Tytuł jest bardzo sugestywny. Czego
się można po nim spodziewać? Oczywiście walki o pieniądze, a jeszcze wiedząc,
że Rhys Bowen jest autorką kryminałów, to pewnie jakichś krwawych jego skutków
w tle. No i tu właśnie można się zdziwić. To nie jest prosta historyjka
detektywistyczna, gdzie już na pierwszy rzut oka widać kto jest winnym. Tak
naprawdę pieniądze nie grają tutaj głównej roli, lecz są pewną motywacją i
celem dla jednych, lecz przekleństwem i powodem tragedii dla innych.
„Pieniądze
to nie wszystko” jest czwartym tomem przygód nowojorskiej pani detektyw Molly
Murphy. Nieszablonowa rudowłosa Irlandka uciekła do Ameryki w poszukiwaniu
spokoju, którego nie mogła zaznać w ojczystym kraju, po tym co ją spotkało i do
czego została zmuszona. Kobieta, która
jak się na dobre wkręci w sprawę, nie poddaje się nawet kiedy wyobraźnia
zmienia wszystkie napotkane osoby w potencjalnych zabójców, a każdy nawet
najmniejszy krok postawiony samotnie, przyprawia o gęsią skórkę. Tym razem
dostała oficjalne zlecenie od Daniela Sullivana, by rozwikłać zagadkę sióstr
Sorensen – maniaczek spirytystycznych cieszących się szacunkiem wśród
mieszkańców całej Ameryki. Pozornie banalna sprawa polegająca na udowodnieniu
machlojek dwóch kobiet przeradza się w całkiem sporych rozmiarów
przedsięwzięcie. Nierozwiązana zagadka
sprzed kilku lat, porwanie dziecka, romanse i intrygi w posiadłości senatora
Barneya Flynna.
Kłamstwa i
oszustwa zdają się nie mieć końca, a główny podejrzany szybko zostaje
oczyszczony z zarzutów. Wypoczynek Molly Murphy zmienia się w całkiem poważną
sprawę do rozwiązania. Czy i tym razem kobieta – detektyw sobie poradzi i
prawda wyjdzie na jaw? Do jakich tragedii musi dojść, by niektórzy się
zreflektowali?
Zachowana w
stylu retro okładka jest bardzo przeciętna. Nie wyróżnia się spomiędzy
dziesiątek innych powieści. Co więcej, nic na niej nie wskazuje, że mamy do
czynienia z kryminałem! Jedynie twarz głównej bohaterki opatrzona chytrym
uśmieszkiem zapowiada to, co nastąpi w środku… Na
pierwszych kilkudziesięciu stronach zabrakło mi chociaż jednego precyzyjnego
opisu otoczenia. Wszystko wskazywało na to, że akcja powieści toczy się w
naszych czasach, jedynie te przejeżdżające dorożki nie dawały mi spokoju.
Przecież Nowy Jork to nie Kraków! :) Dopiero później, po przyjeździe Molly do
posiadłości Flynna dotarło do mnie, że to powieść w stylu retro, a akcja toczy
się na początku XX wieku. Uważam, że to zdecydowanie za późno!
Charyzmatyczna
kobietka podbiła moje serce. Jej postaci fakt, że nie jest mężczyzną tylko
dodaje uroku. Bo przecież co mogą kobiety w czasach, gdy ludzie stosunkowo
niedawno przyzwyczaili się do zaczynania daty od 19..? Molly jest uosobieniem
siły i niezależności, obrazuje się to, gdy na przekór zasadom zakłada
pantalony, nie po to by jechać na rowerze, kiedy to takie zachowanie byłoby
uzasadnione. Robi tak „bo jej wygodniej”. Niesamowita kobieta. Jej
spostrzegawczość, zaradność i odwaga przy wyrażaniu swojego zdania sprawiają,
że Molly jest prawdziwa, nie tylko „napisana” w książce.
Ilość
bohaterów w całej powieści można by bardzo szybko zliczyć. Niebywale mnie to
cieszy, ponieważ nie jest ich ani za mało, ani zbyt wiele i nie dość, że bez
problemu można się połapać kto jest kim, to jeszcze prawie każdy ma rozbudowaną
historię, którą poznajemy, dzięki potajemnemu zasięganiu języka przez Molly.
Wszystkie wątki, które mnie zainteresowały zostały jasno rozstrzygnięte,
natomiast zabrakło mi czegoś więcej na temat Belindy i Rolanda, których
historia została opisana bardzo pobieżnie.
Podchodziłam
do książki z nie za ciekawym nastawieniem. Drobny druk nieco mnie odstraszał. Jednak,
gdy wzięłam książkę do ręki tak skończyłam ją czytać w środku nocy. Historia pani
detektyw porywa z siłą, której się nie spodziewałam!
Ananaska,
17 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Noir sur Blanc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz