Rieux, Francja. Babcia osiemnastoletniej Scarlet ginie w
tajemniczych okolicznościach. Zdana na siebie dziewczyna rozważa różne opcje
związane ze zniknięciem jedynej bliskiej jej osoby, gdy w jej życiu pojawia się
Wilk, który być może zna odpowiedzi na wiele pytań pozostawionych Scarlet przez
babcię. W tym samym czasie Cinder – dziewczyna cyborg mieszkająca we Wspólnocie
Wschodniej – próbuje wydostać się z więzienia i postępować według wskazówek
doktora Erlanda. Wie, że jeśli ucieczka nie powiedzie się, będzie najbardziej
poszukiwanym zbiegiem w całej Wspólnocie. Czas ucieka, królowa Levana
niecierpliwi się i zagraża młodemu cesarzowi Kaito, a Cinder musi działać.
Drogi tych dwóch różnych bohaterek spotykają się wtedy, gdy Ziemię atakują
wojska Luny. Dwie baśnie, dwa światy.
„Nie wiedziała, że
wilk jest przebiegłym i niegodziwym zwierzęciem, i nie obawiała się go.”
W pierwszym tomie Sagi
księżycowej spotykamy się z Cinder. Życie dziewczyny-cyborga jest łudząco
podobne do losów Kopciuszka: wychowuje ją macocha, ma dwie siostry, jest
poniżana, niedoceniana i nigdy nie zaznała miłości ze strony Adri, ale wszystko
się zmienia w momencie poznania księcia i otrzymania zaproszenia na bal
organizowany w pałacu. Tym razem autorka postanowiła wzorować bieg wydarzeń na
historii o… Czerwonym Kapturku. Jak wyszło jej to połączenie?
Przyznam szczerze, że nie wiedziałam czego się spodziewać.
Opis w ogóle mnie nie zainteresował, a wręcz przeciwnie – sprawił, że
niechętnie myślałam o drugiej części Sagi
księżycowej. Jak to: Scarlet? A gdzie Cinder i kontynuacja jej
niebezpiecznej wędrówki w celu odkrycia prawdy? Mimo wszystko pomysł z
Czerwonym Kapturkiem wydał mi się całkiem dobry. Miałam ogromną nadzieję, że
pani Meyer nie zepsuje drugiej części. Tyle obaw, tyle pytań…
W drugim tomie Sagi
księżycowej spotykamy się z nowymi bohaterami, jak i z tymi z poprzedniej
części. Wspomniana w opisie Scarlet od razu sprawiła, że pozytywnie podeszłam
do lektury. W kilku rzeczach była inna od Cinder, chociaż obie miały jedną,
ważną, wspólną cechę – ogromną odwagę. Scarlet mieszka jedynie z babcią, a
kiedy ta ginie w tajemniczych okolicznościach, zrozpaczona dziewczyna na pierwszym
planie umieszcza poszukiwania jej. Jednak jak ma rozpocząć pościg za
porywaczami skoro nie zna odpowiedzi na najważniejsze pytania: dlaczego jej
babcia porzuciła swój czip ID? Czy przeszłość Michelle Benoit mogła mieć wpływ
na zniknięcie? Kim są porywacze i czego żądają od Scarlet i Michelle?
Największą zaletą Scarlet jest siła i determinacja. W takiej
sytuacji ja sama poddałabym się i pogodziła z takim losem, lecz ona nawet nie
chce myśleć o możliwości porzucenia wszelkiej nadziei. Wydawała mi się bardzo
naturalna, bez grama schematycznego zachowania. Niektóre jej reakcje były tak
prawdziwe, że aż dziwiłam się autorce. Nie jest w stanie od razu zaufać nowym
ludziom, ale potrafi niejednego zaskoczyć swoją stanowczością oraz władczością.
Skoro jest naturalna, musi mieć też swoje wady, bo nikt nie jest idealny.
Przede wszystkim Scarlet jest trochę naiwna – okej, nie trochę. Pomimo tego, że
nie ufa nikomu, postanowiła wyruszyć w drogę z poznanym dzień wcześniej
Wilkiem. Jest nim tak zafascynowana, że nie dostrzega pewnych niedociągnięć w
historii jego krótkiego życia, a nabiorą one sensu kilkadziesiąt stron dalej.
Sam Wilk to postać bardzo ciekawa, która od samego początku
mnie oczarowała. W jego zachowaniu również nie dostrzegłam żadnej sztuczności
ani schematyczności. Ten bohater szczególnie mnie zainteresował, ponieważ miał
dwa różne oblicza – jedno podczas walki i w towarzystwie swoich kompanów,
drugie w obecności Scarlet – co wzbogacało jego charakter i przedstawiało go w
innym świetle. Polubiłam Wilka za to, że umiał przyznać się do winy i
przeprosić. Jego zauroczenie Scarlet było niezwykle realne i takie niewinne, że
aż… słodkie (nie w złym słowa znaczeniu).
Oprócz tych głównych bohaterów pojawiają się także inni nowi.
Cinder w trakcie ucieczki przypadkowo wpada na Carswella Thorne’a, który
uparcie uważa się za „kapitana Thorne’a”. Ta postać okazała się fenomenalnym,
barwnym i zabawnym dodatkiem do niebezpiecznej podróży dziewczyny-cyborga.
Dzięki Thorne’owi w czasie czytania wiele razy wybuchałam śmiechem, z kolei
relacje między nim a Cinder całkowicie mnie rozbawiły. Myślę, że bez niego
wątek Cinder utraciłby wiele humoru, zainteresowania i tego czegoś, co
przyciąga czytelnika. Nie wolno zapomnieć także o Iko, która w drugim tomie
zyskuje zupełnie inny, nowy korpus.
Poznani wcześniej Cinder, Kaito, królowa Levana oraz
cudotwórcy Lunarskiej księżnej nie zmieniają się ani trochę. Jedynie w
zachowaniu Kaia dostrzegłam pewną bezradność w obliczu takiej a nie innej
sytuacji. Cinder staje się silniejsza i pewniejsza, zaś przez królową Levanę
wylewają się kolejne potoki nienawiści. Nowi bohaterowie uatrakcyjnili całą
historię i nadali jej nowych kolorów. Jestem bardzo zachwycona i zadowolona
wszystkimi postaciami.
„Czerwony Kapturek był
łakomym kąskiem i wilk wiedział, że będzie on jeszcze smaczniejszy niż jej
babcia.”
Jeśli chodzi o akcję, nie mam żadnych zastrzeżeń. Przez całą
historię tych dwóch dziewcząt non stop coś się dzieje; ucieczka przed policją,
wybuch kolejnego ogniska letumosis,
decyzje cesarza Kaito, wydostanie się z więzienia… Są momenty mrożące krew w
żyłach, jak i chwile poświęcone na odpoczynek, w których bohaterowie mają
okazję lepiej się poznać. Lekki styl i barwny język Marissy Meyer sprawia, że
czyta się przyjemnie, szybko (może trochę za szybko) i bez problemów. Aż
żałuję, że przeczytałam drugi tom w ciągu trzech dni. Połączenie Kopciuszka i
Czerwonego Kapturka wyszło pani Meyer naprawdę oryginalnie.
Narracja z dwóch perspektyw pozwala obserwować nam nie tylko
losy Scarlet i Cinder, ale również królowej Levany i cesarza Kaia. Dzięki temu
przetaczające się między stronami sekrety powoli układają się w spójną,
logiczną całość, a dzięki znajomości baśni z dzieciństwa jesteśmy w stanie
odgadnąć dalsze losy bohaterek, chociaż (przyznam szczerze) wiele razy autorka
wprawiła mnie w zdumienie i sprawiła, że inaczej podchodziłam do lektury.
Uważajcie, bo nie każdy będzie tym, za kogo się podaje.
„Och, babciu, jakie ty
masz wielkie zęby!”
Podsumowując:
Rzadko można natrafić na tak dobrą serię. Saga księżycowa. Scarlet to blisko
pięćdziesiąt rozdziałów pełnych akcji, emocji, chwil grozy i cudownego stylu
pani Marissy Meyer. W dziecinnie prosty sposób stworzyła dwie łączące się
historie, które porwały mnie od samego początku i zachwyciły do granic możliwości.
Autorka idealnie przeniosła baśnie na karty swojej powieści, zachowując
wszystkie charakterystyczne dla Kopciuszka i Czerwonego Kapturka elementy (jak
np. czerwona pelerynka, wilk, las, itd.). Mało tego – punktem kulminacyjnym,
gdzie każda postać pokazuje swoją prawdziwą tożsamość, zaskoczyła mnie pod
każdym względem. Okazuje się, że nie każdy wilk jest taki straszny.
„Żebym cię mogła
zjeść, kochanie.”
Layla, 16 lat
Za rewelacyjną lekturę dziękuję Wydawnictwu Egmont.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz