Kiedy
tylko zobaczyłam na grupie facebook’owej, że ta książka jest do zrecenzowania
to autentycznie zaczęłam skakać z radości, ponieważ od dziecka kocham twórczość
John’a Ronalda Reuel’a Tolkiena. Swoją przygodę zaczęłam oczywiście od
„Hobitta” a później przepadłam zagłębiając się we „Władcę Pierścieni” i inne
dzieła tego niesamowicie utalentowanego autora.
Niewiele myśląc o tym, że czas
jest dla mnie czymś bardzo cennym w zabieganym życiu skupiającym się na szkole,
pozwoliłam sobie go „zmarnować” na to dzieło:). Już Przedmowa niesamowicie wciąga omawiając nie tyle samego autora i
jego życie co też po trochu poszczególne opowiadania. Na początku myślałam, że
skoro te historie autor opowiadał kiedyś swoim dzieciom to pewnie będą nudne i
powierzchowne, ale tak naprawdę przekazują one wiele ciekawych mądrości, jeśli
ktoś się głęboko wczyta i odnajdzie w nich sens. Już dawno nie czytałam tak
dobrych opowiadań.
Normalnie pewnie wspomniałabym coś o autorze, ale John’a Ronalda Reuel’a Tolkiena przecież nie trzeba przedstawiać, bo każdy jego twórczość zna lepiej lub gorzej. Magia tego
autora polega na tym, że nieważne, ile ma się lat albo skąd się pochodzi bo jego
książki są zawsze aktualne. Mimo, że sam autor nie żyje już prawie od 46 lat to
jego sława nie słabnie, a nawet rośnie jeszcze bardziej, ponieważ coraz młodsze
pokolenia odkrywają niesamowitość, piękno i cudowność Śródziemia stworzonego
przez niego tak dawno.
Pierwsze opowiadanie pt. „Łazikanty” sprawiło, że pozytywnie się zaskoczyłam.
Tytułowy piesek jest tak cudownie przedstawiony, ponieważ zostaje ukazany jako
zwykły zwierzak ze swoimi normalnymi zwyczajami i zabawami. Utożsamiłam go z
nami, ludźmi, w okresie wczesnych lat. Tak jak my w wieku dziecięcym jest on rozbrykany,
radosny, szczęśliwy, szczery, nikogo nie udaje, a na dodatek ma wiele odwagi co
ukazują jego liczne przygody związane z przemianą ze zwykłego psiaka w zabawkę.
To niesamowite opowiadanie czyta się, tak naprawdę, na jednym tchu. Nie jest
specjalnie długie, ale fabuła sprawia, że ma się ochotę na więcej.
Następnym opowiadaniem znajdującym się w tej książce jest opowiadanie pt.
„Gospodarz Giles z Ham”, które sprawiło, że przypomniałam sobie zabawy z
dzieciństwa, to jak walczyłam z kuzynem na drewniane miecze zrobione przez dziadka.
Przypadek sprawił, że główna postać stała się bohaterem wioski a później całego
królestwa. Całe opowiadanie jest utrzymane w bardzo
komicznym stylu. Najlepsza jest rozmowa z królem i smokiem na moście, ale nic
więcej nie zdradzę; lepiej, żebyście się przekonali sami.
Muszę przyznać, że „Przygody Toma Bombadila” lekko mnie zdziwiły,
ponieważ poprzednie utwory mają standardową formę opowiadania, a to zostało
zapisane w postaci wierszy. Mimo to, czyta się je fantastycznie, ponieważ to nadaje
im uroku i wydźwięku ballady. Każdy z nich na swój sposób jest piękny i
niesamowity dzięki tej formie, która sprawia, że trzeba się mocniej skupić na
tym, aby zrozumieć każde z nich.
„Kowal z Przylesia Wielkiego” to najbardziej niezwykłe opowiadanie, oprócz
„Liścia, Dzieła Niggle’a”, w którym bliżej zostało ukazane piękno i cudowność Czarodziejskiej Krainy z jej
baśniowymi mieszkańcami i zaczarowaną naturą oraz bajkową przyrodą.
Ostatnie opowiadanie, czyli „Liść, dzieło Niggle’a” to trochę taka metafora
tego jak Tolkien tworzył. Pisał mnóstwo małych opowiadań, a bohater malował dużo
obrazów, ale w pewnym momencie wpadło mu do głowy jedno dzieło, nad którym
malarz skupił się tak jak on na pisaniu „Władcy Pierścieni”. A pod koniec
wyszło z tego arcydzieło. Podobieństw między Niggle’em a Tolkienem jest wiele,
ale nie będę zdradzała więcej, żeby nie odbierać radości
czytania. Mogę stwierdzić, że to opowiadanie podobało mi się
najbardziej, ponieważ sama lubię pisać i wiem, jak to jest skupić się na jednym
dziele i je dopieszczać, żeby było perfekcyjne według mnie.
Niektóre z opowiadań zostały poprzedzone krótkim wstępem wprowadzającym w
genezę utworu lub wyjaśniającym jakie połączenie jest między tym konkretnym
utworem a innym jak jest np. w przypadku „Przygód Toma Bombadila”. Mimo tego,
że cała książka jest duża i dość ciężka z powodu twardej oprawy to piękna
okładka, którą zaprojektował Alan Lee sprawia, że chętnie chce się sięgnąć po
nią.
Czytając książkę poczułam się jakbym wróciła do dzieciństwa, głównie dzięki
wspaniałym i niesamowitym rysunkom Alana Lee, które wzbogacają tę książkę a
czytelnikowi urozmaicają czytanie. Lee to brytyjski grafik, który
stworzył ponad pięćdziesiąt akwarelowych ilustracji do przygotowanych, z okazji
setnej rocznicy urodzin Tolkiena, edycji „Władcy Pierścieni” i „Hobbita”. Dzięki
jego rysunkom lektura tych opowiadań stała się dużo bardziej przyjemna,
ponieważ sprawiły one, że czułam się jakbym czytała bajki jako dziecko a nie
dorosła dziewczyna, która ma przed sobą opowiadania tak utalentowanego i
niesamowitego autora jakim był Tolkien.
To Tolkien sprawił, że fantastyka zajęła w
moim sercu wyjątkowe miejsce i tak naprawdę ma je do dzisiaj. Nawet jeśli muszę
czytać dużo lektur, bo szkoła tego wymaga to zawsze gdzieś pod łóżkiem czy
poduszką mam coś fantastycznego co pomaga mi wieczorami udać się do krainy
Morfeusza, a najczęściej jest to właśnie dzieło tego niesamowitego pisarza.
Osobiście bardzo polecam tę książkę każdemu kto jest spragniony dzieł
Tolkiena.
Natalia, 18 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz