsza rzecz na świecie. Szare śniegi Syberii nauczyła mnie, że chociaż nasz kraj nie jest idealny, bo ludzie cierpią przez bezrobocie i złą politykę, to jest najpiękniejszy spośród wszystkich innych. Pomyślcie tylko o tych pięknych, polskich lasach, o falach morza rozbijających się na polskich brzegach, o wietrze hulającym pośród surowych szczytów polskich Tatr, o tym, że ludzie podobni do Liny walczyli za to, abyśmy teraz mogli tutaj być – wolni, najedzeni, w domu. Czujecie to wszystko? Ten zapach morza, chłód wiatru, szept rzek i potęgę gór? Tak czuła się Lina, oddalona tysiące kilometrów od swojego domu, od swojej kochanej Litwy i pięknego Kowna. I walczyła, abym właśnie tam wrócić.

„Mężczyźni skończyli budować kwatery i piekarnię dla NKWD. Były to solidne ceglane budynki z piecami lub paleniskami w każdej izbie. Mężczyzna nakręcający zegarek mówił, że dobrze je wyposażono. A my mieliśmy przetrwać arktyczną zimę w ziemiance?
Nie, my mieliśmy wcale jej nie przetrwać.”
(str. 259)


Layla, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz