Wilkie Collins
to XIX – wieczny angielski powieściopisarz, dramaturg, autor opowiadań i
prekursor powieści detektywistycznych. „Księżycowy kamień” jest uważany za
pierwszą powieść tego gatunku. Inne znane dzieła jego autorstwa to „Kobieta w
bieli”, „Tajemnica pałacu w Wenecji” i „Armadale”.
Rachel Verinder w dniu swoich osiemnastych urodzin dostaje w
prezencie Księżycowy Kamień – wielki diament zdobiący kiedyś posąg hinduskiego
bożka. Jest to prezent od zmarłego wuja, oficera armii w Indiach, który tuż
przed śmiercią zapisał jej go w testamencie. Legendy głoszą, że ten niezwykle
wartościowy kamień szlachetny przynosi nieszczęście i pech.
Nikt nie wierzy w plotki, dopóki nie okazuje się, że tropem
skarbu podąża trzech hinduskich mnichów gotowych oddać życie za przywrócenie
diamentu na dawne miejsce.
Rachel nie ma jednak
okazji zastanowić się nad niebezpieczeństwem, jakie niesie ze sobą niezwykły
prezent - znika on tej samej nocy, a w domu rodziny
Verinder zaczynają dziać się dziwne rzeczy…
Kłótnie, kradzieże, sekrety, samobójstwa – ciężar wszystkich
zbrodni zdaje się przytłaczać młodą dziewczynę, która by uciec od przeszłości i
natrętnego detektywa wyjeżdża do Londynu. Klątwa Kamienia nie opuszcza jej jednak
nawet tam. Tak samo jak trzech tajemniczych hindusów…
„Księżycowy kamień” ma bardzo ciekawą fabułę, samo
streszczenie potrafi przyciągnąć uwagę. Podoba mi się pomysł, aby całą historię
przedstawić z punktu widzenia różnych osób, że narratorów jest kilkoro, a każdy
wprowadza do obiektywnej relacji nutkę swojej własnej osobowości. Książka
trafnie ukazuje realia epoki, relacje w rodzinie z wyższych sfer i ówczesną
codzienność.
Tu jednak plusy się
kończą.
Choć historia jest ciekawa, tonie w nadmiarze zbędnych słów,
opisów, i pobocznych wątków. Zmiana szyku zdań i mnogość archaizmów sprawiają,
że powieść ciężko się czyta, trudno przebrnąć zwłaszcza przez kilka
pierwszych rozdziałów, a w dodatku rzadko zdarza się jakaś myśl czy wypowiedź,
która pozwoliłaby czytelnikowi chociaż uśmiechnąć się pod nosem. Na pewno w
dużej mierze trzeba patrzyć przez pryzmat epoki, w której książka została
napisana, jednak nie podobają mi się rozbudowane opisy rodzinnych kłopotów,
oraz zagłębianie się w daleką przeszłość, która nie ma wpływu na akcję.
Myślę, że zostawię książkę miłośnikom XIX-wiecznych
powieści, a sama wrócę do nowości, dotyczących współczesnych dziejów, na księgarnianych półkach.
Nika, 16 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka, a do recenzji otrzymaliśmy ją od Księgarni Matras.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz