„Przystań wiatrów” to jedna z powieści Georga R. R. Martina
oraz Lisy Tuttle, pokazująca, że naprawdę warto walczyć o marzenia.
Mieszkańcom Przystani Wiatrów udało się dokonać czegoś,
można powiedzieć, niemożliwego. Wzbili się w powietrze i unosząc nad oceanem
na srebrnych skrzydłach mogli wreszcie dostać się do najbardziej niedostępnych
części świata. Prawem dziedziczenia dziecko każdego lotnika po osiągnięciu
odpowiedniego wieku ma przejąć skrzydła po rodzicu.
Jednak według młodej buntowniczki imieniem Maris każdy może
urodzić się lotnikiem, nieważne czy jest dzieckiem rybaka, uzdrowiciela czy
cieśli.
Maris dorasta. Już wkrótce ma przejąć skrzydła po przybranym
ojcu Russ’ie. To byłoby spełnienie wszystkich jej marzeń – już jako dziecko obserwując
lotników szybujących nad wodami zapragnęła latać. Jednak czar pryska, gdy na świat przychodzi
Coll – pierworodny syn Russ’a czyli prawowity dziedzic skrzydeł. Maris wydaje
się, że jej świat legł w gruzach, ale nie poddaje się. Wkrótce rozpocznie
walkę o marzenia i całkowicie zmieni prawo lotników z Przystani Wiatrów.
Powieść naprawdę przypadła mi do gustu. Szczególnie
polubiłam Maris, głównie ze względu na jej upór. Książkę czyta się szybko i
przyjemnie, autorzy zdecydowanie zachęcają do walczenia o swoje. Pozycja nie
tylko dla osób lubiących fantastykę, ale i dla wszystkich miłośników przygód.
Serdecznie polecam!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz