Jadwiga Czajkowska to absolwentka socjologii. Prowadziła
badania nad satanizmem, życiem w zakładzie poprawczym i wiele innych. Tym razem
podarowała nam ciekawą opowieść o matce nie swoich dzieci.
Nigdy nie sądziła, że życie zrobi z niej macochę. W końcu
wszyscy propagują obraz złej, potwornej przybranej matki, która marzy tylko o
gnębieniu pasierbów. Przecież ona taka nie jest. Jednak miłość właśnie w takiej sytuacji postawiła bohaterkę i ta musi się zmierzyć ze wszelkimi
przeciwnościami z tym związanymi.
Książka jest wyjątkowo wciągająca, mimo, że nie występuje
tutaj zawrotna akcja podążająca w ledwo możliwym do pojęcia tempie. Wręcz
przeciwnie. Zawiera bardzo dużo przemyśleń narratorki, w których pełno jest lęków,
wspomnień. Momentami można by ją sklasyfikować jako potrzebującą
specjalistycznej pomocy. Ale czy takie małe lub większe batalie nie rozgrywają
się również i w naszych głowach, chociaż nie zawsze się do tego przyznajemy?
Autorka świetnie zarysowała główną postać, jej charakter, upodobania, mamy pełny obraz. Jest też druga strona, to znaczy wręcz przesyt informacji, które praktycznie żadnego wpływu na fabułę nie wywierają. Oczywiście, takie wstawki są konieczne i mile widziane, jednak w tym przypadku zostały lekko nadużyte.
Autorka świetnie zarysowała główną postać, jej charakter, upodobania, mamy pełny obraz. Jest też druga strona, to znaczy wręcz przesyt informacji, które praktycznie żadnego wpływu na fabułę nie wywierają. Oczywiście, takie wstawki są konieczne i mile widziane, jednak w tym przypadku zostały lekko nadużyte.
Jednym z moich odczuć podczas czytania tej powieści, było to,
że zniechęca ona do zawarcia małżeństwa. Nie chodzi o jakieś bezpośrednie
deklaracje, ale sam sposób w jaki autorka opisała stosunki między małżonkami.
Można im wiele zarzucić. Z drugiej strony, napis na okładce nie kłamie. Ta
publikacja ewidentnie łamie stereotyp macochy, ukazując całą, na pewno
skomplikowaną sytuację jej oczami.
Tym, co trudno tej książce jednoznacznie sklasyfikować jako
plus albo minus, jest zakończenie otwarte. Rozwiązanie historii możemy sobie
niejako samodzielnie dopowiedzieć. Pewne rzeczy już zostały przed nami
odsłonięte, jednak większość nie. Prawdę mówiąc, finał losów Izy jest nam
prawie tak nieznany jak na początku lektury. Tylko od nas zależy jaki on będzie
w naszych głowach.
„Macocha” to ciekawa pozycja dla ludzi lubiących historie
obyczajowe. Zadowoli amatorów lekkich lektur. Pomimo swoich pozornie dużych
gabarytów, czyta się ją szybko i łatwo. Autorka ukazuje, jak łatwo skreślamy ludzi, bez
żadnych powodów, tym samym mocno ich raniąc i utrudniając życie. Uświadamia, że
stereotypy nie mają żadnego zastosowania, oprócz zadawania cierpienia.
Ta książka sprawia, że czas spędzony na czytaniu, będzie nie tylko rozrywką ale też motywacją do zastanowienia się nad kilkoma ważnymi kwestiami :)
Loremi, 16 lat
Za ciekawą książkę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Przeczytałam i sama jestem zaskoczona, że mi się podobało, gdyż raczej wolę książki z wartką akcją. Nie mam wrażenia ,że jest "wręcz przesyt informacji, które praktycznie żadnego wpływu na fabułę nie wywierają.". szczególnie podobało mi się zakończenie i to, że autorka nie "lukrowała" - żyli długo i szczęśliwie byłoby banalne:)
OdpowiedzUsuń