Moment przeczytania 17 części o przygodach Stephanie Plum
odwlekałam jak mogłam. W końcu nie wytrzymałam i jestem po lekturze, ale tylko
dlatego, że 18 – tka jest tuż, tuż. Czuję się bezpiecznie, gdy nietknięty tom serii Janet Evanovich stoi na półce. Wtedy wiem, że w chwili przygnębienia,
smutku, apatii i odczuć tym podobnych – jest coś, a raczej ktoś kto mnie z tego
stanu wywlecze – oczywiście ukochana Śliwka. Tak było i tym razem.
Niezrównana łowczyni NS-ów w tym tomie musi się zmierzyć m.in.
z ponad siedemdziesięcioletnim wampirem, a także zabójcą, który obiecuje jej śmierć.
Do tego na scenę wchodzi babka Morellego, która spoziera na Stephanie swoim
uroczym okiem, co skutkuje ogromnym pryszczem na czole oraz rzuca na nią klątwę
vordo. Matka Plum próbuje znowu zeswatać córkę, a do tego ciągle prasuje. Babcia Mazurowa nie odpuszcza i nadal chodzi na czuwania przy zwłokach w domu
pogrzebowym. Lula tym razem nie jest na diecie, ale za to ciągle traktuje zbiegów paralizatorem, a sprawy w trójkącie Komandos – Plum – Morelli niebezpiecznie
się komplikują. Wszystko to okraszone humorem w stylu nieustępującym poprzednim
częściom.
Autorka jest niezrównana w tworzeniu komicznie absurdalnych
sytuacji. Tym samym sprawia, że książka czyta się sama, a łzy kapią z oczu,
a katar z nosa :) -
ze śmiechu - rzecz jasna. Niewątpliwie
słowa uznania należą się Dominice Repeczko. To także jej zasługa, że książkę
czyta się z prawdziwą przyjemnością. Tłumaczenie, według mnie, jest genialne.
Podsumowując – Stephanie Plum jest moim pewniakiem na
poprawę humoru i jak na razie nie znalazłam kandydata/kandydatki, który mógłby
ją zdetronizować.
Po stokroć polecam!!!
Bruksenka
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz