Tym razem na początek przedstawię Wam cytacik:
„ – […] Kieszonkowcy
okradają zwykłych ludzi, którzy okradają naiwniaków, capa Barsavi okrada
złodziei oraz zwykłych ludzi, pomniejsza szlachta okrada wszystkich, a książę
Nicovante od czasu do czasu wyrusza i grabi do szczętu [..], nie wspominając
już o tym, co robi własnej szlachcie i zwykłym obywatelom.
- Co czyni z nas
złodziei okradających złodziei i udających złodziei, którzy pracują dla
złodzieja okradającego innych złodziei.”
Tak, wiem, że to długi cytat, ale czymże on jest w
obliczu liczącego nieco ponad pięćset stronic tomiszcza… A poza tym, gdy tylko
go przeczytałam, obiecałam sobie, że to właśnie nim wprowadzę Was w świat
Niecnych Dżentelmenów.
A więc witajcie w Camorrze! Witajcie w pięknym mieście
stworzonym z kilku wysepek, podzielonym na skrajnie różne dzielnice, siedzibie
wielu złodziejskich gangów. Scott Lynch zaprasza do zapoznania się z tym
miastem właśnie z punktu widzenia złodziei. A ja się do tego zaproszenia
dołączam.
Niecni Dżentelmeni w składzie: Calo i Galdo Sanza –
bliźniacy, mistrzowie kantowania w kartach i wybitni kucharze, Locke Lamora –
szef, mały i wątły, ale nadzwyczaj błyskotliwy, Jean Tannen – gangowy
wrażliwiec, czyta poezję, pełni funkcję mięśniaka – zabójcy, Pędrak –
nowicjusz. Oto główni bohaterowie, którzy na pozór prowadzą życie pomniejszego
gangu. Przecież nie wszyscy muszą wiedzieć, że tak naprawdę Niecni Dżentelmeni
są wręcz obrzydliwie bogaci. A już na pewno nie ci, którym trzeba płacić
podatki. Bohaterom wszystko idzie jak po maśle, aż nagle… Po
prostu zaczyna się sypać. To już przestaje być kwestia pieniędzy. Zaczyna się
walka na śmierć, życie, złoto, krew, trucizny, ogień, wszystko, czym da się
walczyć. Nieodzownym elementem jest... zemsta.
Ja zwyczajnie zakochałam się w języku, jakim została
napisana ta książka. Autor ma niezwykłe wyczucie ironii, sarkazmu i cynizmu,
właściwie je dawkuje, czasami łącząc z chłodną logiką, a kiedy indziej… Po
prostu nie. Nawet w chwilach grozy nie brakuje humoru. Czyta się świetnie.
Podziwiam bezgranicznie Lyncha, ale głęboki ukłon składam także w stronę
tłumacza, bo myślę, że trafił mu się twardy orzech do zgryzienia, a jednak dał
sobie z nim radę. Postacie są tak idealnie wpasowane w środowisko, że aż
niezwykłe. Moim zdaniem najbardziej rozbrajający ze wszystkich jest Pędrak. Tło – miasto pełne
zaułków i złodziejskich kryjówek, zaplanowane po mistrzowsku w cieniu szklanych
wież.
Książka napisana jest w ciekawej formie, bo po każdym
rozdziale czeka nas interludium. Przeszłość, przyszłość i różne anegdoty
splatają się na teraźniejszość. Nie da się tego czytać na wyrywki. Akcja jest szybka, pełna zwrotów i niespodziewanych
komplikacji, które często komplikują się w jeszcze bardziej skomplikowane.
Myślę, że wcale nie tak ciężko jest się pogubić.
Mogę tak pisać i pisać, bo muszę przyznać, że książka
bardzo mi się spodobała. Ogłaszam też wszem i wobec, że rozpoczynam „polowanie”
na inne książki autorstwa Scotta Lyncha, ponieważ odczuwam niedosyt stylu,
jakim napisane są „Kłamstwa Locke’a Lamory”.
Reasumując, zatopienie się w barwnym światku złodziejskim
urokliwej Camorry polecam każdemu, kto szuka dobrej książki na zimę. I wszystkim innym też.
Karczuś, 14 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MAG.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz