tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

środa, 27 marca 2013

"Look" - Sophia Bennett - recenzja


Sophia Bennett mieszka wraz z rodziną w Londynie. Kocha sztukę, modę, kawę cappuccino, a także męża, swoje dzieci i pracę :).  Opublikowała dotąd cztery książki. Jej powieść Projekt C ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Egmont.


Look - Sophia BennettTed razem z rodziną niedawno przeprowadziła się do Londynu. Jest przeciętną nastolatką, na którą nikt nie zwraca uwagi. Pewnego dnia razem ze swoją siostrą Avą postanawia zagrać na ulicy parę piosenek, żeby zarobić, gdyż sytuacja materialna jej rodziny nie jest za dobra. Wtedy zauważa ją na ulicy Simon i daje wizytówkę znanej agencji modelek. Ted myśli, że to pomyłka a jej siostra oznajmia, że to na pewno jakiś naciągacz. Czy rzeczywiście otwierają się przed nią  drzwi do świata mody? Czy skorzysta z takiej możliwości, która może się już nie powtórzyć? Nic nie jest proste, zwłaszcza kiedy okazuje się, że jej siostra zachorowała na raka.

Książka Sophie Bennett "Look" jest bardzo wciągającą, a zarazem wzruszającą lekturą. Porusza trudny temat choroby jaką jest rak. Zachowanie obu sióstr świadczy o tym, że słysząc taką diagnozę nie trzeba się załamywać. Dalej można czerpać z życia pełnymi garściami. 

Ukazane też są trudy bycia modelką - wielu dziewczynom wydaje się, że jest to wymarzona praca bez żadnych wyrzeczeń, ale to nie jest prawda. W wielu momentach tej książki wzruszałam się postępowaniem Ted, a także zachowaniem Avy walczącej z tak trudną i wyczerpująca chorobą. 

Polecam tę powieść każdej nastolatce, ale nie tylko. Sądzę, że innych też zainteresuje. Ponadto okładka przyciąga wzrok swoją prostotą. Polecam!


Grazia, 16 lat

Za ciekawą lekturę dziękuję Wydawnictwu Egmont.

'Tańcząc na rozbitym szkle" - Ka Hancock - recenzja

Oboje przeżywają swój własny koszmar: nad nią ciąży rodzinna klątwa raka piersi, on zmaga się z chorobą afektywną dwubiegunową. Pomimo wad genetycznych, ponurej przeszłości i niekoniecznie dobrych wizji na przyszłość, dają sobie szansę. Jednak aby coś zyskać, trzeba coś stracić – w tym wypadku jest to możliwość posiadania dzieci. Pomimo tego są szczęśliwi, radośni i szaleńczo w sobie zakochani. Miłość nie traci na sile nawet po jedenastu latach bycia razem. Życie chce inaczej. Ułożone po ślubie zasady ich małżeństwa przestają obowiązywać Lucy i Mickeya, kiedy dowiadują się, że dziewczyna jest w ciąży. Tak jak przed jedenastu laty, tak teraz muszą na nowo zdefiniować swój związek.
Tańcząc na rozbitym szkle - Ka Hancock 
Chciałam odpocząć od romansów paranormalnych i przeczytać coś innego. Szukałam lektury, która mogłaby wciągnąć mnie do swojego świata i nie wypuścić z niego przez długi czas. Kiedy w zapowiedziach ujrzałam Tańcząc na rozbitym szkle, wiedziałam, że po prostu muszę przeczytać tę książkę. Opis zupełnie mnie oczarował, nie wspominając już o tytule i ciekawej okładce. Jak wypadło moje spotkanie z debiutancką powieścią pani Hancock? Nie wiem jak ująć to w słowa. Może najprościej: rewelacyjnie.

Na początku zastanawiałam się, jak autorka sprosta ułożonej przez nią historii. W końcu temat nie jest łatwy. Mamy dwoje bohaterów, oboje wiedzą, co to jest cierpienie i ból, ich przyszłość jest pod znakiem zapytania, a do tego pojawia się dziecko. Posiadanie maleństwa to ogromna odpowiedzialność oraz poświęcenie, a przecież sami ze smutkiem musieli dopisać do swojego regulaminu punkt „Żadnych dzieci”. Pozwoliłam, aby pani Hancock swoim magicznym, lekkim i wciągającym stylem oraz niesamowitą grą słów wprowadziła mnie do wykreowanego przez nią świata.

Mogę tylko podziwiać wykreowaną przez autorkę Lucy; kobietę zdeterminowaną, silną i nieustraszoną. Pomimo bardzo przerażającej choroby męża zostaje z nim i obiecuje podążać tą samą drogą – drogą wyboistą, pełną ostrych zakrętów, kamieni, stromą i niebezpieczną. To samo tyczy się Mickeya, który za wszelką cenę chciał walczyć ze swoimi wewnętrznymi demonami. I któż mógłby pomyśleć, że takie małżeństwo może przetrwać?

Pani Hancock świetnie wykreowała również postaci drugoplanowe. Każda z trzech sióstr ma zupełnie innych charakter. Lily cieszy się ze szczęścia bliskich osób jak ze swojego i jest największym oparciem Lucy. Główna bohaterka, jak wcześniej wspomniałam, nie boi się ani zagrażającego jej raka piersi, ani choroby ukochanego, z kolei Priscilla to kobieta sukcesu dążąca do ostatecznej perfekcji. W relacjach między siostrami można zauważyć ogromną miłość. Za bohaterów daję ogromnego plusa.

„Roześmiałam się, ponieważ mieliśmy już małą kolekcję podobnych drobiazgów. I każdy z nich symbolizował kolejną burzę, która nas nie zniszczyła, dlatego były takie ważne.” (str. 149)

Dzięki dwóm różnym punktom widzenia (Lucy i Mickeya) możemy bliżej poznać całą sytuację. Świat z perspektywy Mickeya zostaje przedstawiony jako notatki w jego dzienniku, zaś Lucy pełni rolę narratorki. Autorka postanowiła przybliżyć nam również losy bohaterów podczas ich wzajemnego poznawania się. Taki zabieg bardzo mi się spodobał, bo od samego początku jesteśmy świadkami wszystkich nieszczęść, które Lucy i Mic przeszli razem – pierwszy atak Mickeya, walka z rakiem Lucy, śmierć obojga rodziców sióstr, chwile zwątpienia oraz radości.

Z przedstawieniem miejsca akcji autorka również poradziła sobie na medal. Miejsce urodzenia panien Houston – Brinley –  to mała mieścina nad morzem. Tam wszyscy się znają. Obraz przytulnego miasteczka pełnego znajomych ludzi stanowi naprawdę miły dodatek do cudownej historii Lucy i Mickeya, bo w naprawdę trudnych chwilach to właśnie ci mieszkańcy Brinley będą przy państwie Chandler. W tym miejscu również wielki plus.

Nie jest to powieść, w której dominują seks, zdrady i wszystkie inne charakterystyczne dla XXI wieku „dodatki”. Tutaj spotkacie tylko najczystszą miłość, oddanie, poświęcenie oraz potwierdzenie słów, że śmierć ani cierpienie nie jest w stanie zniszczyć zakochanych w sobie ludzi. Jesteśmy świadkami tylu najróżniejszych chwil w życiu Lucy i Mickeya, w których zawsze trzymali się razem i walczyli o siebie, że nie jest możliwe to, iż tych dwoje mogłoby żyć osobno. Od dawna nie spotkałam książki, w której wyrazy miłości potrafiłyby tak chwycić za serce oraz wycisnąć łzy z oczu. Czegoś takiego potrzebowałam i jeśli Wy też oczekujecie czegoś podobnego, koniecznie musicie sięgnąć po Tańcząc na rozbitym szkle.

Z bestsellerowej książki pani Hancock możemy wyciągnąć kilka ważnych lekcji. Ilość morałów zawartych pośród tych 605 stron jest ogromna! Z tak głęboko przemawiającą historią nie spotkałam się nigdy w życiu. Przy wszystkich nieszczęściach Lucy i Mickeya zaczęłam na poważnie myśleć o swoich „problemach”. To niewiarygodne ile bólu oraz łez może utrzymać na swoich barkach dwoje chorych ludzi, którym nikt nie daje szansy na wspólne życie i pełnienie roli męża oraz żony. To nieprawdopodobne, ile siły ma w sobie napędzana wolą walki kobieta oraz zniszczony przez wewnętrzne demony mężczyzna. To zadziwiające, jak tych dwoje ludzi podąża tą samą drogą, ręka w rękę, w tym samym tempie, nie zwracając uwagi na przeszłość. Oni żyją teraźniejszością.

„Lucy, każde małżeństwo to taniec, czasem kłopotliwy, czasem dający wiele radości, a przez większość czasu po prostu spokojny. Z Mickeyem zaś czasami będziesz musiała tańczyć na rozbitym szkle.” (str. 179)

Podsumowując:
Tak diabelnie dobrej książki nie czytałam od dawna. Co jest w niej cudownego? Wszystko! Bohaterowie, miejsce akcji, mądrości płynące ze słów postaci, morały, decyzje… Rzadko płaczę nad książkami, ale przy tej powieści wylałam morze łez. Jeszcze nigdy nie bałam się tak końca. Strach przed ostatnimi stronami sięgał zenitu, a z każdym przeczytanym rozdziałem czułam, jak coś we mnie pęka i napełnia moje oczy łzami. Drżałam i błagałam, aby ten cały koszmar, na który od początku przygotowuje nas autorka, okazał się kłamstwem. Czy tak było? Nie powiem. Nie pisnę ani słówka. Nie znalazłam żadnych wad, które zaszkodziłyby cudownej powieści pani Hancock. Ta książka po prostu czaruje, wciąga, trzyma w napięciu i nie pozwala oderwać się ani na chwilę. Kiedy musiałam na moment odłożyć ją na bok, moją głowę zaprzątały pytania: co będzie dalej? Co zrobią w tej sytuacji? Dlaczego akurat teraz?! Żyłam tą historią przez kilka dni i nawet teraz, parędziesiąt godzin po smutnym rozstaniu się z literackim cudem, nie opuściłam Brinley oraz domu Lucy i Mickeya.   

Dzięki tej wzruszającej, pełnej smutku, niesprawiedliwych wyroków, nagłych zwrotów akcji i miłości historii autorka udowadnia nam, że można z uśmiechem tańczyć nawet na rozbitym szkle.

Layla, 16 lat

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za  wszystkie wzruszenia w trakcie czytania powieści.

"Zwierzęta na wsi: moja pierwsza książka twórczych zabaw" - Emily Stead - recenzja


Po raz kolejny w ręce wpadła mi książeczka dla maluchów tak urocza, że trudno byłoby odłożyć ją na miejsce. Tym razem tematyka jest dość popularna, (ale czy nie takie książeczki najbardziej podobają się najmłodszym?) zajmujemy się bowiem życiem zwierząt na wsi.

Kliknij aby zobaczyć zdjęcie w oryginalnej wielkościZaraz po otworzeniu książki w oczy rzucają się cztery arkusze różnokolorowych naklejek, które zadowolą każdego - traktory, zwierzątka, owoce i warzywa - wybór jest wprost olbrzymi. Część z nich posłuży do wypełniania kolejnych łamigłówek, część pozostanie do dalszej zabawy. 

Jeżeli chodzi o same zagadki, to są zróżnicowane prawie tak samo jak wspomniane już nalepki - od najprostszych kolorowanek, przez odrobinę trudniejsze łączenie kropek, aż do prawdziwych wyzwań, takich jak przerysowywanie obrazków. Podoba mi się także pomysł wprowadzenia elementów kolażu, co pojawia się na prawie każdej stronie - autorka grafiki połączyła zdjęcia z rysunkami, stwarzając bardzo ciekawe dzieła.

Oprócz łamigłówek do wypełniania, w książeczce znajdują się także prawdziwe zabawki do własnoręcznego przygotowania - pacynki i maska, a także dwie wielkie, rozkładane ilustracje, z których jedna przedstawia wiejskie gospodarstwo, a druga stajnię, do ozdobienia zamieszczonymi naklejkami według własnego pomysłu.

Uważam, że ten, całkiem spory, zbiór łamigłówek zasługuje na uwagę każdego rodzica przedszkolaka, który chce rozwijać u swojego dziecka takie cechy jak kreatywność i zdolności manualne.

Ania, 15 lat

Dziękuję Wydawnictwu MUZA za uroczą publikację.

wtorek, 26 marca 2013

„Ostatni wilkołak” - Glen Duncan - recenzja


Ostatni wilkołak - Glen DuncanOstatni wilkołak wydany przez Replikę to powieść Glena Duncana – brytyjskiego pisarza zamieszkałego w Londynie – opowiadająca o ostatnim wilkołaku na Ziemi.

Nazywa się Jacob Marlowe, kiedy go poznajemy, znajduje się w Londynie razem ze swoim przyjacielem Harleyem, no i od 167 lat jest wilkołakiem. Niestety nie ma lekko. Syn pewnego mężczyzny, którego niegdyś zabił, chce zemsty. Eric Grainer czeka jednak do pełni księżyca, aby jego zwycięstwo było jak najbardziej spektakularne. Niespodziewanie pojawia się ktoś jeszcze…

Pełno zagadek i spisków sprawia, że czytając przechodzi nas dreszcz. Autor użył prostego języka, lecz posługuje się nim w taki sposób, że czasem trudno się połapać, o co w danej chwili chodzi. 

Mimo tego mankamentu autor utrzymuje napiętą atmosferę, i nie można się doczekać tego, co jest na następnej stronie. 

Polecam tę książkę tym, którzy lubią fantastykę i poplątane historie.


Izabelka, 13 lat

Księgarni Matras serdecznie dziękuję za książkę.

"Operacja Argo" - Antonio Mendez, Matt Baglio - recenzja


O „Operacji Argo” zrobiło się głośno, kiedy na ekrany kin wszedł film o tym samym tytule. Zainteresowanie historią wzrosło jeszcze bardziej, gdy okazało się, że film zdobył Oscara. Przyznam, że kinowej wersji „Operacji Argo” jeszcze nie widziałem, jestem jednak przekonany, że  przed oglądnięciem obrazu wyreżyserowanego przez Bena Afflecka warto zapoznać się z książką autorstwa Antonia Mendeza i Matta Baglio. 


Pierwszy z autorów, były agent CIA, jest zarazem narratorem powieści. Historia sześciorga amerykańskich uciekinierów ukrywających się w Teheranie opowiadana jest sprawnie i swobodnie, bez niepotrzebnych dygresji lub rozwodzenia się nad drobiazgami. Akcja toczy się równolegle w Iranie i w Stanach Zjednoczonych, gdzie przygotowywany jest ratunek dla „gości”, czyli wspomnianych Amerykanów. Wspominając jednak o „braku dygresji” absolutnie nie mam na myśli osadzenia fabuły tylko i wyłącznie wokół wydarzeń z 1979 r.
Tony Mendez pokazuje czytelnikowi, na czym polega praca agenta i jakimi narzędziami się on posługuje. Podczas lektury niejednokrotnie natrafia się na opisy innych akcji ratunkowych, co jednak nie szkodzi fabule, a doskonale się w nią wtapia i pozwala na chwilę odpoczynku od napięcia, które miejscami sięga najwyższego poziomu.

„Operacja Argo”
dosłownie przykuwa uwagę czytelnika i nie pozwala mu odejść aż do ostatniej strony. Muszę przyznać, że choć podczas lektury doskonale zdawałem sobie sprawę, że autorzy próbują wpływać na moje odczucia, to z przyjemnością poddałem się tej drobnej manipulacji i całym sercem kibicowałem uciekinierom, do końca przeżywając przygody razem z nimi. Musiało minąć trochę czasu, bym dostrzegł, że autorzy nie próbują znaleźć żadnej równowagi pomiędzy wizerunkami Amerykanów a Irańczyków. Pierwsi z nich to wyłącznie niewinni, skrzywdzeni w bestialski sposób ludzie. Drudzy – z kilkoma wyjątkami - bezwzględni, nieludzcy barbarzyńcy. I chociaż rzeczywiście nie da się usprawiedliwić postępowania członków milicji, to po jakimś czasie brak jakichkolwiek wad i idealizacja amerykańskich bohaterów, skontrastowane z odrzucającym wizerunkiem Irańczyków, mogą być drażniące. Trudno się jednak dziwić takiemu przedstawieniu, biorąc pod uwagę narodowość autorów.

Prosty i przystępny język sprawia, że lektura jest niewymagająca i przyjemna. Elementem tak ciekawym, że aż nie mogę się powstrzymać od powtórzenia, jest odkrycie przed czytelnikiem tajników szpiegostwa. Każdy opis przygotowania do akcji jest fascynujący, podobnie jak niezliczone wzmianki o innych akcjach agentów. Wgląd w sposoby pracy CIA był dla mnie nawet ciekawszy niż sama fabuła. Okładka, taka sama jak plakat promujący film, utrzymana jest w granatowych barwach i nie przykuwa uwagi ani minimalizmem, ani bogactwem szczegółów. Nie sugeruje też treści książki, co jednak nie jest potrzebne, gdyż już na pierwszych stronach zapoznajemy się z tematem.


„Operacja Argo”
to przykład trzymającej w napięciu literatury o tematyce sensacyjnej i politycznej. Jeśli nie przeszkadza Ci stronniczość autorów i nie spodziewasz się głębokich przemyśleń na filozoficzne tematy, ta świetna, emocjonująca, a zarazem pozbawiona niepotrzebnego patosu pozycja jest właśnie dla Ciebie.


Dusiołek, 18 lat

Wydawnictwu Prószyński i S-ka dziękuję za rewelacyjną pozycję.

poniedziałek, 25 marca 2013

"Słowo pirata" - Magdalena Starzycka - recenzja



"Słowo Pirata" to książka przygodowo-historyczna, której akcja rozgrywa się się w Brazylii w drugiej połowie  XIX wieku i w wielu krajach Europy w XIX, XX i XXI wieku.

Słowo pirata - OkładkaMagdalena Starzycka napisała już dwie powieści wcześniej: pierwsza to "Manufaktura czasu", która opowiada o historii Łodzi od czasów zaborów po dzień dzisiejszy, a druga to "Spijając filiżankami słońce", która opowiada o odczuciach Polaka po tym jak z Polski Ludowej przeniósł się do Portugalii. Ale w jej karierze pisarskiej przetłumaczyła też książkę Davida Mourão-Ferreira "Szczęśliwa miłość".

"Słowo pirata" jest powieścią barwną, z fajnie wykreowanymi postaciami bohaterów, wciągającą akcją, dzięki której możemy się przenieść w odległe czasy i zakosztować pirackiego życia, choć trochę odmiennego od tego, jakie spotykamy w "Piratach z Karaibów".

Książka opisuję sagę - losy rodziny Friedricha Steina - kupca. W tej łotrzykowskiej historii ukazane jest, jak zagmatwane i połączone mogą być historie, na pozór nie mających ze sobą nic wspólnego, ludzi. Pokazuje też, że ważne jest by nie zapominać o przeszłości rodziny, bo kiedyś może zrobić ci  ona niespodziankę.

Według mnie ta książka jest odpowiednia dla każdego, kto jest choć trochę zainteresowany historią, opowieściami o piratach i genealogią.


Włochaty, lat 13

Za pirackie opowieści dziękuję Wydawnictwu MG.

"Cienie na Księżycu" - Zoe Marriott - recenzja


Zoe Marriott, kiedy była dzieckiem, nie lubiła bajki o Kopciuszku, jednak pomyślała, że co by było, gdyby Kopciuszek był na tyle odważny aby się zemścić? Stąd właśnie wziął się u niej pomysł na napisanie „Cieni na Księżycu”.
           
Cienie na Księżycu - Zoe MarriottSuzume to kilkunastolatka, która była świadkiem śmierci własnego ojca i najlepszej przyjaciółki. Nie mogła nic zrobić, tylko uciekać, aby żołnierze Tsuki no Ouji-samy nie dopadli i jej. W niejasny dla niej samej sposób znika z ich oczu i dostaje się do domu. Z pomocą palacza udaje jej się ujść z życiem. Niedługo potem, wraca jej matka, wraz z najlepszym przyjacielem ojca. Oboje wydają się niezbyt zasmuceni losem pana Hoshimy i przyjaciółki Suzume. 

Wkrótce pobierają się i przeprowadzają do miasta. W drodze, na statku, Suzume o mało nie wypada za burtę. Życie ratuje jej obcy chłopiec, który później znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Dziewczynka nie jest zbyt zadowolona z przenosin, tym bardziej, że targają nią wyrzuty sumienia, mimo iż wie, że nie mogła w żaden sposób ocalić ojca i „siostry” od śmierci. 

Sytuacja pogarsza się, kiedy do uszu małej, pięknej Suzume dociera wieść z informacją, kto jest odpowiedzialny za śmierć jej najbliższych. Musi uciekać, aby ratować swoje życie. Zaczyna ukrywać się w kuchni swego ojczyma. Jest zmuszona zmienić nie tylko imię, ale całą siebie. Ukrywa swoje prawdziwe oblicze pod maską z cienia. Już po pierwszych dniach pracy w roli pomywaczki, wiadomo, że można poświęcić jej jedynie bardzo proste zadania, jak zamiatanie, noszenie wody, czy wyrzucanie śmieci. Podglądając jak jej ojczym gości cudzoziemców, omal nie spada z drzewa, kiedy najmłodszy z czarnoskórych pyta o pozwolenie, na zobaczenie jego córki, Suzume. Kiedy ich spojrzenia spotykają się, od razu rozpoznaje w nim chłopaka, który kiedyś uratował jej życie. Niestety, wkrótce zostaje zmuszona do ponownej ucieczki. Zaczyna plątać się po ulicach, traktowana jak żebraczka, aż w końcu, wzięta za złodziejkę trafia do aresztu. Później, młoda dziewczyna pragnie osiągnąć swój jedyny w życiu cel: zemścić się na Terayamie-san i... na samej sobie. Jednak droga ta jest długa i wyboista. Musi wybierać pomiędzy miłością, a rządzą zemsty.

Jaką decyzję podejmie Suzume?
Czy uda jej się osiągnąć swój cel?


Dziewczyna musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu. Już zawsze będzie odnajdywała w życiu skutki swoich wyborów. Ale jak ma zdecydować, czy woli pomścić śmierć swoich najbliższych, czy na zawsze oddać się ukochanemu i zapomnieć o przeszłości? Pomaga jej w tym umiejętność tworzenia iluzji z cienia, dar jasnowidzenia, uzdrawiania i zmieniania postaci.

Bo „Ludzie widzą to, co chcą widzieć.”

Ale nawet jeśli można ukryć się przed wzrokiem innych, nie da się uciec przed głosem ich serca. Suzume stara się zrozumieć, co tak naprawdę jest dla niej w życiu ważne. Musi nauczyć się, że nie zawsze należy ukrywać się w cieniu.

Zoe Marriot wspaniale pokazała zmiany zachodzące w człowieku, nie tylko pod wpływem dorastania, ale również trudnych wyborów. W dodatku dzięki słowniczkowi z tyłu książki (i nie tylko) nauczyłam się sporo na temat kultury japońskiej. Jeśli chcesz poczuć magiczny klimat Japonii i woń kwiatów Sakury koniecznie przeczytaj tę wzruszającą historię o tym jak miłość przeplata się z zemstą.

WeruSSia, 15 lat


Za sympatyczne chwile z książką dziękuję Wydawnictwu  Egmont.

"Baśnie polskie" - Dorota Skwark - recenzja


Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, a jednocześnie zauroczyło w „Baśniach polskich” wydanych przez Wydawnictwo Jedność to przepiękna, błyszcząca, kolorowa i miła w dotyku okładka. Widząc tak wydaną książkę nie sposób jej się oprzeć, należy ją przeczytać! Baśnie i legendy zebrała i opracowała Dorota Skwark.
Baśnie polskie

Zaglądając do środka nadal pozostawałam w niemym zachwycie ... duży format, kredowe kartki, cudowne, kolorowe, pobudzające wyobraźnię ilustracje, atmosfera tajemniczości i baśniowego nieznanego świata, wszystko to sprawia, że najpierw książkę chce się oglądać i jeszcze raz oglądać, a później dopiero czytać. Autorką tych niesamowitych ilustracji jest Monika Giełżecka.

Pierwsze dobre wrażenie nie mija wcale, gdy zapoznamy się z treścią baśni. Są tu zawarte utwory ogólnie znane i lubiane, przynajmniej przez starsze dzieci, takie jak „Baśń o Warsie i Sawie”, „Baśń o Lajkoniku”, czy też „Baśń o wawelskim smoku”. Autorka przedstawia również legendy mniej znane, takie jak „Baśń o kamiennym niedźwiedziu”, „Baśń o powstaniu Kielc”, czy też „Baśń o flądrze, która chciała zostać królową Bałtyku”.

Wszystkich utworów w książce jest dwadzieścia cztery. Są to niedługie opowiadania, które szybko się czyta i są napisane prostym, przystępnym dla dzieci językiem. Dzieci mają możliwość poznania wiele prastarych imion, które nie są w użyciu, a kojarzone są tylko z legend, są to między innymi takie imiona jak: Ziemiomysł, w „Baśni o Warsie i Sawie”, Dobrogniewa w „Baśni o Liczyrzepie”, czy też Krak i Skuba w „Baśni o wawelskim smoku”.

Jest to książka, z którą powinno się zapoznać każde polskie dziecko. To piękne i uniwersalne legendy, które nigdy się nie nudzą i można je czytać wielokrotnie. Dla dzieci są odkrywaniem nowego i nieznanego świata, a dla dorosłych powrotem w czasy dzieciństwa. Łatwiej zrozumieć i wytłumaczyć najmłodszym czytelnikom historię powstania państwa, miasta czy pomnika, jeżeli owiane są aurą tajemniczości i magii zawartej w baśniach.

Serdecznie polecam tę lekturę tym wszystkim, którzy pragną choć na chwilę zapomnieć o zimie za oknem, problemach w szkole czy mają ochotę oderwać się od rzeczywistości.


Tilia, 15 lat 

Za możliwość przeniesienia się w krainę baśni dziękuję Wydawnictwu Jedność.

piątek, 22 marca 2013

"Boży doping 2012. Świadectwa wiary mistrzów sportu” - Marek Latasiewicz - recenzja


Ostatnio miałam okazje zapoznać się z książką wydaną nakładem Wydawnictwa Rafael, pt. „Boży doping 2012. Świadectwa wiary mistrzów sportu”.

Boży doping - Latasiewicz MarekKsiążka składa się z wywiadów oraz wypowiedzi gwiazd sportowych aren takich jak : Kamil Stoch, Tomasz Sikora, Tomasz Adamek czy ks. Piotr Pochopień oraz wielu innych. W swoich wypowiedziach sportowcy podkreślają jak wielką rolę w ich życiu odgrywa religia oraz jakie trudności przezwyciężyli dzięki wierze.

Bardzo mi się spodobała historia Jana Magiery dwukrotnego olimpijczyka w kolarstwie. Olimpijczyk opisuje, jak jako jeszcze młody kolarz uległ wypadkowi i zmasakrował sobie kolano. Lekarze nie dawali mu żadnych szans na powrót do sportu, a nawet do pełnego zdrowia. Miał już nigdy nie zgiąć nogi w kolanie. Jednak sportowiec nie poddał się. Po wypisaniu się ze szpitala zaczął ćwiczyć. Odkręcił przy swoim rowerze jeden pedał i zdrową nogą kręcił z całych sił równocześnie próbując ugiąć druga nogę. Jak sam pisze: „Bolało strasznie, a ja pomodliłem się i na drugi dzień znów miałem siłę i odwagę, by walczyć o powrót do zdrowia.” W ten sposób Jan Magiera powrócił do zdrowia i formy. Tego typu historii jest bardzo wiele i na ogół nie mówi się o nich tak otwarcie.

Ważne jest też, że poznajemy swoich idoli nie tylko ze względu na ich dokonania sportowe (które z pewnością nie są małe) ale, również jako ludzi, którzy co niedzielę chodzą do kościoła, wieczorem klękają do modlitwy, czy wolne chwile spędzają z rodziną.

Z książki dowiadujemy się też o niezwykłej akcji „Nie wstydzę się Jezusa”, w którą zaangażowali się również wybitni polscy sportowcy, tacy jak Agnieszka Radwańska czy Jakub Błaszczykowski. Ta inicjatywa ma na celu pokazanie, że swojej wiary nie należy się wstydzić.

Utwór został wzbogacony licznymi fotografiami, które przedstawiają mistrzów sportu podczas zawodów czy treningów.

Chciałabym polecić tę książkę wszystkim, którzy są ciekawi jak wygląda życie ich idoli nie tylko na arenie sportowej, ale także po treningu w domu, o czym, również dowiemy się z tej pozycji.

Tilia, 15 lat

Wydawnictwu Rafael dziękuję za ciekawą pozycję.

czwartek, 21 marca 2013

"Ocalone z Titanica" - Kate Alcott - recenzja


Autorka Kate Alcott, jak możemy przeczytać na okładce książki, pracowała jako dziennikarka polityczna w Waszyngtonie, gdzie nadal mieszka razem z mężem. „Ocalone z Titanica” to jej debiut literacki.

Ocalone z Titanica - Kate Alcott
Każdemu znana jest doskonale historia Titanica. Niezatapialnego cuda, które jednak poszło na dno. Ale czy tak naprawdę kogokolwiek zastanowiło co się działo potem? Co z nielicznymi ocalonymi z tej tragedii? Jaka była reakcja świata? Jakie kroki podjęto w tej sprawie i czy w ogóle zaczęto działać? O tym właśnie jest ta historia. Opowiada o ludziach, którzy tam byli i którzy przeżyli, kiedy innych porwała otchłań oceanu. O życiu tych osób, które już nigdy nie będzie takie jak dzień przed katastrofą...


Największym marzeniem Tess jest zaistnienie w wielkim świecie mody. Tej młodej krawcowej trafia się życiowa szansa. Szansa na spełnienie marzeń w lepszym  świecie. W ostatnim momencie dostaje się ona na pokład Titanica, jako służąca słynnej projektantki, lady Lucile Duff-Gordon. Wśród  obecnych na statku, dziewczyna budzi zainteresowanie dwóch mężczyzn: okrytego nutką tajemnicy milionera oraz miłego marynarza. Nie było im dane cieszyć się tym długo, ponieważ czwartej nocy nastąpiło uderzenie o górę lodową i zatopienie statku. Niewielu ocalało. Tych, którym się udało, wciągnięto w dochodzenie w sprawie katastrofy. Czy bogata lady Duff-Gordon uratowała się kosztem innych? Podróż dająca nadzieję na lepsze życie i spełnienie marzeń, diametralnie zmieni życie Tess...

Książka bardzo mi się spodobała. Prezentuje ona zupełnie inny obraz tej katastrofy. Skłoniła mnie również do długiej refleksji nad dokonywanymi przez nas w życiu wyborami. Bohaterowie są świetnie wykreowani. Akcja toczy się całkiem szybko, natomiast emocje sprzyjające czytaniu stopniowo narastają, żeby w kulminacyjnym momencie książki zawojować w naszych umysłach. 

Sięgając po nią z półki obawiałam się, że moje uwielbienie filmu pt.”Titanic” odbierze mi całą radość z czytania. Jak bardzo się myliłam! Jest to świetnie napisana fabuła, która w żaden sposób nie nudzi czytelnika. Zachęcam wszystkich do przeczytania tej tajemniczej, jak również po części miłosnej historii. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłeś, dłużej nie czekaj, bo naprawdę warto!


Gabriella, 16 lat


Za  interesującą książkę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka. 

środa, 20 marca 2013

"Pocztówka z Toronto" - Dariusz Rekosz - recenzja


Pocztówka z Toronto - Dariusz RekoszDariusz Rekosz to autor książek dla ludzi w każdym wieku. Pisze także scenariusze i felietony, animator kultury i twórca słuchowisk radiowych.

Monika to uczennica gimnazjum w niedużym mieście. Ze swoją przyjaciółką Mrówą zawsze trzymają się razem. W trzeciej klasie do ich klasy dołącza Dominik, który widocznie wpadł w oko Mrówie. Od tego czasu przyjaźń Moniki z jej przyjaciółką nie jest taka jak przedtem.  

W szkole zaczynają się dziać bardzo niepokojące rzeczy, a Monika może się wplątać się w ciemne interesy. Do tego kłopoty Moniki w domu naprawdę ją przygnębiają, bo pieniędzy ledwo starcza z miesiąca na miesiąc, aż tu nagle coś się staje…

Książka „Pocztówka z Toronto” Dariusza Rekosza jest bardzo wciągającą lekturą. Perypetie Moniki bardzo mnie zaintrygowały, czuję, że się z nią związałam :)

Ze względu na małą objętość powieść może przekonać do siebie mniej zagorzałych czytelników. Książka jest wprost na jeden dzień, bo jak zaczniesz czytać, to na pewno jej nie odłożysz. 

Muszę jeszcze napisać chociaż jedno zdanie o okładce, bo to ona mnie przyciągnęła,tak właśnie zachęca się czytelnika do wybrania książki. Prosto, a zarazem intrygująco,  

Polecam 
Grazia, 16 lat


Wydawnictwu Egmont dziękuję za możliwość przeczytania książki.

"Dzienniki gracza" - Maciej Jemioł - recenzja


Księgarnia Warszawska Firma Wydawnicza sprzedam książkę mam do sprzedania 'Dzienniki gracza'Autorem tej książki jest Maciej Jemioł – nastoletni Polak. Mimo młodego wieku (miał 12 lat gdy skończył pisać) udało mu się stworzyć fascynującą książkę fantasy.

W dzisiejszych czasach większość młodych ludzi spędza dużo czasu przed komputerem, tak samo jak i główny bohater tej powieści. Jest rok 2008, Piotrek jest normalnym nastolatkiem - chodzi do szkoły, do kościoła, odwiedza bliskich. Pewnego dnia całą rodziną pojechali do dziadków, w czasie wspólnego obiadu babcia i brat Piotrka, Artur, niespodziewanie wyszli do innego pokoju. Zaciekawiony chłopak idzie za nimi, podchodząc, słyszy jak rozmawiają wymieniając dziwne nazwy, takie jak np.  ”Ol Loun”. Gdy spytał się o co chodzi, brat otworzył drzwi do spiżarni. Ku zdumieniu Piotrka, za drzwiami ukazała mu się niesamowita, wirująca mieszanka wszystkich kolorów tęczy. Była to brama do innego świata.

Ten inny świat to tak naprawdę gra, w której się żyje. Początkowo wybiera się jedną z trzech ras: człowieka, krasnoluda, lub elfa, a także imię i wygląd. Jest to typowa gra RPG, więc wykorzystywane są pojęcia takie pojęcia jak level lub PD. Głównym celem graczy je dorównanie Game Masterowi, czyli zdobycie max PD. Czary w grze mówi się po angielsku, a zakazane czary mówi się w języku Czarnej Magii, tj. po niemiecku (coś dla antyfanów języka niemieckiego ;).

Bohaterowie Dzienników Gracza uczestniczą właśnie w takiej grze, w której przeżywają różne przygody. Starszy brat, który przyjął imię Enthebil Filiőn, jest  już doświadczonym i uznanym elfem. Piotr, który w grze nazywa się Piter, jest początkującym człowiekiem, który jednak szybko się uczy i z biegiem czasu staje się porządnym wojownikiem.

Przeważająca część akcji dzieje się w  grze: Pirtilirli, choć zdarzają się momenty w „normalnym” świecie. Widać wyraźny podział na pozytywne, i negatywne postaci, co zabiera aurę tajemniczości. Widać wzorowanie się na m. in. trylogii Władcy Pierścieni (np. na jedną z bitew przyleciały Orły).

Najsłabszą stroną książki jest korekta: w Dziennikach Gracza, denerwowały mnie błędy, zdarzają się przejęzyczenia, raz autor pisze Pitera a innym razem Pitra… Zarówno wadą, jak i zaletą mogą być rozległe opisy – jednocześnie odwracają uwagę czytelnika od wartkiej akcji, jak i pozwalają mu się wczuć w świat gry.

Znalazłam w książce pełno smaczków, które mogą wychwycić polscy czytelnicy (np. nawiązania do naszej kultury), podobał mi się także pojedynek na zagadki między Game Masterem a głównym bohaterem.

Podsumowując, Dzienniki Gracza to fascynująca książka fantasy, która spodoba się większości czytelników. Jeśli zignorować brak korekty, to naprawdę niesamowita książka. Gratuluję młodemu autorowi!


 Polecam!
Hedwiq, 15 lat


Za fajną książkę dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej.

"Macocha" - Jadwiga Czajkowska - recenzja


Jadwiga Czajkowska to absolwentka socjologii. Prowadziła badania nad satanizmem, życiem w zakładzie poprawczym i wiele innych. Tym razem podarowała nam ciekawą opowieść o matce nie swoich dzieci.

Macocha - Jadwiga CzajkowskaNigdy nie sądziła, że życie zrobi z niej macochę. W końcu wszyscy propagują obraz złej, potwornej przybranej matki, która marzy tylko o gnębieniu pasierbów. Przecież ona taka nie jest. Jednak miłość właśnie w takiej sytuacji postawiła bohaterkę i ta musi się zmierzyć ze wszelkimi przeciwnościami z tym związanymi.

Książka jest wyjątkowo wciągająca, mimo, że nie występuje tutaj zawrotna akcja podążająca w ledwo możliwym do pojęcia tempie. Wręcz przeciwnie. Zawiera bardzo dużo przemyśleń narratorki, w których pełno jest lęków, wspomnień. Momentami można by ją sklasyfikować jako potrzebującą specjalistycznej pomocy. Ale czy takie małe lub większe batalie nie rozgrywają się również i w naszych głowach, chociaż nie zawsze się do tego przyznajemy? 

Autorka świetnie zarysowała główną postać, jej charakter, upodobania, mamy  pełny obraz. Jest też druga strona, to znaczy wręcz przesyt informacji, które praktycznie żadnego wpływu na fabułę nie wywierają. Oczywiście, takie wstawki są konieczne i mile widziane, jednak w tym przypadku zostały lekko nadużyte.

Jednym z moich odczuć podczas czytania tej powieści, było to, że zniechęca ona do zawarcia małżeństwa. Nie chodzi o jakieś bezpośrednie deklaracje, ale sam sposób w jaki autorka opisała stosunki między małżonkami. Można im wiele zarzucić. Z drugiej strony, napis na okładce nie kłamie. Ta publikacja ewidentnie łamie stereotyp macochy, ukazując całą, na pewno skomplikowaną sytuację jej oczami.

Tym, co trudno tej książce jednoznacznie sklasyfikować jako plus albo minus, jest zakończenie otwarte. Rozwiązanie historii możemy sobie niejako samodzielnie dopowiedzieć. Pewne rzeczy już zostały przed nami odsłonięte, jednak większość nie. Prawdę mówiąc, finał losów Izy jest nam prawie tak nieznany jak na początku lektury. Tylko od nas zależy jaki on będzie w naszych głowach.

„Macocha” to ciekawa pozycja dla ludzi lubiących historie obyczajowe. Zadowoli amatorów lekkich lektur. Pomimo swoich pozornie dużych gabarytów, czyta się ją szybko i łatwo. Autorka ukazuje, jak łatwo skreślamy ludzi, bez żadnych powodów, tym samym mocno ich raniąc i utrudniając życie. Uświadamia, że stereotypy nie mają żadnego zastosowania, oprócz zadawania cierpienia. 

Ta książka sprawia, że czas spędzony na czytaniu, będzie nie tylko rozrywką ale też motywacją do zastanowienia się nad kilkoma ważnymi kwestiami :)


Loremi, 16 lat


Za ciekawą książkę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka. 

„Nevermore. Cienie” - Kelly Creagh - recenzja


„Nevermore. Cienie” Kelly Creagh to kontynuacja książki “Nevermore: Kruk”, gotyckiego romansu opartego na twórczości Edgara Allana Poego.

Nevermore: Cienie - Kelly CreaghIsobel chcąc uratować Varena powoduje, że chłopak znika i zostaje uwięziony. Trafia do gorszej - chorej wersji snów Edara Allana Poego, które stają się rzeczywistością. Ale Isobel nie zgadza się go porzucić, ponieważ od przerażającego dnia, gdy powróciła z krainy snów, nie może przestać o nim myśleć. Pragnie spełnić daną obietnicę  i odnaleźć go.  

Rusza do Baltimore, by odnaleźć Reynoldsa, tajemniczego mężczyznę, który co roku ,w dniu urodzin Edgara Allana Poego, spełnia rytuały przy grobie tego pisarza i który w ciągu ostatnich miesięcy oszukiwał ją i zwodził. Tylko on ma klucz do innego świata. Kiedy Isobel znajduje wreszcie przejście, odkrywa, że miejsce, w którym przebywa Varen zdążyło się zmienić. Pełen bólu i przerażających istot świat zamieszkują teraz również stworzenia, które zrodziły się w pełnym gniewu umyśle chłopaka. Miłość przemienia się w nienawiść, radość w smutek, śmiech w płacz. Stając naprzeciw Varena, Isobel zaczyna rozumieć, że jej ukochany stał się jej największym, śmiertelnym wrogiem. 

Jeśli szukasz książki wzbudzającej mnóstwo różnych emocji, z wartką akcją, opowiadającą o miłości, przywiązaniu,  smutku i tęsknocie, podczas czytania której "przebiega Ci dreszcz po plecach", a do tego kochasz twórczość Poe, to trafiłeś doskonale. Seria Nevermore jest właśnie dla Ciebie!

Polecam! Świetna, wciągające książka, która gwarantuje nieprzespane noce, ale w tym przypadku to plus:)


Cela, 13 lat


Za rewelacyjną pozycję dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

wtorek, 19 marca 2013

"Barça. Emocje" - Xavi Hernández - recenzja


Barca. Emocje
Wspaniale jest czytać i słuchać o Barcelonie, jednak bezsprzecznie najwspanialsze odczucia towarzyszą podczas oglądania drużyny. Godziny spędzone przed telewizorami, komputerami, by wyłapać najcudowniejsze zagrania mistrzów, po to, by z każdym odtworzeniem przeżywać te emocje jeszcze raz. 

Jordi Cotrina wraz z Joanem Domènechem, skierowali się w stronę książki „Fc Barcelona. Głos z szatni” i stworzyli album „Barça Emocje” w którym zebrali i pogrupowali zdjęcia, a każdy zbiór opisali krótkimi, wyrazistymi zdaniami i pojedynczymi słowami. A wszystko swoim prologiem, potwierdził Xavi Hernández. 

W ten sposób w nasze ręce trafia wspaniała książka, która jest podsumowaniem sukcesu wypracowanego przez Pepa Guardiolę. Tak jak w albumie malarskim, autorzy pokazują prawdziwe arcydzieła kunsztu piłkarskiego, uchwycone na fotografiach. Nawet najpiękniejsze słowa nie oddadzą wyjątkowości Barcelony, tak jak poszczególne kadry z tego albumu. Zdjęcie pomeczowej fety, Guardioli z uniesionym kciukiem, Messiego z lewym butem w ręce, czy Iniesty i Xaviego wymykających się przeciwnikom, to tylko kilka z obrazujących ostatnie lata ujęć. Nie brakuje smutku i bólu, ale najpiękniejsze i najbardziej wzruszające obrazy pokazują radość, spełnienie i zwycięstwa mistrzowskiej Barcelony. Myślę że książka jest wspaniałym hołdem i ukłonem złożonym w stronę Guardioli, Vilanovy, i poszczególnych piłkarzy wspomnianych na jej kartkach.

Stanowczo największym atutem publikacji jest jej wymowność. Z każdą stroną trafia do serca coraz bardziej i bardziej, bez zbędnych słów.  Jest najlepszą odpowiedzią na pytanie za co można kochać Barcelonę, nie tylko w polskim, ale też w hiszpańskim i angielskim języku.

Polecam ją prawdziwym kibicom Barcy, jeżeli ruszy Wasze serca, na pewno do takich się zaliczacie. Myślę że jest to idealna pozycja na prezent dla każdego culé, a także dla fanów piłki nożnej w najlepszym jej wydaniu.

Ciri, 15 lat 


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN. 


"W obronie syna" - William Landay - recenzja


William Landay, jak wielu bohaterów jego książek, jest prokuratorem. Tworzy zapierające dech w piersiach dramaty sądowe i thrillery. Książką „W obronie syna”, wydawnictwa Amber, wywołał falę niezwykle pozytywnych opinii („Genialne, taka powieść zdarza się raz na dziesięć lat” - New York Times). Słusznie?

W obronie syna - William LandayAndy Barber pnie się po szczeblach kariery w prokuraturze okręgowej, jest mężem i ojcem. Prowadzi spokojne życie w niewielkim, amerykańskim miasteczku. Do dnia, w którym budzi go telefon - informacja o zabójstwie czternastoletniego rówieśnika jego syna. Kolejne morderstwo. Śledztwo wydaje się być rutynowe. 
Do czasu. 

Wyobraź sobie, że odnajdujesz ślady. Słyszysz ludzi, którzy je potwierdzają. Którzy mówią, że to twój syn, twój ukochany chłopiec, jest tym bezwzględnym mordercą. Że zabił. Stajesz po jego stronie, głuchy na oskarżenia: przecież to głupoty. A potem, krok po kroku, poznajesz swojego syna, jego mroczne sekrety.

Andy Barber ani przez moment nie wątpi w niewinność Jacoba. Nie ma nic silniejszego od miłości rodzica do swojego dziecka, od miłości Andego do Jacoba, ślepej i niezachwianej, która oszałamia czytelnika. Andy trzyma stronę syna i widzi, że kiedy staje po stronie oskarżonego na sali sądowej, przyjaciele się od niego odwracają. Życie jego i jego rodziny wali się.


Przeszłość, do której nie chcą wracać.
Przyszłość, której nie mogą już sobie wyobrazić.
Teraźniejszość, która jest dramatem.



Czy Jacob jest mordercą?


Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, koniecznie sięgnij po powieść „W obronie syna”, pełną barwnych postaci i napięcia, w którym autor trzyma Cię do samego końca. William Landay, przedstawiając historię pisaną w pierwszej osobie, sprawia, że opowieść jest przejmująca i autentyczna.

Wstrząsająca, uzależniająca, nieprzewidywalna. Jedna z najlepszych książek jakie czytałam. Polecam!

Pauline Veronicque, 17 lat


Za pasjonującą powieść dziękuję Księgarni Matras.

„Cztery prawdy i kłamstwo" - Lauren Barnholdt - recenzja


Cztery prawdy i kłamstwo - Lauren Barnholdt
"Cztery prawdy i kłamstwo" Lauren Bernholdt to książka dla młodzieży o młodzieży. Opowiada ona o perypetiach trzynastoletniej Scarlett, która w wyniku skandalu związanego z jej ojcem, musiała przenieść się do innej szkoły. Dziewczyna ląduje w prywatnej, prestiżowej Akademii dla Dziewcząt Brookline, gdzie ma się uczyć, a także mieszkać. 

Pokój ma dzielić z Crissą, która nie jest zbyt przyjaźnie nastawiona, wydaje się samolubna. Główna bohaterka postanawia odgrywać intelektualistkę, aby dopasować się do reszty uczennic. Do tego musi przyłożyć się do nauki, bo jeśli jej średnia spadnie poniżej 4.0, to zostanie wydalona z Akademii. 

Zaaklimatyzowanie się w szkole okazuję się cięższe, niż się Scarlett wydawało. Współlokatorka jest nieznośna, nikt nie chce się z nią zaprzyjaźnić, jest bardzo dużo nauki. Oblewa pierwszy sprawdzian z matematyki, jej ojciec pisze do niej maile, choć ona nie chce w ogóle z nim rozmawiać, a do tego musi chodzić na koszykówkę, ponieważ nie było miejsc na innych zajęciach fakultatywnych. 

Na szczęście Scarlett znajduję sobie przyjaciółkę - nieśmiałą i skromną Amber, która tak jak ona wprost uwielbia romanse. Na zajęciach mają za zadanie korespondować z nieznanym z imienia chłopakiem z sąsiedniej szkoły męskiej. Na domiar złego Scarlett oprócz listów od nieznajomego dostaje liściki  z pytaniami „ prawda czy kłamstwo?", w których nadawca grozi wyjawieniem jej tajemnicy. 

Czy Scarlett dowie się kto jej grozi ? 
Czy odnajdzie prawdziwa miłość ? 

Przeczytajcie, bo ta książka jest naprawdę tego warta.Ja spędziłam przy niej naprawdę miłe chwile! Autorka postarała się, by każda młoda dziewczyna mogła przeżywać z Scarlett jej wzloty i upadki :)

Cela, 13 lat

Za przygody Scarlett dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

poniedziałek, 18 marca 2013

Wyniki Wiosennego konkursu

Bardzo dziękujemy za przesłane odpowiedzi na nasze pytania. Przeczytaliśmy wszystkie bardzo uważnie i z uśmiechem na twarzy. 

Książkami postanowiliśmy nagrodzić:

1. Agnieszkę Janiak opinia o "Eragonie"
2. Sylwia Rycyk opinia o "Sile"
3. karolka18112 opinia o "W samo południe"

Gratulujemy!!!

Prosimy o posłanie swoich adresów do wysyłki. 

"I wciąż ją kocham" - Nicholas Sparks - recenzja


Nicholas Sparks, znany jest na całym świecie ze swoich książek romantycznych, na podstawie których powstało już wiele filmów. Ekranizacje takie jak „Ostatnia piosenka”, „Szkoła uczuć” lub „I wciąż ją kocham”, to hity pośród młodzieży, a występują w nich zawsze sławni aktorzy. Za każdym ze scenariuszy do tych filmów, stoi jednak książka, i gdyby nie wspaniała treść każdej z nich, Hollywood nie czerpało by z nich takiej korzyści. 

I wciąż ją kocham - Nicholas Sparks„I wciąż ją kocham” to historia Johna, zbuntowanego nastolatka, który pewnego dnia uświadamia sobie, że zmarnował swoje życie. Dla uratowania własnego poczucia wartości, i potrzeby jakiejkolwiek pracy, zaciąga się do wojska. Po kilku latach życia żołnierza, któregoś dnia, powraca w trakcie przepustki do rodzinnego miasteczka. Dla zajęcia sobie czasu, bierze deskę i idzie na plażę popływać jak dawniej. 

Zbieg okoliczności sprawia, że spotyka tam Savannah, młodą studentkę, która przyjechała w te okolice wraz z przyjaciółmi, w ramach prac społecznych. Kilka krótkich, ale intensywnych chwil, które spędzają ze sobą, sprawiają że nawet kiedy John wraca do swojej jednostki, jest w stanie myśleć tylko o ukochanej. Savannah też nie może zapomnieć o chłopaku nawet na chwilę. Po kilku latach związku na odległość, kiedy udało im się spotkać tylko kilka razy, nadchodzi ostatni rok Johna w służbie. 
Okazuje się jednak że 11 września 2001, pechowy był nie tylko dla Nowego Jorku, ale dla zakochanych również. 

„I wciąż ją kocham” to wzruszająca historia miłości, rozpaczliwie walczącej z dorosłością. 
Niezwykły klimat książki, sprawia że wszystko przeżywa się głęboko, przez co czyta się ją naprawdę z zapartym tchem. 

Polecam ją wszystkim, którym spodobały się filmy lub inne książki autorstwa Nicholasa Sparksa, lub tym którzy chcą poczytać o miłości, przedstawionej w zupełnie inny, trudniejszy sposób.


Ciri, 15 lat

Ta wzruszająca pozycja ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.

"Po trzecie dla zasady" - Janet Evanovich - recenzja



Już po raz kolejny w moje ręce wpadła książka Janet Evanovich z serii przygód łowczyni nagród Stephanie Plum. Tym razem był to trzeci tom pt. „Po trzecie dla zasady”.

Po trzecie dla zasady - Janet EvanovichJak zawsze Stephanie musiała wpakować się w tarapaty. Poszukuje Wujaszka Mo, od lat pracującego w sklepie ze słodyczami przy Ferris Street. Uwielbiają go wszyscy, nie tylko dzieci, dlatego zgarnięcie go wcale nie jest proste. Łowczyni musi liczyć się z mnóstwem obelg ze strony „miłych” sąsiadów i nie tylko. Staruszek „przypadkiem” nielegalnie miał przy sobie broń, na czym został przyłapany przez skrupulatnego funkcjonariusza Gaspicka. Firma poręczycielska Vincenta Pluma wpłaciła za niego kaucję, a ten nie pojawił się na rozprawie. Jednak sprawa nie wydaje się taka prosta. Okazuje się bowiem, że Mo zniknął bez śladu i nikt nie wie gdzie się podział. Poza tym niespodziewanie zaczynają piętrzyć się ciała dealerów narkotykowych. Przyjaciel-gliniarz Joe Morelli, pracujący obecnie w dziale zabójstw stale wyciąga od łowczyni jakieś informacje, a sam wszystko zataja. I gdzie tu sprawiedliwość?

Ale co można zrobić, kiedy ktoś przypala cię papierosem i do tego grozi twojemu chomikowi? W dodatku twój samochód cały czas się psuje i śledzą cię jakieś podejrzane typy?

A babcia Mazurowa tym razem ogląda się za... mężem! Szuka kandydatów po klubach bingo i jak zawsze dostarcza czytelnikom sporą dawkę śmiechu :)

Evanovich postarała się, żeby czytelnik nie mógł się oderwać od lektury. Oczywiście cały czas mamy do czynienia z humorystycznymi komentarzami.

Jak dla mnie książka genialna, bez zastrzeżeń. W niektórych momentach naprawdę nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Osobiście uwielbiam styl pisania Janet i już nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejne części. Więc jeśli i Ty lubisz śmiać się do łez i jesteś miłośnikiem kryminałów koniecznie sięgnij po tę książkę.

WeruSSia, 15 lat 

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów

"Zieloni śpią nago" - Vanessa Farquharson - recenzja



1 marca 2007 roku kanadyjska dziennikarka Vanessa Farquharson rozpoczęła niecodzienny eksperyment, który miał zmienić nie tylko jej życie, ale także świat, choć w małym stopniu, ale jednak. O co chodziło? Postanowiła zadbać o środowisko i spróbować działać na jego korzyść. Złożyła obietnicę, że każdego dnia wprowadzi do swojego stylu życia mniejszą lub większą, ekologiczną zmianę. Eksperyment miał trwać równy rok. Relację ze swoich poczynań dziennikarka publikowała na internetowym blogu (http://greenasathistle.com/), który szybko zdobywał popularność.

Zieloni śpią nago - Vanessa Farquharson
Książka, którą miałam okazję niedawno przeczytać, ,,Zieloni śpią nago’’, (wydawnictwo Świat Książki), jest swego rodzaju wspomnieniem z całego roku, zawierającym najciekawsze, momentami kontrowersyjne i przede wszystkim zaskakujące rzeczy, jakie dziennikarka zmieniła. Zawiera się w nich wyjaśnienie, skąd w ogóle wziął się taki pomysł, pierwsze postanowienie (używaj ręczników papierowych z makulatury) oraz wiele innych wydarzeń z życia autorki. Początkowo nie było bardzo trudno, ale z każdym kolejnym dniem poprzeczka podnosiła się coraz wyżej. To z kolei prowadzi do kilku pytań.


Jak świadomie dbać o środowisko i nie zwariować? Skąd wziąć 366 pomysłów na zmiany? Jak ludzie ustosunkują się do świeżo upieczonej ekolożki? I w końcu, jak jedna osoba może pomóc ochronie środowiska?

Tę pozycję gorąco polecam. Jest napisana lekko, zabawnie i pokazuje, jak nie wpaść w ekologiczne skrajności, które wciąż są tematem do dyskusji. Poza tym można w niej znaleźć kilka naprawdę ciekawych pomysłów, nie tyle ekologicznych, co ułatwiających życie. I wreszcie, udowadnia, że na początek nie trzeba ogromnych czynów, żeby coś zmienić, bo wszystko zaczyna się od małych kroczków.

Czy Vanessa Farquharson wytrwała w swoim postanowieniu, nie zdradzę, tylko jeszcze raz zachęcę do przeczytania książki.

Dori, 17 lat

Za ciekawą lekturę dziękuję księgarni Matras.