Wyobraźcie sobie, że macie pecha.... Ale nie takiego zwykłego, czyli, że np. uciekł Wam autobus do szkoły, zaczął padać deszcz, a Wy nie macie parasola. W szkole na każdej lekcji jest kartkówka, na którą nie umiecie nic. Nie. Wyobraźcie sobie coś znacznie gorszego.
Wasi rodzice
umierają w pożarze, wszystkie wasze pamiątki to garść popiołu, a chciwi krewni
czyhają na wasz majątek i są w stanie zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel.
Kiepsko, prawda?
A to właśnie
spotyka rodzeństwo Baudelaire. Wioletka, Klaus i Słoneczko pomimo uroku
osobistego wiodą żywot pełen przykrości i łez. Ich rodzice zginęli i od tego momentu mają ,,pecha”. Sprawami
majątkowymi rodziny zajmuje się pan Poe. Jest to niezbyt ciekawy, ciągle
kaszlący człowiek, który zajmuje się dziećmi w pierwszych dniach po tragedii.
Jednakże rodzeństwo dobrze czuje się pod jego opieką.
Wkrótce pan Poe
znajduje im dom u ich krewnego Hrabiego Olafa. Nie zdaje sobie sprawy, że
zostawia dzieci pod opieką okrutnika. Dom hrabiego przypomina ruderę, a on sam
oddaje dzieciom do użytku jeden malutki pokoik z jednym łóżkiem. Poza tym
codziennie rano zostawia im na stole
zimną owsiankę i dłuuuuugą listę zadań do wykonania. Wieczorami, gdy wraca do
domu, przyprowadza ze sobą swoją trupę. Wszyscy jedzą kolację przygotowaną
przez dzieci, oczywiście popijając wino. Robią przy tym mnóstwo hałasu, co
straszy nieszczęsne sierotki. Na domiar złego Hrabia Olaf ma przerażający
pomysł na zagarnięcie majątku rodziny Baudelaire. Jest tak straszny, że
naprawdę trudno uwierzyć w to, że ktoś wymyślił taką postać.
Jak dzieci poradzą
sobie z okropnym krewnym?
Czy wreszcie doświadczą trochę szczęścia?
Czy wreszcie doświadczą trochę szczęścia?
Każdy pewnie sobie
teraz pomyśli, że książka skończy się wspaniale. Niestety ta historia
jest tak pechowa dla rodzeństwa Baudelaire, że gdy się ją czyta, robi się
człowiekowi bardzo smutno. Na pewno, nie jest to lektura dla osób, które
lubią wesołe opowieści, lub chociażby szczęśliwe zakończenia. Moim zdaniem
dzieci nie powinny czytać tej pozycji, bo miejscami jest naprawdę przerażająca
i niszczy humor.
Na ostatniej stronie książki
jest napisane, iż jest to nieszczęśliwa historia, ale w taki sposób, że zachęca
to czytelnika do zmierzenia się z tą powieścią. Jednak ja radzę, by posłuchać
tego ostrzeżenia i nie czytać tej opowieści. Jeżeli jednak znajdzie się ktoś,
kto lubi smutne historie, to może i ta mu się spodoba. Ja nie należę do tego
grona i wolę opowieści weselsze.
Ogromnym plusem książki
jest to jak została wydana. Duża czcionka ułatwia czytanie, a ilustracje
pobudzają wyobraźnię.
Autorem jest Lemony Snicket, który urodził się w małym miasteczku zamieszkanym przez ludzi podejrzliwych i skłonnych do awantur. Obecnie mieszka w wielkim mieście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz