Kiedy
emerytowany aktor postanawia porzucić Londyn i przeprowadzić się na walijską
wieś, nie ma pojęcia, w co się pakuje. Jako właściciel podupadającego
pensjonatu, musi zapełnić pokoje
i zacząć zarabiać.W książce poznajemy jego genialny plan „Kursów dla rozwodników” oraz
barwną zbieraninę gości. Pod życzliwym okiem Buffy’ego różniący się od siebie,
samotni nieznajomi przekonują się, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż
sądzili, a małe miasteczko ma magiczną moc przyciągania…
Spodziewałam
się ciepłej, niezobowiązującej lektury na leniwy, letni wieczór i nie
przeliczyłam się. „Hotel złamanych serc” to pozycja dla czytelników nieco
starszych („Hotel” zawiera między innymi sceny łóżkowe), lubiących niezbyt
ambitne, ale za to bardzo sympatyczne powieści.
Na początku
zostaje nam przedstawiony główny bohater – Russel „Buffy” Buffery, a następnie
w niezwiązanych ze sobą rozdziałach reszta bohaterów, którzy, jak się później
okaże, zostają gośćmi pensjonatu Buffy’ego. Jeśli mogłabym to tak określić,
książka podzielona jest na wstęp, a następnie oddzielne historie dotyczące pobytu
poszczególnych gości przybywających na kursy. Akcję napędzają
poszukujący "drugiej połówki" kursanci, ich miłosne perypetie oraz zmagania
Buffy’ego z organizacją hotelu, ale i jego niedługo dopadną sercowe rozterki!
Niewątpliwym
plusem książki jest genialny sposób narracji autorki – ironiczny, szczery,
barwny, a przede wszystkim piekielnie zabawny i błyskotliwy. Cały czas coś się
dzieje, jednak sposób prowadzenia akcji nie polega na najprostszym zrzucaniu na
bohaterów niespodziewanych wydarzeń – wszystko jest tu winą
prześmiesznych splotów okoliczności, choć odrobinę absurdalnych, to jednak prawdopodobnych. Po drugie, bohaterowie. Autorka bezlitośnie obnaża
wszystkie ich wady oraz dziwactwa, dlatego nie mamy do czynienia z papierowymi,
pustymi postaciami, lecz realnymi ludźmi pełnych wad i życiowego bagażu,
jednocześnie bardzo sympatycznymi, tak, że pełni zaciekawienia zastanawiamy
się, gdzie i w jaki sposób życie zaprowadzi ich do Buffy’ego?
Przechodząc
do negatywów – słyszałam opinie, iż postaci jest w książce zbyt dużo i że
czytelnikowi taka ilość bohaterów przeszkadza, że ciężko zorientować się, kto
jest kim. Sama sytuacja życiowa Russela jest skomplikowana i autorka na początku
książki umieszcza spis jego żon oraz dzieci (niekoniecznie ślubnych) i ostrzega
„nie pogubcie się”. Mnie osobiście ten fakt nie przeszkadzał w lekturze,
ponieważ mimo przedstawienia wszystkich postaci na początku autorka wprowadza
ich do hotelu stopniowo. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że niektórym
czytelnikom może to przeszkadzać.
Zdecydowanie
nie żałuję wypożyczenia tej książki. Powieść ta zachęciła mnie do przeczytania
innych dzieł pani Moggach, to jest np. bestsellerowego „Hotelu Marigold”. Jeśli
szukacie pogodnej, wesołej książki, która pomoże wam się odprężyć po męczącym
dniu – ta będzie strzałem w dziesiątkę.
Almette, 15 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Rebis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz