tytuł
Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!
czwartek, 28 marca 2013
środa, 27 marca 2013
"Look" - Sophia Bennett - recenzja
Sophia Bennett mieszka wraz z rodziną w Londynie. Kocha
sztukę, modę, kawę cappuccino, a także męża, swoje dzieci i pracę :). Opublikowała
dotąd cztery książki. Jej powieść Projekt C ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Egmont.

Książka Sophie Bennett "Look"
jest bardzo wciągającą, a zarazem wzruszającą lekturą. Porusza trudny temat
choroby jaką jest rak. Zachowanie obu sióstr świadczy o tym, że słysząc taką diagnozę nie trzeba się załamywać. Dalej można czerpać z życia pełnymi garściami.
Ukazane też są trudy bycia modelką - wielu dziewczynom wydaje się, że jest to wymarzona praca bez żadnych wyrzeczeń, ale to nie jest prawda. W wielu momentach tej książki wzruszałam się postępowaniem Ted, a także zachowaniem Avy walczącej z tak trudną i wyczerpująca chorobą.
Ukazane też są trudy bycia modelką - wielu dziewczynom wydaje się, że jest to wymarzona praca bez żadnych wyrzeczeń, ale to nie jest prawda. W wielu momentach tej książki wzruszałam się postępowaniem Ted, a także zachowaniem Avy walczącej z tak trudną i wyczerpująca chorobą.
Polecam tę powieść każdej nastolatce, ale
nie tylko. Sądzę, że innych też zainteresuje. Ponadto okładka przyciąga wzrok
swoją prostotą. Polecam!
Grazia, 16 lat
Za ciekawą lekturę dziękuję Wydawnictwu Egmont.
'Tańcząc na rozbitym szkle" - Ka Hancock - recenzja
Oboje
przeżywają swój własny koszmar: nad nią ciąży rodzinna klątwa raka piersi, on
zmaga się z chorobą afektywną dwubiegunową. Pomimo wad genetycznych, ponurej
przeszłości i niekoniecznie dobrych wizji na przyszłość, dają sobie szansę.
Jednak aby coś zyskać, trzeba coś stracić – w tym wypadku jest to możliwość
posiadania dzieci. Pomimo tego są szczęśliwi, radośni i szaleńczo w sobie
zakochani. Miłość nie traci na sile nawet po jedenastu latach bycia razem. Życie
chce inaczej. Ułożone po ślubie zasady ich małżeństwa przestają obowiązywać
Lucy i Mickeya, kiedy dowiadują się, że dziewczyna jest w ciąży. Tak jak przed
jedenastu laty, tak teraz muszą na nowo zdefiniować swój związek.
Chciałam
odpocząć od romansów paranormalnych i przeczytać coś innego. Szukałam lektury,
która mogłaby wciągnąć mnie do swojego świata i nie wypuścić z niego przez długi czas.
Kiedy w zapowiedziach ujrzałam Tańcząc na rozbitym szkle,
wiedziałam, że po prostu muszę przeczytać tę książkę. Opis zupełnie mnie
oczarował, nie wspominając już o tytule i ciekawej okładce. Jak wypadło moje
spotkanie z debiutancką powieścią pani Hancock? Nie wiem jak ująć to w słowa.
Może najprościej: rewelacyjnie.
Na początku
zastanawiałam się, jak autorka sprosta ułożonej przez nią historii. W końcu
temat nie jest łatwy. Mamy dwoje bohaterów, oboje wiedzą, co to jest cierpienie
i ból, ich przyszłość jest pod znakiem zapytania, a do tego pojawia się
dziecko. Posiadanie maleństwa to ogromna odpowiedzialność oraz poświęcenie, a
przecież sami ze smutkiem musieli dopisać do swojego regulaminu punkt „Żadnych
dzieci”. Pozwoliłam, aby pani Hancock swoim magicznym, lekkim i wciągającym
stylem oraz niesamowitą grą słów wprowadziła mnie do wykreowanego przez nią
świata.
Mogę tylko
podziwiać wykreowaną przez autorkę Lucy; kobietę zdeterminowaną, silną i
nieustraszoną. Pomimo bardzo przerażającej choroby męża zostaje z nim i
obiecuje podążać tą samą drogą – drogą wyboistą, pełną ostrych zakrętów,
kamieni, stromą i niebezpieczną. To samo tyczy się Mickeya, który za wszelką
cenę chciał walczyć ze swoimi wewnętrznymi demonami. I któż mógłby pomyśleć, że
takie małżeństwo może przetrwać?
Pani
Hancock świetnie wykreowała również postaci drugoplanowe. Każda z trzech sióstr
ma zupełnie innych charakter. Lily cieszy się ze szczęścia bliskich osób jak ze
swojego i jest największym oparciem Lucy. Główna bohaterka, jak wcześniej
wspomniałam, nie boi się ani zagrażającego jej raka piersi, ani choroby
ukochanego, z kolei Priscilla to kobieta sukcesu dążąca do ostatecznej
perfekcji. W relacjach między siostrami można zauważyć ogromną miłość. Za
bohaterów daję ogromnego plusa.
„Roześmiałam
się, ponieważ mieliśmy już małą kolekcję podobnych drobiazgów. I każdy z nich
symbolizował kolejną burzę, która nas nie zniszczyła, dlatego były takie
ważne.” (str. 149)
Dzięki dwóm
różnym punktom widzenia (Lucy i Mickeya) możemy bliżej poznać całą sytuację.
Świat z perspektywy Mickeya zostaje przedstawiony jako notatki w jego
dzienniku, zaś Lucy pełni rolę narratorki. Autorka postanowiła przybliżyć nam
również losy bohaterów podczas ich wzajemnego poznawania się. Taki zabieg
bardzo mi się spodobał, bo od samego początku jesteśmy świadkami wszystkich
nieszczęść, które Lucy i Mic przeszli razem – pierwszy atak Mickeya, walka z
rakiem Lucy, śmierć obojga rodziców sióstr, chwile zwątpienia oraz radości.
Z
przedstawieniem miejsca akcji autorka również poradziła sobie na medal. Miejsce
urodzenia panien Houston – Brinley – to mała mieścina nad morzem.
Tam wszyscy się znają. Obraz przytulnego miasteczka pełnego znajomych ludzi
stanowi naprawdę miły dodatek do cudownej historii Lucy i Mickeya, bo w
naprawdę trudnych chwilach to właśnie ci mieszkańcy Brinley będą przy państwie
Chandler. W tym miejscu również wielki plus.
Nie jest to
powieść, w której dominują seks, zdrady i wszystkie inne charakterystyczne dla
XXI wieku „dodatki”. Tutaj spotkacie tylko najczystszą miłość, oddanie,
poświęcenie oraz potwierdzenie słów, że śmierć ani cierpienie nie jest w stanie
zniszczyć zakochanych w sobie ludzi. Jesteśmy świadkami tylu najróżniejszych
chwil w życiu Lucy i Mickeya, w których zawsze trzymali się razem i walczyli o
siebie, że nie jest możliwe to, iż tych dwoje mogłoby żyć osobno. Od dawna nie
spotkałam książki, w której wyrazy miłości potrafiłyby tak chwycić za serce
oraz wycisnąć łzy z oczu. Czegoś takiego potrzebowałam i jeśli Wy też
oczekujecie czegoś podobnego, koniecznie musicie sięgnąć po Tańcząc na
rozbitym szkle.
Z
bestsellerowej książki pani Hancock możemy wyciągnąć kilka ważnych lekcji.
Ilość morałów zawartych pośród tych 605 stron jest ogromna! Z tak głęboko
przemawiającą historią nie spotkałam się nigdy w życiu. Przy wszystkich
nieszczęściach Lucy i Mickeya zaczęłam na poważnie myśleć o swoich
„problemach”. To niewiarygodne ile bólu oraz łez może utrzymać na swoich
barkach dwoje chorych ludzi, którym nikt nie daje szansy na wspólne życie i
pełnienie roli męża oraz żony. To nieprawdopodobne, ile siły ma w sobie
napędzana wolą walki kobieta oraz zniszczony przez wewnętrzne demony mężczyzna.
To zadziwiające, jak tych dwoje ludzi podąża tą samą drogą, ręka w rękę, w tym
samym tempie, nie zwracając uwagi na przeszłość. Oni żyją teraźniejszością.
„Lucy, każde
małżeństwo to taniec, czasem kłopotliwy, czasem dający wiele radości, a przez
większość czasu po prostu spokojny. Z Mickeyem zaś czasami będziesz musiała
tańczyć na rozbitym szkle.” (str. 179)
Podsumowując:
Tak
diabelnie dobrej książki nie czytałam od dawna. Co jest w niej cudownego?
Wszystko! Bohaterowie, miejsce akcji, mądrości płynące ze słów postaci, morały,
decyzje… Rzadko płaczę nad książkami, ale przy tej powieści wylałam morze łez.
Jeszcze nigdy nie bałam się tak końca. Strach przed ostatnimi stronami sięgał
zenitu, a z każdym przeczytanym rozdziałem czułam, jak coś we mnie pęka i
napełnia moje oczy łzami. Drżałam i błagałam, aby ten cały koszmar,
na który od początku przygotowuje nas autorka, okazał się kłamstwem. Czy tak było?
Nie powiem. Nie pisnę ani słówka. Nie znalazłam żadnych wad, które
zaszkodziłyby cudownej powieści pani Hancock. Ta książka po prostu czaruje,
wciąga, trzyma w napięciu i nie pozwala oderwać się ani na chwilę. Kiedy
musiałam na moment odłożyć ją na bok, moją głowę zaprzątały pytania: co będzie
dalej? Co zrobią w tej sytuacji? Dlaczego akurat teraz?! Żyłam tą historią
przez kilka dni i nawet teraz, parędziesiąt godzin po smutnym rozstaniu się z
literackim cudem, nie opuściłam Brinley oraz domu Lucy i Mickeya.
Dzięki tej
wzruszającej, pełnej smutku, niesprawiedliwych wyroków, nagłych zwrotów akcji i
miłości historii autorka udowadnia nam, że można z uśmiechem tańczyć nawet na
rozbitym szkle.
Layla, 16 lat
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za wszystkie wzruszenia w trakcie czytania powieści.
"Zwierzęta na wsi: moja pierwsza książka twórczych zabaw" - Emily Stead - recenzja
Po raz kolejny w ręce wpadła mi książeczka dla maluchów tak
urocza, że trudno byłoby odłożyć ją na miejsce. Tym razem tematyka jest dość
popularna, (ale czy nie takie książeczki najbardziej podobają się najmłodszym?)
zajmujemy się bowiem życiem zwierząt na wsi.

Jeżeli
chodzi o same zagadki, to są zróżnicowane prawie tak samo jak wspomniane już
nalepki - od najprostszych kolorowanek, przez odrobinę trudniejsze łączenie
kropek, aż do prawdziwych wyzwań, takich jak przerysowywanie obrazków. Podoba
mi się także pomysł wprowadzenia elementów kolażu, co pojawia się na prawie
każdej stronie - autorka grafiki połączyła zdjęcia z rysunkami, stwarzając
bardzo ciekawe dzieła.
Oprócz łamigłówek do wypełniania, w książeczce znajdują się
także prawdziwe zabawki do własnoręcznego przygotowania - pacynki i maska, a
także dwie wielkie, rozkładane ilustracje, z których jedna przedstawia wiejskie
gospodarstwo, a druga stajnię, do ozdobienia zamieszczonymi naklejkami według
własnego pomysłu.
Uważam, że ten, całkiem spory, zbiór łamigłówek zasługuje na
uwagę każdego rodzica przedszkolaka, który chce rozwijać u swojego dziecka
takie cechy jak kreatywność i zdolności manualne.
Ania, 15 lat
Dziękuję Wydawnictwu MUZA za uroczą publikację.
wtorek, 26 marca 2013
„Ostatni wilkołak” - Glen Duncan - recenzja

Nazywa się Jacob Marlowe, kiedy go poznajemy, znajduje się w Londynie razem ze
swoim przyjacielem Harleyem, no i od 167 lat jest wilkołakiem. Niestety nie ma
lekko. Syn pewnego mężczyzny, którego niegdyś zabił, chce zemsty. Eric Grainer
czeka jednak do pełni księżyca, aby jego zwycięstwo było jak najbardziej
spektakularne. Niespodziewanie pojawia się ktoś jeszcze…
Pełno zagadek i spisków sprawia, że czytając przechodzi nas dreszcz. Autor użył
prostego języka, lecz posługuje się nim w taki sposób, że czasem trudno się
połapać, o co w danej chwili chodzi.
Mimo tego mankamentu autor utrzymuje napiętą atmosferę, i nie można się doczekać tego, co jest na następnej stronie.
Mimo tego mankamentu autor utrzymuje napiętą atmosferę, i nie można się doczekać tego, co jest na następnej stronie.
Polecam tę książkę tym,
którzy lubią fantastykę i poplątane historie.
Izabelka, 13 lat
Księgarni Matras serdecznie dziękuję za książkę.
"Operacja Argo" - Antonio Mendez, Matt Baglio - recenzja
O „Operacji Argo” zrobiło się głośno, kiedy na ekrany kin wszedł film o tym samym tytule. Zainteresowanie historią wzrosło jeszcze bardziej, gdy okazało się, że film zdobył Oscara. Przyznam, że kinowej wersji „Operacji Argo” jeszcze nie widziałem, jestem jednak przekonany, że przed oglądnięciem obrazu wyreżyserowanego przez Bena Afflecka warto zapoznać się z książką autorstwa Antonia Mendeza i Matta Baglio.

Pierwszy z autorów, były agent CIA, jest zarazem narratorem powieści. Historia sześciorga amerykańskich uciekinierów ukrywających się w Teheranie opowiadana jest sprawnie i swobodnie, bez niepotrzebnych dygresji lub rozwodzenia się nad drobiazgami. Akcja toczy się równolegle w Iranie i w Stanach Zjednoczonych, gdzie przygotowywany jest ratunek dla „gości”, czyli wspomnianych Amerykanów. Wspominając jednak o „braku dygresji” absolutnie nie mam na myśli osadzenia fabuły tylko i wyłącznie wokół wydarzeń z 1979 r. Tony Mendez pokazuje czytelnikowi, na czym polega praca agenta i jakimi narzędziami się on posługuje. Podczas lektury niejednokrotnie natrafia się na opisy innych akcji ratunkowych, co jednak nie szkodzi fabule, a doskonale się w nią wtapia i pozwala na chwilę odpoczynku od napięcia, które miejscami sięga najwyższego poziomu.
„Operacja Argo” dosłownie przykuwa uwagę czytelnika i nie pozwala mu odejść aż do ostatniej strony. Muszę przyznać, że choć podczas lektury doskonale zdawałem sobie sprawę, że autorzy próbują wpływać na moje odczucia, to z przyjemnością poddałem się tej drobnej manipulacji i całym sercem kibicowałem uciekinierom, do końca przeżywając przygody razem z nimi. Musiało minąć trochę czasu, bym dostrzegł, że autorzy nie próbują znaleźć żadnej równowagi pomiędzy wizerunkami Amerykanów a Irańczyków. Pierwsi z nich to wyłącznie niewinni, skrzywdzeni w bestialski sposób ludzie. Drudzy – z kilkoma wyjątkami - bezwzględni, nieludzcy barbarzyńcy. I chociaż rzeczywiście nie da się usprawiedliwić postępowania członków milicji, to po jakimś czasie brak jakichkolwiek wad i idealizacja amerykańskich bohaterów, skontrastowane z odrzucającym wizerunkiem Irańczyków, mogą być drażniące. Trudno się jednak dziwić takiemu przedstawieniu, biorąc pod uwagę narodowość autorów.
Prosty i przystępny język sprawia, że lektura jest niewymagająca i przyjemna. Elementem tak ciekawym, że aż nie mogę się powstrzymać od powtórzenia, jest odkrycie przed czytelnikiem tajników szpiegostwa. Każdy opis przygotowania do akcji jest fascynujący, podobnie jak niezliczone wzmianki o innych akcjach agentów. Wgląd w sposoby pracy CIA był dla mnie nawet ciekawszy niż sama fabuła. Okładka, taka sama jak plakat promujący film, utrzymana jest w granatowych barwach i nie przykuwa uwagi ani minimalizmem, ani bogactwem szczegółów. Nie sugeruje też treści książki, co jednak nie jest potrzebne, gdyż już na pierwszych stronach zapoznajemy się z tematem.
„Operacja Argo” to przykład trzymającej w napięciu literatury o tematyce sensacyjnej i politycznej. Jeśli nie przeszkadza Ci stronniczość autorów i nie spodziewasz się głębokich przemyśleń na filozoficzne tematy, ta świetna, emocjonująca, a zarazem pozbawiona niepotrzebnego patosu pozycja jest właśnie dla Ciebie.
Dusiołek, 18 lat
Wydawnictwu Prószyński i S-ka dziękuję za rewelacyjną pozycję.
poniedziałek, 25 marca 2013
"Słowo pirata" - Magdalena Starzycka - recenzja
"Słowo
Pirata" to książka przygodowo-historyczna, której akcja rozgrywa się się w Brazylii w drugiej
połowie XIX wieku i w wielu krajach
Europy w XIX, XX i XXI wieku.

"Słowo
pirata" jest powieścią barwną, z fajnie wykreowanymi postaciami bohaterów,
wciągającą akcją, dzięki której możemy się przenieść w odległe czasy i zakosztować
pirackiego życia, choć trochę odmiennego od tego, jakie spotykamy w
"Piratach z Karaibów".
Książka opisuję sagę - losy
rodziny Friedricha Steina - kupca. W
tej łotrzykowskiej historii ukazane jest, jak zagmatwane i połączone mogą być historie, na
pozór nie mających ze sobą nic wspólnego, ludzi. Pokazuje też, że ważne jest by
nie zapominać o przeszłości rodziny, bo kiedyś może zrobić ci ona niespodziankę.
Według
mnie ta książka jest odpowiednia dla każdego, kto jest choć trochę
zainteresowany historią, opowieściami o piratach i genealogią.
Włochaty, lat 13
Za pirackie opowieści dziękuję Wydawnictwu MG.
"Cienie na Księżycu" - Zoe Marriott - recenzja
Zoe Marriott, kiedy była dzieckiem, nie lubiła bajki o
Kopciuszku, jednak pomyślała, że co by było, gdyby Kopciuszek był na tyle
odważny aby się zemścić? Stąd właśnie wziął się u niej pomysł na napisanie
„Cieni na Księżycu”.

Wkrótce pobierają się i przeprowadzają do miasta. W drodze, na statku, Suzume o mało nie wypada za burtę. Życie ratuje jej obcy chłopiec, który
później znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Dziewczynka nie jest zbyt
zadowolona z przenosin, tym bardziej, że targają nią wyrzuty sumienia, mimo iż
wie, że nie mogła w żaden sposób ocalić ojca i „siostry” od śmierci.
Sytuacja
pogarsza się, kiedy do uszu małej, pięknej Suzume dociera wieść z informacją,
kto jest odpowiedzialny za śmierć jej najbliższych. Musi uciekać, aby ratować
swoje życie. Zaczyna ukrywać się w kuchni swego ojczyma. Jest zmuszona zmienić
nie tylko imię, ale całą siebie. Ukrywa swoje prawdziwe oblicze pod maską z
cienia. Już po pierwszych dniach pracy w roli pomywaczki, wiadomo, że można
poświęcić jej jedynie bardzo proste zadania, jak zamiatanie, noszenie wody, czy
wyrzucanie śmieci. Podglądając jak jej ojczym gości cudzoziemców, omal nie
spada z drzewa, kiedy najmłodszy z czarnoskórych pyta o pozwolenie, na
zobaczenie jego córki, Suzume. Kiedy ich spojrzenia spotykają się, od razu
rozpoznaje w nim chłopaka, który kiedyś uratował jej życie. Niestety, wkrótce zostaje zmuszona do ponownej ucieczki. Zaczyna plątać się po ulicach,
traktowana jak żebraczka, aż w końcu, wzięta za złodziejkę trafia do aresztu.
Później, młoda dziewczyna pragnie osiągnąć swój jedyny w życiu cel: zemścić się
na Terayamie-san i... na samej sobie. Jednak droga ta jest długa i wyboista.
Musi wybierać pomiędzy miłością, a rządzą zemsty.
Jaką decyzję podejmie Suzume?
Czy uda jej się osiągnąć swój cel?
Dziewczyna musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu.
Już zawsze będzie odnajdywała w życiu skutki swoich wyborów. Ale jak ma
zdecydować, czy woli pomścić śmierć swoich najbliższych, czy na zawsze oddać
się ukochanemu i zapomnieć o przeszłości? Pomaga jej w tym umiejętność
tworzenia iluzji z cienia, dar jasnowidzenia, uzdrawiania i zmieniania postaci.
Bo „Ludzie widzą to, co chcą widzieć.”
Ale nawet jeśli można ukryć się przed wzrokiem innych, nie
da się uciec przed głosem ich serca. Suzume stara się zrozumieć, co tak
naprawdę jest dla niej w życiu ważne. Musi nauczyć się, że nie zawsze należy
ukrywać się w cieniu.
Zoe Marriot wspaniale pokazała zmiany zachodzące w
człowieku, nie tylko pod wpływem dorastania, ale również trudnych wyborów. W dodatku dzięki słowniczkowi z tyłu książki (i nie tylko)
nauczyłam się sporo na temat kultury japońskiej. Jeśli chcesz poczuć magiczny
klimat Japonii i woń kwiatów Sakury koniecznie przeczytaj tę wzruszającą
historię o tym jak miłość przeplata się z zemstą.
WeruSSia, 15 lat
Za sympatyczne chwile z książką dziękuję Wydawnictwu Egmont.
"Baśnie polskie" - Dorota Skwark - recenzja
Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, a jednocześnie zauroczyło w
„Baśniach polskich” wydanych przez Wydawnictwo Jedność to przepiękna,
błyszcząca, kolorowa i miła w dotyku okładka. Widząc tak wydaną książkę nie
sposób jej się oprzeć, należy ją przeczytać! Baśnie i legendy zebrała i
opracowała Dorota Skwark.
Zaglądając do środka nadal pozostawałam w niemym zachwycie
... duży format, kredowe kartki, cudowne, kolorowe, pobudzające wyobraźnię
ilustracje, atmosfera tajemniczości i baśniowego nieznanego świata, wszystko to
sprawia, że najpierw książkę chce się oglądać i jeszcze raz oglądać, a później
dopiero czytać. Autorką tych niesamowitych ilustracji jest Monika Giełżecka.
Pierwsze dobre wrażenie nie mija wcale, gdy zapoznamy się z treścią baśni. Są tu zawarte utwory
ogólnie znane i lubiane, przynajmniej przez starsze dzieci, takie jak „Baśń o
Warsie i Sawie”, „Baśń o Lajkoniku”, czy też „Baśń o wawelskim smoku”. Autorka
przedstawia również legendy mniej znane, takie jak „Baśń o kamiennym
niedźwiedziu”, „Baśń o powstaniu Kielc”, czy też „Baśń o flądrze, która chciała
zostać królową Bałtyku”.
Wszystkich utworów w książce jest dwadzieścia cztery. Są to
niedługie opowiadania, które szybko się czyta i są napisane prostym,
przystępnym dla dzieci językiem. Dzieci mają możliwość poznania wiele
prastarych imion, które nie są w użyciu, a kojarzone są tylko z legend, są to
między innymi takie imiona jak: Ziemiomysł, w „Baśni o Warsie i Sawie”,
Dobrogniewa w „Baśni o Liczyrzepie”, czy też Krak i Skuba w „Baśni o wawelskim
smoku”.
Jest to książka, z którą powinno się zapoznać każde polskie
dziecko. To piękne i uniwersalne legendy, które nigdy się nie nudzą i można je
czytać wielokrotnie. Dla dzieci są odkrywaniem nowego i nieznanego świata, a
dla dorosłych powrotem w czasy dzieciństwa. Łatwiej zrozumieć i wytłumaczyć
najmłodszym czytelnikom historię powstania państwa, miasta czy pomnika, jeżeli
owiane są aurą tajemniczości i magii zawartej w baśniach.
Serdecznie polecam tę lekturę tym wszystkim, którzy pragną
choć na chwilę zapomnieć o zimie za oknem, problemach w szkole czy mają ochotę
oderwać się od rzeczywistości.
Tilia, 15 lat
Za możliwość przeniesienia się w krainę baśni dziękuję Wydawnictwu Jedność.
piątek, 22 marca 2013
"Boży doping 2012. Świadectwa wiary mistrzów sportu” - Marek Latasiewicz - recenzja
Ostatnio miałam okazje zapoznać się z książką wydaną
nakładem Wydawnictwa Rafael, pt. „Boży doping 2012. Świadectwa wiary mistrzów
sportu”.

Bardzo mi się spodobała historia Jana Magiery dwukrotnego
olimpijczyka w kolarstwie. Olimpijczyk opisuje, jak jako jeszcze młody kolarz
uległ wypadkowi i zmasakrował sobie kolano. Lekarze nie dawali mu żadnych szans
na powrót do sportu, a nawet do pełnego zdrowia. Miał już nigdy nie zgiąć nogi
w kolanie. Jednak sportowiec nie poddał się. Po wypisaniu się ze szpitala
zaczął ćwiczyć. Odkręcił przy swoim rowerze jeden pedał i zdrową nogą kręcił z
całych sił równocześnie próbując ugiąć druga nogę. Jak sam pisze: „Bolało
strasznie, a ja pomodliłem się i na drugi dzień znów miałem siłę i odwagę, by
walczyć o powrót do zdrowia.” W ten sposób Jan Magiera powrócił do zdrowia i
formy. Tego typu historii jest bardzo wiele i na ogół nie mówi się o nich tak
otwarcie.
Ważne jest też, że poznajemy swoich idoli nie tylko ze względu na ich dokonania sportowe (które z pewnością nie są małe) ale, również
jako ludzi, którzy co niedzielę chodzą do kościoła, wieczorem klękają do
modlitwy, czy wolne chwile spędzają z rodziną.
Z książki dowiadujemy się też o niezwykłej akcji „Nie
wstydzę się Jezusa”, w którą zaangażowali się również wybitni polscy sportowcy,
tacy jak Agnieszka Radwańska czy Jakub Błaszczykowski. Ta inicjatywa ma na celu
pokazanie, że swojej wiary nie należy się wstydzić.
Utwór został wzbogacony licznymi fotografiami, które
przedstawiają mistrzów sportu podczas zawodów czy treningów.
Chciałabym polecić tę książkę wszystkim, którzy są ciekawi
jak wygląda życie ich idoli nie tylko na arenie sportowej, ale także po
treningu w domu, o czym, również dowiemy się z tej pozycji.
Tilia, 15 lat
Wydawnictwu Rafael dziękuję za ciekawą pozycję.
czwartek, 21 marca 2013
"Ocalone z Titanica" - Kate Alcott - recenzja
Autorka Kate Alcott, jak możemy przeczytać na okładce
książki, pracowała jako dziennikarka polityczna w Waszyngtonie, gdzie nadal
mieszka razem z mężem. „Ocalone z Titanica” to jej debiut literacki.
Każdemu znana jest doskonale historia Titanica.
Niezatapialnego cuda, które jednak poszło na dno. Ale czy tak naprawdę
kogokolwiek zastanowiło co się działo potem? Co z nielicznymi ocalonymi z tej
tragedii? Jaka była reakcja świata? Jakie kroki podjęto w tej sprawie i czy w
ogóle zaczęto działać? O tym właśnie jest ta historia. Opowiada o ludziach, którzy tam byli i którzy przeżyli, kiedy innych porwała otchłań oceanu. O życiu
tych osób, które już nigdy nie będzie takie jak dzień przed katastrofą...
Największym marzeniem Tess jest zaistnienie w wielkim świecie
mody. Tej młodej krawcowej trafia się życiowa szansa. Szansa na spełnienie
marzeń w lepszym świecie. W ostatnim momencie dostaje się ona
na pokład Titanica, jako służąca słynnej projektantki, lady Lucile Duff-Gordon.
Wśród obecnych na statku, dziewczyna
budzi zainteresowanie dwóch mężczyzn: okrytego nutką tajemnicy milionera oraz
miłego marynarza. Nie było im dane cieszyć się tym długo, ponieważ czwartej
nocy nastąpiło uderzenie o górę lodową i zatopienie statku. Niewielu ocalało.
Tych, którym się udało, wciągnięto w dochodzenie w sprawie katastrofy. Czy
bogata lady Duff-Gordon uratowała się kosztem innych? Podróż dająca nadzieję na
lepsze życie i spełnienie marzeń, diametralnie zmieni życie Tess...
Książka bardzo mi się spodobała. Prezentuje ona zupełnie
inny obraz tej katastrofy. Skłoniła mnie również do długiej refleksji nad
dokonywanymi przez nas w życiu wyborami. Bohaterowie są świetnie wykreowani. Akcja toczy się całkiem
szybko, natomiast emocje sprzyjające czytaniu stopniowo narastają, żeby w
kulminacyjnym momencie książki zawojować w naszych umysłach.
Sięgając po nią z
półki obawiałam się, że moje uwielbienie filmu pt.”Titanic” odbierze mi całą
radość z czytania. Jak bardzo się myliłam! Jest to świetnie napisana fabuła,
która w żaden sposób nie nudzi czytelnika. Zachęcam wszystkich do przeczytania tej
tajemniczej, jak również po części miłosnej historii. Jeżeli jeszcze tego nie
zrobiłeś, dłużej nie czekaj, bo naprawdę warto!
Gabriella, 16 lat
Za interesującą książkę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
środa, 20 marca 2013
"Pocztówka z Toronto" - Dariusz Rekosz - recenzja

Monika to uczennica gimnazjum w niedużym mieście. Ze swoją
przyjaciółką Mrówą zawsze trzymają się razem. W trzeciej klasie do ich klasy
dołącza Dominik, który widocznie wpadł w oko Mrówie. Od tego czasu przyjaźń
Moniki z jej przyjaciółką nie jest taka jak przedtem.
W szkole zaczynają się dziać bardzo niepokojące rzeczy, a Monika może się wplątać się w ciemne interesy. Do tego kłopoty Moniki w domu naprawdę ją przygnębiają, bo pieniędzy ledwo starcza z miesiąca na miesiąc, aż tu nagle coś się staje…
W szkole zaczynają się dziać bardzo niepokojące rzeczy, a Monika może się wplątać się w ciemne interesy. Do tego kłopoty Moniki w domu naprawdę ją przygnębiają, bo pieniędzy ledwo starcza z miesiąca na miesiąc, aż tu nagle coś się staje…
Książka „Pocztówka z Toronto” Dariusza Rekosza jest bardzo
wciągającą lekturą. Perypetie Moniki bardzo mnie zaintrygowały, czuję, że się z nią związałam :)
Ze względu na małą objętość powieść może przekonać do siebie mniej zagorzałych czytelników. Książka jest wprost na jeden dzień, bo jak zaczniesz czytać, to na pewno jej nie odłożysz.
Muszę jeszcze napisać chociaż jedno zdanie o okładce, bo to ona mnie przyciągnęła,tak właśnie zachęca się czytelnika do wybrania książki. Prosto, a zarazem intrygująco,
Ze względu na małą objętość powieść może przekonać do siebie mniej zagorzałych czytelników. Książka jest wprost na jeden dzień, bo jak zaczniesz czytać, to na pewno jej nie odłożysz.
Muszę jeszcze napisać chociaż jedno zdanie o okładce, bo to ona mnie przyciągnęła,tak właśnie zachęca się czytelnika do wybrania książki. Prosto, a zarazem intrygująco,
Polecam
Grazia, 16 lat
Wydawnictwu Egmont dziękuję za możliwość przeczytania książki.
"Dzienniki gracza" - Maciej Jemioł - recenzja

W dzisiejszych czasach większość młodych ludzi spędza dużo
czasu przed komputerem, tak samo jak i główny bohater tej powieści. Jest rok
2008, Piotrek jest normalnym nastolatkiem - chodzi do szkoły, do kościoła,
odwiedza bliskich. Pewnego dnia całą rodziną pojechali do dziadków, w czasie
wspólnego obiadu babcia i brat Piotrka, Artur, niespodziewanie wyszli do innego
pokoju. Zaciekawiony chłopak idzie za nimi, podchodząc, słyszy
jak rozmawiają wymieniając dziwne nazwy, takie jak np. ”Ol Loun”.
Gdy spytał się o co chodzi, brat otworzył drzwi do spiżarni. Ku zdumieniu
Piotrka, za drzwiami ukazała mu się niesamowita, wirująca mieszanka wszystkich
kolorów tęczy. Była to brama do innego świata.
Ten inny świat to tak naprawdę gra, w której się żyje.
Początkowo wybiera się jedną z trzech ras: człowieka, krasnoluda, lub elfa, a
także imię i wygląd. Jest to typowa gra RPG, więc wykorzystywane są pojęcia
takie pojęcia jak level lub PD. Głównym celem graczy je dorównanie Game
Masterowi, czyli zdobycie max PD. Czary w grze mówi się po angielsku, a
zakazane czary mówi się w języku Czarnej Magii, tj. po niemiecku (coś dla
antyfanów języka niemieckiego ;).
Bohaterowie Dzienników Gracza uczestniczą właśnie w takiej grze, w
której przeżywają różne przygody. Starszy brat, który przyjął imię Enthebil
Filiőn, jest już doświadczonym i uznanym elfem. Piotr, który w grze
nazywa się Piter, jest początkującym człowiekiem, który jednak szybko się uczy
i z biegiem czasu staje się porządnym wojownikiem.
Przeważająca część akcji dzieje się w grze:
Pirtilirli, choć zdarzają się momenty w „normalnym” świecie. Widać wyraźny
podział na pozytywne, i negatywne postaci, co zabiera aurę tajemniczości. Widać
wzorowanie się na m. in. trylogii Władcy Pierścieni (np. na jedną z bitew
przyleciały Orły).
Najsłabszą stroną książki jest korekta: w Dziennikach Gracza, denerwowały mnie
błędy, zdarzają
się przejęzyczenia, raz autor pisze Pitera a innym razem Pitra… Zarówno wadą,
jak i zaletą mogą być rozległe opisy – jednocześnie odwracają uwagę czytelnika
od wartkiej akcji, jak i pozwalają mu się wczuć w świat gry.
Znalazłam w książce pełno smaczków, które mogą wychwycić
polscy czytelnicy (np. nawiązania do naszej kultury), podobał mi się także
pojedynek na zagadki między Game Masterem a głównym bohaterem.
Podsumowując, Dzienniki Gracza to fascynująca książka
fantasy, która spodoba się większości czytelników. Jeśli zignorować brak
korekty, to naprawdę niesamowita książka. Gratuluję młodemu autorowi!
Polecam!
Hedwiq, 15 lat
Za fajną książkę dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej.
"Macocha" - Jadwiga Czajkowska - recenzja
Jadwiga Czajkowska to absolwentka socjologii. Prowadziła
badania nad satanizmem, życiem w zakładzie poprawczym i wiele innych. Tym razem
podarowała nam ciekawą opowieść o matce nie swoich dzieci.

Książka jest wyjątkowo wciągająca, mimo, że nie występuje
tutaj zawrotna akcja podążająca w ledwo możliwym do pojęcia tempie. Wręcz
przeciwnie. Zawiera bardzo dużo przemyśleń narratorki, w których pełno jest lęków,
wspomnień. Momentami można by ją sklasyfikować jako potrzebującą
specjalistycznej pomocy. Ale czy takie małe lub większe batalie nie rozgrywają
się również i w naszych głowach, chociaż nie zawsze się do tego przyznajemy?
Autorka świetnie zarysowała główną postać, jej charakter, upodobania, mamy pełny obraz. Jest też druga strona, to znaczy wręcz przesyt informacji, które praktycznie żadnego wpływu na fabułę nie wywierają. Oczywiście, takie wstawki są konieczne i mile widziane, jednak w tym przypadku zostały lekko nadużyte.
Autorka świetnie zarysowała główną postać, jej charakter, upodobania, mamy pełny obraz. Jest też druga strona, to znaczy wręcz przesyt informacji, które praktycznie żadnego wpływu na fabułę nie wywierają. Oczywiście, takie wstawki są konieczne i mile widziane, jednak w tym przypadku zostały lekko nadużyte.
Jednym z moich odczuć podczas czytania tej powieści, było to,
że zniechęca ona do zawarcia małżeństwa. Nie chodzi o jakieś bezpośrednie
deklaracje, ale sam sposób w jaki autorka opisała stosunki między małżonkami.
Można im wiele zarzucić. Z drugiej strony, napis na okładce nie kłamie. Ta
publikacja ewidentnie łamie stereotyp macochy, ukazując całą, na pewno
skomplikowaną sytuację jej oczami.
Tym, co trudno tej książce jednoznacznie sklasyfikować jako
plus albo minus, jest zakończenie otwarte. Rozwiązanie historii możemy sobie
niejako samodzielnie dopowiedzieć. Pewne rzeczy już zostały przed nami
odsłonięte, jednak większość nie. Prawdę mówiąc, finał losów Izy jest nam
prawie tak nieznany jak na początku lektury. Tylko od nas zależy jaki on będzie
w naszych głowach.
„Macocha” to ciekawa pozycja dla ludzi lubiących historie
obyczajowe. Zadowoli amatorów lekkich lektur. Pomimo swoich pozornie dużych
gabarytów, czyta się ją szybko i łatwo. Autorka ukazuje, jak łatwo skreślamy ludzi, bez
żadnych powodów, tym samym mocno ich raniąc i utrudniając życie. Uświadamia, że
stereotypy nie mają żadnego zastosowania, oprócz zadawania cierpienia.
Ta książka sprawia, że czas spędzony na czytaniu, będzie nie tylko rozrywką ale też motywacją do zastanowienia się nad kilkoma ważnymi kwestiami :)
Loremi, 16 lat
Za ciekawą książkę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
„Nevermore. Cienie” - Kelly Creagh - recenzja
„Nevermore. Cienie” Kelly Creagh to kontynuacja książki “Nevermore: Kruk”, gotyckiego romansu opartego na twórczości
Edgara Allana Poego.

Rusza do
Baltimore, by odnaleźć Reynoldsa, tajemniczego mężczyznę, który co roku ,w dniu
urodzin Edgara Allana Poego, spełnia rytuały przy grobie tego pisarza i który w
ciągu ostatnich miesięcy oszukiwał ją i zwodził. Tylko on ma klucz do
innego świata. Kiedy Isobel znajduje wreszcie przejście, odkrywa, że miejsce, w
którym przebywa Varen zdążyło się zmienić. Pełen bólu i przerażających istot świat
zamieszkują teraz również stworzenia, które zrodziły się w pełnym gniewu umyśle
chłopaka. Miłość przemienia się w nienawiść, radość w smutek, śmiech w płacz.
Stając naprzeciw Varena, Isobel zaczyna rozumieć, że jej ukochany stał się jej
największym, śmiertelnym wrogiem.
Jeśli szukasz książki wzbudzającej mnóstwo różnych emocji, z wartką akcją, opowiadającą o miłości, przywiązaniu, smutku i tęsknocie, podczas czytania której "przebiega Ci dreszcz po plecach", a do tego kochasz twórczość Poe, to trafiłeś doskonale. Seria Nevermore jest właśnie dla Ciebie!
Polecam! Świetna, wciągające książka,
która gwarantuje nieprzespane noce, ale w tym przypadku to plus:)
Cela, 13 lat
Za rewelacyjną pozycję dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
wtorek, 19 marca 2013
"Barça. Emocje" - Xavi Hernández - recenzja

Wspaniale
jest czytać i słuchać o Barcelonie, jednak bezsprzecznie najwspanialsze
odczucia towarzyszą podczas oglądania drużyny. Godziny spędzone przed
telewizorami, komputerami, by wyłapać najcudowniejsze zagrania mistrzów, po to, by z każdym odtworzeniem przeżywać te emocje jeszcze raz.
Jordi Cotrina wraz z Joanem Domènechem,
skierowali się w stronę książki „Fc Barcelona. Głos z szatni” i stworzyli album
„Barça Emocje” w którym zebrali i pogrupowali zdjęcia, a każdy zbiór opisali
krótkimi, wyrazistymi zdaniami i pojedynczymi słowami. A wszystko swoim
prologiem, potwierdził Xavi Hernández.
W ten sposób w nasze ręce trafia wspaniała książka, która jest podsumowaniem
sukcesu wypracowanego przez Pepa Guardiolę. Tak jak w albumie malarskim,
autorzy pokazują prawdziwe arcydzieła kunsztu piłkarskiego, uchwycone na
fotografiach. Nawet najpiękniejsze słowa nie oddadzą wyjątkowości Barcelony,
tak jak poszczególne kadry z tego albumu. Zdjęcie pomeczowej fety, Guardioli z
uniesionym kciukiem, Messiego z lewym butem w ręce, czy Iniesty i Xaviego
wymykających się przeciwnikom, to tylko kilka z obrazujących ostatnie lata
ujęć. Nie brakuje smutku i bólu, ale najpiękniejsze i najbardziej wzruszające
obrazy pokazują radość, spełnienie i zwycięstwa mistrzowskiej Barcelony. Myślę
że książka jest wspaniałym hołdem i ukłonem złożonym w stronę Guardioli,
Vilanovy, i poszczególnych piłkarzy wspomnianych na jej kartkach.
Stanowczo największym atutem publikacji jest jej wymowność. Z każdą stroną
trafia do serca coraz bardziej i bardziej, bez zbędnych słów. Jest najlepszą odpowiedzią na pytanie za co
można kochać Barcelonę, nie tylko w polskim, ale też w hiszpańskim i angielskim
języku.
Polecam ją prawdziwym kibicom Barcy, jeżeli ruszy Wasze serca, na pewno do
takich się zaliczacie. Myślę że jest to idealna pozycja na prezent dla każdego
culé, a także dla fanów piłki nożnej w najlepszym jej wydaniu.
Ciri, 15 lat
"W obronie syna" - William Landay - recenzja
William
Landay, jak wielu bohaterów jego książek, jest prokuratorem. Tworzy zapierające
dech w piersiach dramaty sądowe i thrillery. Książką „W obronie syna”, wydawnictwa Amber, wywołał
falę niezwykle pozytywnych opinii („Genialne, taka powieść zdarza się raz na
dziesięć lat” - New York Times). Słusznie?

Do
czasu.
Wyobraź
sobie, że odnajdujesz ślady. Słyszysz ludzi, którzy je potwierdzają. Którzy
mówią, że to twój syn, twój ukochany chłopiec, jest tym bezwzględnym mordercą.
Że zabił. Stajesz po jego stronie, głuchy na oskarżenia: przecież to głupoty. A
potem, krok po kroku, poznajesz swojego syna, jego mroczne sekrety.
Andy
Barber ani przez moment nie wątpi w niewinność Jacoba. Nie ma nic silniejszego
od miłości rodzica do swojego dziecka, od miłości Andego do Jacoba, ślepej i
niezachwianej, która oszałamia czytelnika. Andy trzyma stronę syna i widzi, że kiedy staje po stronie oskarżonego na sali sądowej, przyjaciele się od niego
odwracają. Życie jego i jego rodziny wali się.
Przeszłość, do której nie chcą wracać.
Przyszłość, której nie mogą już sobie wyobrazić.
Teraźniejszość, która jest dramatem.
Czy Jacob jest mordercą?
Aby
znaleźć odpowiedź na to pytanie, koniecznie sięgnij po powieść „W obronie syna”,
pełną barwnych postaci i napięcia, w którym autor trzyma Cię do samego końca.
William Landay, przedstawiając historię pisaną w pierwszej osobie, sprawia, że
opowieść jest przejmująca i autentyczna.
Wstrząsająca,
uzależniająca, nieprzewidywalna. Jedna z najlepszych książek jakie czytałam.
Polecam!
Pauline
Veronicque, 17 lat
Za pasjonującą powieść dziękuję Księgarni Matras.
„Cztery prawdy i kłamstwo" - Lauren Barnholdt - recenzja
"Cztery prawdy i kłamstwo" Lauren Bernholdt to książka dla młodzieży o młodzieży. Opowiada ona o perypetiach
trzynastoletniej Scarlett, która w wyniku skandalu związanego z jej
ojcem, musiała przenieść się do innej szkoły. Dziewczyna ląduje w prywatnej,
prestiżowej Akademii dla Dziewcząt Brookline, gdzie ma się uczyć, a także
mieszkać.
Pokój ma dzielić z Crissą, która nie jest zbyt
przyjaźnie nastawiona, wydaje się samolubna. Główna bohaterka postanawia
odgrywać intelektualistkę, aby dopasować się do reszty uczennic. Do tego musi
przyłożyć się do nauki, bo jeśli jej średnia spadnie poniżej 4.0, to zostanie
wydalona z Akademii.
Zaaklimatyzowanie się w szkole okazuję się cięższe,
niż się Scarlett wydawało. Współlokatorka jest nieznośna, nikt nie chce się z
nią zaprzyjaźnić, jest bardzo dużo nauki. Oblewa pierwszy sprawdzian z
matematyki, jej ojciec pisze do niej maile, choć ona nie chce w ogóle z nim
rozmawiać, a do tego musi chodzić na koszykówkę, ponieważ nie było miejsc na
innych zajęciach fakultatywnych.
Na szczęście Scarlett znajduję sobie
przyjaciółkę - nieśmiałą i skromną Amber, która tak jak ona wprost uwielbia
romanse. Na zajęciach mają za zadanie korespondować z nieznanym z imienia
chłopakiem z sąsiedniej szkoły męskiej. Na domiar złego Scarlett oprócz
listów od nieznajomego dostaje liściki z pytaniami „ prawda czy kłamstwo?", w których nadawca grozi wyjawieniem jej tajemnicy.
Czy Scarlett dowie
się kto jej grozi ?
Czy odnajdzie prawdziwa miłość ?
Przeczytajcie, bo ta
książka jest naprawdę tego warta.Ja spędziłam przy niej naprawdę miłe chwile! Autorka postarała się, by każda młoda dziewczyna mogła przeżywać z Scarlett jej wzloty i upadki :)
Cela, 13 lat
Za przygody Scarlett dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
poniedziałek, 18 marca 2013
Wyniki Wiosennego konkursu
Bardzo dziękujemy za przesłane odpowiedzi na nasze pytania. Przeczytaliśmy wszystkie bardzo uważnie i z uśmiechem na twarzy.
Książkami postanowiliśmy nagrodzić:
1. Agnieszkę Janiak opinia o "Eragonie"
2. Sylwia Rycyk opinia o "Sile"
3. karolka18112 opinia o "W samo południe"
Gratulujemy!!!
Prosimy o posłanie swoich adresów do wysyłki.
Książkami postanowiliśmy nagrodzić:
1. Agnieszkę Janiak opinia o "Eragonie"
2. Sylwia Rycyk opinia o "Sile"
3. karolka18112 opinia o "W samo południe"
Gratulujemy!!!
Prosimy o posłanie swoich adresów do wysyłki.
"I wciąż ją kocham" - Nicholas Sparks - recenzja
Nicholas Sparks, znany jest na całym świecie ze swoich
książek romantycznych, na podstawie których powstało już wiele filmów. Ekranizacje takie jak „Ostatnia piosenka”, „Szkoła uczuć” lub „I wciąż ją kocham”, to hity pośród
młodzieży, a występują w nich zawsze sławni aktorzy. Za każdym ze scenariuszy
do tych filmów, stoi jednak książka, i gdyby nie wspaniała treść każdej z nich,
Hollywood nie czerpało by z nich takiej korzyści.

Zbieg okoliczności sprawia, że spotyka tam Savannah, młodą studentkę, która
przyjechała w te okolice wraz z przyjaciółmi, w ramach prac społecznych. Kilka
krótkich, ale intensywnych chwil, które spędzają ze sobą, sprawiają że nawet
kiedy John wraca do swojej jednostki, jest w stanie myśleć tylko o ukochanej.
Savannah też nie może zapomnieć o chłopaku nawet na chwilę. Po kilku latach
związku na odległość, kiedy udało im się spotkać tylko kilka razy, nadchodzi
ostatni rok Johna w służbie.
Okazuje się jednak że 11 września 2001, pechowy był nie tylko dla Nowego Jorku,
ale dla zakochanych również.
„I wciąż ją kocham” to wzruszająca historia miłości, rozpaczliwie walczącej z
dorosłością.
Niezwykły klimat książki, sprawia że wszystko przeżywa się głęboko, przez co
czyta się ją naprawdę z zapartym tchem.
Polecam ją wszystkim, którym spodobały się
filmy lub inne książki autorstwa Nicholasa Sparksa, lub tym którzy chcą
poczytać o miłości, przedstawionej w zupełnie inny, trudniejszy sposób.
Ciri, 15 lat
Ta wzruszająca pozycja ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.
"Po trzecie dla zasady" - Janet Evanovich - recenzja
Już po raz kolejny w moje ręce wpadła książka Janet
Evanovich z serii przygód łowczyni nagród Stephanie Plum. Tym razem był to
trzeci tom pt. „Po trzecie dla zasady”.

Ale co można zrobić, kiedy ktoś przypala cię papierosem i do
tego grozi twojemu chomikowi? W dodatku twój samochód cały czas się psuje i
śledzą cię jakieś podejrzane typy?
A babcia Mazurowa tym razem ogląda się za... mężem! Szuka
kandydatów po klubach bingo i jak zawsze dostarcza czytelnikom sporą dawkę
śmiechu :)
Evanovich postarała się, żeby czytelnik nie mógł się oderwać
od lektury. Oczywiście cały czas mamy do czynienia z humorystycznymi
komentarzami.
Jak dla mnie książka genialna, bez zastrzeżeń. W niektórych
momentach naprawdę nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Osobiście uwielbiam
styl pisania Janet i już nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejne części.
Więc jeśli i Ty lubisz śmiać się do łez i jesteś miłośnikiem kryminałów
koniecznie sięgnij po tę książkę.
WeruSSia, 15 lat
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów.
"Zieloni śpią nago" - Vanessa Farquharson - recenzja
1 marca
2007 roku kanadyjska dziennikarka Vanessa Farquharson rozpoczęła niecodzienny
eksperyment, który miał zmienić nie tylko jej życie, ale także świat, choć w
małym stopniu, ale jednak. O co chodziło? Postanowiła zadbać o środowisko i
spróbować działać na jego korzyść. Złożyła obietnicę, że każdego dnia wprowadzi
do swojego stylu życia mniejszą lub większą, ekologiczną zmianę. Eksperyment
miał trwać równy rok. Relację ze swoich poczynań dziennikarka publikowała na
internetowym blogu (http://greenasathistle.com/), który szybko zdobywał
popularność.
Książka,
którą miałam okazję niedawno przeczytać, ,,Zieloni śpią nago’’, (wydawnictwo Świat Książki), jest
swego rodzaju wspomnieniem z całego roku, zawierającym najciekawsze, momentami
kontrowersyjne i przede wszystkim zaskakujące rzeczy, jakie dziennikarka
zmieniła. Zawiera się w nich wyjaśnienie, skąd w ogóle wziął się taki pomysł,
pierwsze postanowienie (używaj ręczników papierowych z makulatury) oraz
wiele innych wydarzeń z życia autorki. Początkowo nie było bardzo trudno, ale z
każdym kolejnym dniem poprzeczka podnosiła się coraz wyżej. To z kolei prowadzi
do kilku pytań.
Jak
świadomie dbać o środowisko i nie zwariować? Skąd wziąć 366 pomysłów na zmiany?
Jak ludzie ustosunkują się do świeżo upieczonej ekolożki? I w końcu, jak jedna
osoba może pomóc ochronie środowiska?
Tę pozycję
gorąco polecam. Jest napisana lekko, zabawnie i pokazuje, jak nie wpaść w
ekologiczne skrajności, które wciąż są tematem do dyskusji. Poza tym można w
niej znaleźć kilka naprawdę ciekawych pomysłów, nie tyle ekologicznych, co
ułatwiających życie. I wreszcie, udowadnia, że na początek nie trzeba ogromnych
czynów, żeby coś zmienić, bo wszystko zaczyna się od małych kroczków.
Czy Vanessa
Farquharson wytrwała w swoim postanowieniu, nie zdradzę, tylko jeszcze raz
zachęcę do przeczytania książki.
Dori, 17 lat
Za ciekawą lekturę dziękuję księgarni Matras.
Subskrybuj:
Posty (Atom)