tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

wtorek, 1 grudnia 2015

„Mamifest” – Linda Green – recenzja

Okładka książki MamifestSprytne, zaradne, niezawodne... Jeśli potrafisz być dobrą mamą, będziesz umiała rządzić całym krajem!

Bohaterki powieści – Sam, Anna i Jackie – codziennie borykają się z problemami, których, ich zdaniem, rząd nie chce lub nie potrafi się zająć. (...) Kiedy po udanej kampanii w obronie kobiety przeprowadzającej dzieci przez ulicę dziennikarka podsuwa trzem mamom szalony pomysł startowania w wyborach do parlamentu, te zbywają go śmiechem. Jednak czasem to właśnie najbardziej szalone pomysły okazują się najlepsze...

„Mamifest” – nie, to nie literówka – to książka, w trakcie czytania której można odnieść naprawdę dużo mylnych wrażeń. Szalony pomysł startowania do parlamentu i trzy matki? Och, jasne, że szalony. Zmienianie świata? Akurat. No i w dodatku matki? Przecież to książka dla starych ludzi, co ja tu jeszcze robię? I jeśli doznania zapewnione przez opis z tyłu książki nie sprawiły, że odłożyliście ją na półkę i zabraliście się do czytania: czeka na Was kolejna pułapka w postaci pierwszego rozdziału.

Na początku czytania wydawało mi się bowiem, że akcja toczy się zbyt szybko. Bohaterki przechodziły prędko z jednej czynności do drugiej i po pierwszym rozdziale byłam, że tak się wyrażę, zziajana i utwierdzona w przekonaniu, że jeśli reszta książki będzie miała takie tempo, chyba dam sobie spokój. Jeszcze jedna rzecz może denerwować – „perfekcja” postaci (która potem zostaje zdemaskowana, ale o tym za chwilę). Dzieci są lubiane, łagodne i radosne, znajomi bohaterek zabawni i troskliwi, inni rodzice mili i skorzy do pomocy... wszystkie te odczucia znikają jednak stopniowo, gdy docieramy do kolejnych rozdziałów.

Nie jestem pewna, czy to zamydlenie naszych oczu było celowym zamierzeniem autorki, ponieważ genialnie kontrastuje z tym, o czym czytamy dalej: o smutkach, zgrzytach i niedoskonałościach w rodzinach Sam, Jackie i Anny. Powierzchowny, drażniący optymizm każdej z nich skrywa pod spodem coś więcej, niezadowolenie i niepewność. Nie chcę, żeby brzmiało to tak, jakby po słodkim początku rzucano nas na głęboką wodę, nie! Mniej przyjemne aspekty życia są zgrabnie przeplecione z tą doskonałością, która przedtem mogła drażnić. Wszystkie wątki są równomiernie, elegancko prowadzone: gdy tylko zaczynam tęsknić lub zastanawiać się nad jakąś pojawiającą się w książce sytuacją, ta zostawała poruszona w następnym dosłownie zdaniu.

Tak jak „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, tak historia przedstawiona w Mamifeście wciągnęła mnie bez reszty i sprawiła, że przewracałam strony z niewiarygodną prędkością. W tym pomaga nam lekki styl Lindy Green, o którym wspomniała strona LoveReading.co.uk (inf. z okładki książki) – Linda ma świetny, z pozoru lekki styl, ale przygotujcie się na śmiech przez łzy. Nie mam pojęcia, czemu według tej strony lekki styl miałby mieć delikatnie negatywne zabarwienie, bo dzięki takiemu sposobie pisania Mamifest naprawdę czyta się bardzo przyjemnie! Co tyczy się śmiechu przez łzy – może nie płakałam jak bóbr i nie śmiałam się w głos, ale w jednym momencie autentycznie się wzruszałam, a drugi wywoływał na mojej twarzy szeroki uśmiech.

Podsumowując – mimo wszelkich pierwszych wrażeń bez zastanowienia kupiłabym Mamifest wszystkim moim znajomym. Jest to pozycja idealna dla każdego, kto chciałby odpocząć od cięższych lektur albo po prostu lubi inteligentne, babskie powieści. Wiek również nie gra roli, bo z tak sympatycznymi bohaterkami utożsami się każdy. W plebiscycie na Najlepszą Książkę pod Choinkę, gdyby takowy istniał, ta otrzymałaby ode mnie bardzo serdeczny i jak najbardziej szczery głos!


Almette, 14 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Świat Książki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz