Życie Dellarobii nie jest usłane różami. Mieszka na
podupadającej farmie z mężem i dwójką dzieci. Nie potrafią związać końca z
końcem. Codzienna monotonia i walka o przetrwanie jest męcząca dla młodej matki
i żony farmera, w dodatku sama Dellarobia nie jest aniołkiem z aureolką. Ale
pewnego dnia coś się zmienia. Ich małe miasteczko odwiedzają motyle – tysiące
pięknych motyli monarszych, dzięki którym jezioro i las wyglądają jakby
płonęły. Poruszenie w miasteczku jest ogromne. Naukowcy snują swoje teorie,
przywódcy religijni swoje, dziennikarze skupiają się tylko na motylach, a
ludzie zastanawiają się, czy odwiedziny tych stworzonek są zwiastunem
nadchodzących zmian.
Jestem ogromną miłośniczką literatury kobiecej. Niedawno
zamieniłam paranormalne romanse i niektóre młodzieżówki na coś poważniejszego.
Wybór okazał się idealny, bo kilka cudownych autorek utwierdziło mnie w
przekonaniu, że literatura kobieca jest czymś więcej; można tam odnaleźć
dojrzałą miłość, troski dnia codziennego, poświęcenie, odwagę, ale również
odpowiedzi na poważne pytania. Nic więc dziwnego, że kiedy ujrzałam Lot motyla z tą nieziemską okładką i
interesującym, oryginalnym opisem, postanowiłam od razu ją przeczytać.
Rekomendacja „Wydarzenie literackie minionego roku” też zrobiła swoje, no bo w
końcu książki, które zostają okrzyknięte wydarzeniem literackim są kawałem
porządnej lektury, czyż nie tak to działa? Wkrótce wyszło szydło z worka.
Okazało się, że rekomendacja jest tylko dobrym chwytem reklamowym, a
powiedzenie „Nie oceniaj książki po okładce” jest jak najbardziej prawdziwe.
Co jest największym problemem Lotu motyla? Nuda i główna bohaterka – jedno i drugie jest ze sobą
silnie powiązane. No przecież miałam ochotę ją rozszarpać! Cała książka to
jedno wielkie narzekanie Dellarobii na ich sytuację majątkową, życie,
zamieszanie wokół motyli, teściową i ludzi z wioski oraz jej głębokie
przemyślenia o życiu. Jazda quadem z synkiem na kartach powieści pani
Kingsolver trwa mniej więcej pięć stron, ponieważ w czasie krótkiej drogi z
domu głównej bohaterki na wzgórze zamieszkiwane przez motyle musimy poznać wszystkie
myśli i rozterki Dellarobii. Czyż to nie brzmi trochę głupio?
Na początku pomyślałam „Wow, nawet ciekawa ta postać. Taka
zupełnie inna od bohaterek podobnych powieści”. Tak, to prawda, Dellarobia
bardzo różniła się od chociażby Lucy z Tańcząc
na rozbitym szkle, Kate z Odnalezione
marzenia albo CeeCee z Sekretne życie
CeeCee Wilkes. Te bohaterki były odważne, współczujące, dobre, silne, miały
w sobie taką iskierkę, która sprawiała, że od razu lubiliśmy je, a Dellarobia?
Ona jest zupełnym zaprzeczeniem i na samym początku uznałam to duży za plus Lotu motyla. Kiedy mijały kolejne strony
i poznawałam bliżej Dellarobię, jej ciągłe narzekanie na otaczający ją świat
zaczęły mnie naprawdę denerwować. Chcieć to móc, zawsze mogła coś zrobić, ale
ona wolała kłócić się z teściową i jęczeć jak jej źle. Współczułam jej mężowi,
który był jaki był, ale robił wszystko, aby było im dobrze. Często rozumiałam
teściową Dellarobii, która czasami miała sto procent racji. Odniosłam wrażenie,
że Dellarobia była bardzo dziecinną, nieodpowiedzialną, rozpieszczoną i
zapatrzoną w siebie osobą.
Nie chodzi o to, że
Dellarobia została źle wykreowana, bo pod tym względem pani Kingsolver świetnie
się spisała. Z drugiej strony stworzenie zrzędliwej bohaterki jest nie lada
wyzwaniem. Problem tkwi w jej postawie. Wyznaję zasadę, że książka, która
czegoś mnie nauczyła, jest bardzo dobrą pozycją. Ku zaskoczeniu za pewne
większości czytelników tej recenzji do tego grona mogę zaliczyć kilkanaście
paranormalnych romansów, parę młodzieżówek, mnóstwo książek fantasy, sci-fi,
kryminałów, kilka powieści z literatury kobiecej… a tutaj? Postawa Dellarobii,
jej spojrzenie na świat i cała książka nie nauczyły mnie zupełnie niczego
(oprócz tego, że gdy ci smutno, gdy ci źle, ponarzekaj – i tyle).
Po drugie – ta książka była okropnie nudna. Jak wspominałam
wcześniej, najdrobniejsza czynność była opisywana na kilka stron. Skoro jazda
quadem trwała tak długo, to pomyślcie ile czasu zajęło Dellarobii wejście na
wzgórze w pierwszym rozdziale. Tak, macie rację – dużo. Bardzo dużo. Gdyby nie
to, że pani Kingsolver tak uparcie skupiła się na przemyśleniach głównej
bohaterki, myślę, że byłoby w porządku. Nieraz nie mogłam się doczekać
jakiegokolwiek dialogu. Najczęściej przy książce trzymała mnie myśl „Jeszcze
sześć stron i w końcu ktoś coś powie!”. W pewnym momencie to oczekiwanie stało
się bardzo uciążliwe. Niekiedy nawet miałam ochotę odłożyć Lot motyla i podarować sobie dalsze czytanie, ale zobowiązałam się
do przeczytania, więc dotrwałam do samego końca.
Żeby nie postawić Lotu
motyla w najgorszym świetle, chciałabym zaznaczyć dwa plusy – jeden
mniejszy, drugi spory. Tym mniejszym jest prześliczna okładka, która do tej
pory budzi mój podziw dla grafików. Jest po prostu nieziemska, delikatna, w
pięknych barwach i… ojoj, zabraknie mi zaraz przymiotników. Drugim plusem – tym
dużo większym – jest rewelacyjny styl pani Kingsolver. Sama autorka pisze w
bardzo ciekawy sposób, który wciąga i wciąga, ale w połączeniu z nudną fabułą i
denerwującą główną bohaterką doszło do poważnej kolizji. Język, jakim posługuje
się autorka, również powinien zostać doceniony w tej recenzji. Właśnie za to
uwielbiam literaturę kobiecą – dojrzały styl i kwiecisty język. Szkoda tylko,
że pozostałe rzeczy nie szły w parze z tą ogromną, mocną stroną pani
Kingsolver.
Koniec końców czas podsumować to i owo. Polecić czy nie
polecić? Jeśli macie stalowe nerwy, nie przeszkadza Wam brak jakiejkolwiek
akcji, a kilkustronicowe przemyślenia to dla Was gratka, Lot motyla na pewno przypadnie Wam do gustu. Ale jeśli tak jak ja
preferujecie w powieściach chociaż odrobinę akcji, godną podziwu postawę bohaterki, książkowe
lekcje i szybko tracicie cierpliwość przy denerwujących postaciach, odradzam
przeczytanie Lotu motyla. Z resztą –
zrobicie to, co uznacie za lepsze. Może Wy dostrzeżecie urok powieści pani
Kingsolver i milej spędzicie z nią czas.
Layla, 16 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz