tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

wtorek, 28 lipca 2015

"Lost and Found. Opowiadania" - Zadie Smith - recenzja

Lost and Found. OpowiadaniaTrzy osoby. Historie zupełnie różne, a podobne zarazem. Murzynka poszukująca mieszkania, facet, który pracę skończył z pijakiem w domu i czarnoskóra pomoc domowa, nieotrzymująca wynagrodzenia za ciężką pracę. Co ich łączy? Poszukiwanie siebie, sensu i odpowiedzi na pytanie jak żyć.

Martha jest młodą dziewczyną bardzo sceptycznie nastawioną do życia. Poszukuje mieszkania na wynajem, bo na hotel jej już nie stać. Spotkanie z Pam daje jej możliwość odnalezienia kwatery, ale także spojrzenia na swoje życie z zupełnie innej perspektywy. Obserwując domy, widzi radość, samotność, smutek i tęsknotę. Szuka, ale sama nie jest pewna czego pragnie odnaleźć.

Hanwell natomiast jest zdecydowanym człowiekiem Obsługiwał faceta, który zajął najlepsze miejsce w knajpie, do której przyprowadził nową dziewczynę, nie licząc się z konsekwencjami swojego czynu. Przynosi danie inne, niż zostało zamówione. To tylko pretekst do rozmowy. Otwiera się przed nieznanym sobie człowiekiem. Ale czy to pomoże?

Fatou to pomoc domowa w domu londyńskiej rodziny.  Nie płacą jej, więc dziewczyna z Wybrzeża Kości Słoniowej nie ma własnego życia. Jedyną odskocznią od pracy są spotkania z Nigeryjczykiem Andrewem i obserwacja ambasady Kambodży, która jest zagadką dla mieszkańców okolicznych posiadłości. Lob, smecz, lob, smecz.

Zadie Smith nie bez powodu jest jednym z najsłynniejszych nazwisk współczesnej literatury. Mieszkająca w Nowym Jorku autorka wielokrotnie nagradzanej powieści „O pięknie” wzięła na warsztat opowiadanie. Jak sama pisze, nie jest łatwym zadaniem dla autora rozległych powieści przerzucić się na kilkudziesięciostronicowe opowieści.

Trzy zupełnie różne, acz podobne osoby. Obciążone doświadczeniem i przeżywające swoją samotność. Autorka w wyjątkowy sposób nakreśliła ich postaci nie do końca je prezentując, co sprawia, że książka owiana jest tajemnicą.

Nie jest to banalna lektura na rozluźnienie. Skłania do przemyśleń. Ją trzeba zrozumieć, nie wystarczy jedynie przeczytać i odłożyć na półkę. Trudno mi zaliczyć „Lost and Found” do jednego gatunku. Znajdziemy tutaj nieco tajemnicy, pytań o egzystencję, coś z dziedziny psychologii…
Bez wątpienia mogę powiedzieć, że to pozycja,, po którą warto sięgnąć chociażby po to, by zapoznać się ze stylem Zadie Smith. Czytając, zastanawiasz się nad tym co się dzieje, jakby było realne. 

Polecam!
Ananaska,  17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.


poniedziałek, 27 lipca 2015

"Gdyby nie ona" - Joyce Maynard - recenzja

Okładka książki Gdyby nie onaCisza lasu, szum traw na wzgórzu górującym nad miastem. Śpiew ptaków roznosi się z każdym podmuchem wiatru. Mogłoby się wydawać, że nic nie zakłóca takiej sielankowej atmosfery. Jednak coś jest nie tak. To nie jest obraz miejsca, do którego zmierzają okoliczni mieszkańcy po tygodniu pełnym pracy. To obraz miejsca zbrodni.

Dwie kilkunastoletnie dziewczynki, wychowywane przez matkę po odejściu ukochanego tatusia, biegają leśnymi ścieżkami, podglądają sąsiadów przez okna i bawią się na łące. Jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego co nastąpi. Tutaj, na tej górze, gdzie spędziły całe dzieciństwo. Policyjna taśma i strażnicy odetną fragment pięknego krajobrazu. Z jakiego powodu? Tego właśnie dowiedzą się nasze małe panie detektyw. Córki człowieka, o którym można powiedzieć, że jest "psem" z prawdziwego zdarzenia. Za pełne oddanie swojej pracy zapłacił niezwykle wysoką cenę. Rebecca i Patty, fanki „Aniołków Charliego” postanawiają wspomóc śledztwo po swojemu i odkryć prawdę o Wampirze ze Wzgórza, by pomóc tacie, prowadzącemu tę sprawę na wyższym szczeblu, niż podwórkowa agencja detektywistyczna.

Sprawa, której skutki czuć nawet po prawie czterdziestu latach od zamknięcia domniemanego sprawcy. Tutaj nic nie jest takie, na jakie wygląda. Nikt nie jest tym, za kogo się podaje.

Czy dziewczynkom uda się rozwiązać zagadkę?
Do jakich poświęceń będą zdolne?

Joyce Maynard stworzyła obsesyjną mieszankę. Siostrzana miłość dwóch nastolatek, miłość do ojca szukającego odpowiedniej kobiety, oraz matki pogrążonej w depresji. A do tego wszystkiego seryjny morderca, ze specyficznymi upodobaniami. Problemy wieku -nastu lat mieszają się z pragnieniem akceptacji, trudnymi rozmowami na temat dojrzewania, seksualności i naiwnie dziecięcą chęcią rozwiązania zagadki Wampira. Nie bez powodu autorka jest uważana za mistrzynię kreowania powieści z trudnym wątkiem rodzinnym w tle. Bardzo wyraźnie narysowana więź między dorastającymi dziewczynkami, a zapracowanym, acz przystojnym ojcem, o którym ich koleżanki mówią, że jest seksowny.

 „Gdyby nie ona” wręcz emanuje miłością, jednak nie jest to banalny romans. To wiele nieporuszanych aspektów miłości. Pasja, zaangażowanie, troska. Znajdziemy tutaj wszystko co potrzebne, by się wzruszyć. Papierowi bohaterowie mają swoje odstępstwa od normalności, co sprawia, że są bardziej ludzcy, niż by się mogło wydawać. Cała powieść jest pisana z punktu widzenia Rachel, która od dzieciństwa marzy, by zostać autorką książek. Jej marzenie stanie się przekleństwem i kto wie, czy nie doprowadzi do tragedii. Dzięki takiej perspektywie, już pod koniec książki, po przeniesieniu się kilkadziesiąt lat w przyszłość, zaczęło mnie zastanawiać, kim tak naprawdę jest Rachel Torricelli, a kim Joyce Maynard?

Nie jest to jednak książka dla osób lubiących przebywanie w ciągłym oczekiwaniu i napięciu. Można i by ją nazwać kryminałem, lecz odniosłam wrażenie, że bardziej niż na morderstwach, autorka skupiła się na psychologicznej stronie rodziny detektywa i wyszło jej to bardzo na plus. 

Polecam!
Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Muza.


"Tyle słońca. Anna Jantar - biografia" - Marcin Wilk - recenzja

Okładka książki Tyle słońca. Anna Jantar. Biografia„Tyle słońca” jest jedną z niewielu biografii, po które sięgnęłam. Jakoś mnie odtrącało czytanie cudzych życiorysów. Teksty o czyimś życiu wychodzą nie jak książka do przyjemnego czytania, lecz jak olbrzymie sprawozdanie, może mieszanka reportażu i kroniki. Przekrój przez kilkadziesiąt lat, wybrane suche fakty z historii osoby, jeszcze opisanie jej dorobku. Tyle, zero emocji.

Książka o Annie Jantar taka nie może być, to by było uwłaczanie jej, jako osobie pełnej emocji - odważnej, otwartej i serdecznej. Marcin Wilk na ile dał radę, na tyle wprowadził do tekstu wspomnienia a Annie przepełnione miłością. Troszkę kłótni z bratem, podbojów miłosnych, rozterek.

„Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić
Nic nie może przecież wiecznie trwać”

Te słowa jej piosenki idealnie oddają jak żyła. Chwilą, bo jak sama mówiła do męża – nikt nie wie ile czasu spędzą na tym świecie. Miała pragnienie, by stawać się codziennie lepszym człowiekiem i mieć świadomość, że tak naprawdę nigdy nie wiadomo ile tych dni nam jeszcze zostało.
Ta książka, jak powiedziała Natalia Kukulska, jest jak film. Klatka po klatce ukazujący życie prywatne i sceniczne Anny Jantar. I w zupełności się z tym zgadzam. Nigdy wcześniej niepublikowane listy do córeczki i męża, badania lekarskie. Dosłownie wszystko, co przybliża nam, czytelnikom postać piosenkarki. Zdjęcia z praktycznie każdego etapu jej krótkiego życia nadają tekstowi charakteru. Nieznane fakty odkrywają zasłonę prywatnego życia artystki.  Była nią przez 11 lat 2 miesiące i 14 dni. Mimo tego, kto nie kojarzy chociażby jednej jej piosenki? Podbiła serca Polaków. Marcin Wilk pisze, że na jej pogrzeb przyszło mniej więcej tyle osób, ile teraz jej profil na Facebooku ma fanów.

Okładka nie zachęca, a wręcz przeciwnie. Czarna i ponura z wyróżniającym się, acz zupełnie niepasującym niebieskim kolorem tytułu.
Zawartość jednak mnie zaskoczyła. Biografia Anny zaczyna się od historii jej mamy, babci, a nawet prababki. Nie jestem pewna, czy sięganie tyle lat w przeszłość było dobrym pomysłem, to troszkę mijanie się z celem, moim zdaniem.

Autor przeprowadził rozmowy z jej mamą Haliną, córką Natalią, bratem i wieloma przyjaciółmi prywatnymi i tymi z estrady. Jak długo będzie pamięć o człowieku, tak długo będzie z nami żył. Ta książka jest szkatułką wspomnień o piosenkarce i z pewnością przyczyni się do zachowania jej pamięci.


Ananaska,17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.

"Pura Vida. Życie & śmierć Williama Walkera" - Patrick Deville - recenzja

Okładka książki Pura Vida. Życie & śmierć Williama WalkeraPatrick Deville jest autorem „Dżumy & cholery”, która podbiła serca czytelników na całym świecie. Czy „Pura Vida” też taka będzie?

Kto wie, kim są sanadiści? Czym jest avenida, a do czego służy córdoba? Ja nie, a niestety nie zostało to wytłumaczone w książce, nawet w przypisach, których w gruncie rzeczy nie ma, a naprawdę by się przydały. Poczułam się, jakby autor/tłumacz z góry zakładał, że każdy czytelnik zna język hiszpański i walutę obowiązującą w Nikaragui.

Bardzo dużo jest wstawek w języku hiszpańskim. Jakby napisane, lecz niekoniecznie przeznaczone by je zrozumieć. Mimo braku tłumaczeń, który nieco utrudniał zrozumienie sensu  tekstu, bardzo podobał mi się jego styl. Niecodzienne poetyckie metafory wplecione w całkiem potoczne relacje z podróży po Amerykach.

„Na wieżyczce zardzewiałego wozu pancernego, którego gąsienice na zawsze unieruchomił szarawy cement przeszłości, rośnie młode drzewo kokosowe symbolizujące popękaną i świetlaną przyszłość Nikaragui.”

Specyficzne poczucie humoru i nawiązania do tradycji i historii krajów hiszpańskojęzycznych powodują uśmiech na twarzy.

„Po długim wahaniu przywdziałem strój matadora i chwyciłem za rogi byka przypominającego telefon.”

Mam bardzo mieszane odczucia odnośnie tej książki. Z jednej strony trudny i nieznany język, z drugiej pięknie sformułowane zdania. Ciekawe poczucie humoru i zupełny jego brak. Szybkie prowadzenie akcji i momenty wspomnień i opisów zwalniające ją, lub wręcz zatrzymujące na kilka stron.
Książka  to coś na kształt pamiętnika prowadzonego przez mężczyznę, który wyruszył w podróż w poszukiwaniu historii Williama Walkera, jednak sam do końca nie jest pewien co opisuje, a mimo to wychodzi mu to całkiem interesująco.

Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa  Noir sur Blanc. 

"Basia i wyprawa do lasu" - Zofia Stanecka - recenzja

Okładka książki Basia i wyprawa do lasu
Basia jest kilkuletnią dziewczynką, której przygody zostały opisane w całej serii książeczek. Ciekawym jej rozbudowaniem są audiobooki, aplikacja na iPada, gra planszowa oraz książeczki z ćwiczeniami. Wszystko w klimacie Basi i jej rodziny!

Wyprawę do lasu wymyślił tata, zapalony grzybiarz. Razem z całą rodziną wybierają się na wycieczkę. Jako prawdziwi łowcy maślaków i kurek zaopatrzyli się w kosze i scyzoryki oraz, co najważniejsze – atlas grzybów. Przecież nikt nie chciałby się otruć.

Czy ich zbiory okażą się owocne?
Co zwiastują dziwne ślady na ziemi?

Kolorowe obrazki przykuwają wzrok. Niestety ilustracje autorstwa Marianny Oklejak są chyba jedynym, co mi się w tej książeczce podobało.
Historia rozpoczyna się od dyskusji na temat noża. Okej, ale skoro jest to książeczka dla dzieci, czy powinno być to aż tak rozdmuchane, jaki Basia z rodziną powinni wziąć nóż? 

Kolejną kwestią jest pewne zrezygnowanie z gustu i dobrego smaku. Przewijające się prawie na każdej stronie  śliskie ślimaki, glutki z nosa, jedzenie białych i tłustych robali, kupy sarny, a w końcu mały, raczkujący Franek, zajadający się w najlepsze korą pod czujnym (!) okiem rodziców. Po pewnym czasie robi się to po prostu obrzydliwe, aż odechciewa się czytać, a szkoda, bo książka zapowiadała się naprawdę fajnie.

Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont.


sobota, 25 lipca 2015

"Pan od angielskiego"- Paweł Boręsewicz - recenzja

Okładka książki Pan od angielskiegoTo książka z serii „Poczytaj ze mną” wydawnictwa Literacki Egmont, która zachęca rodziców do czytania swoim pociechom chociaż 20 minut dziennie.

„Pan od angielskiego” ukazał się w dziale fantasy nie bez powodu. Tajemnicze przeistaczanie się, król, magia, natura i rozpieszczona księżniczka, której jedna zachcianka odwróci (niejeden) świat do góry nogami.

Kim są dęboludy, mieszkający wokół nas?
Jaką tajemnicę skrywa pan od angielskiego?
I w jaki sposób mała Zosia stanie się częścią jego planu?

Wszechogarniająca moc dęboludów dosięgnie także Ciebie! Plan musi wypalić. Raz,dwa, trzy! BOSUNGSING… i wszystko się zmienia!

        Paweł Beresewicz na tak niewielkiej ilości stron dokonał cudu. Wyczarował krainę pełną magii i niesamowitych wydarzeń połączoną cienką nicią z naszym ludzkim światem. Ta książeczka z pewnością urzeknie malutkich czytelników. Przypomina nieco Narnię, gdzie dzieciaki przeniosły się przechodząc przez starą szafę. Tutaj jest podobnie. Wystarczy jedno drzewo i świat jest w twoich rękach!

W serii ukazały się także:
•          Humor „Ząb czarownicy”
•          Baśń  „Baśń o świętym spokoju”
•          Przygoda „Na ratunek karuzeli”

Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont. 

„Collide” - Gail McHugh - recenzja

Okładka książki CollidePo śmierci matki Emily przeprowadza się do Nowego Jorku. Dziewczyna chce być blisko swego ukochanego, Dillona. Główna bohaterka z czasem zaczyna dostrzegać zmiany w zachowaniu swojego chłopaka. Staje się on zaborczy i agresywny. Jednak Emily za każdym razem ulega jego manipulacjom. Los sprawia, że dziewczyna, całkiem przypadkowo, spotyka na swojej drodze Gavina Blake’a. Między nią, a młodym milionerem od razu powstaje bardzo silna więź, której żadne z nich nie jest w stanie wytłumaczyć. Po czasie okazuje się, że Gavin jest przyjacielem Dillona. Emily musi dokonać wyboru: iść za głosem serca, czy za głosem rozsądku. Podjęcie decyzji utrudniają jej słowa matki wypowiedziane przed śmiercią.

Gail McHugh w bestsellerze „Collide” porusza problem młodej dziewczyny, której życie nie było łatwe. Jedyne, czego pragnie to poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Jednak życie na długo nie pozwoli jej osiągnąć w pełni tych stanów. Przed nią jeszcze długa droga.
Książkę czyta się bardzo szybko. Jest ona przesycona nagłymi zwrotami akcji i niespodziewanymi wydarzeniami, jednak po pewnym czasie zaczęło mnie to drażnić. Zamiast podzielać szczęście bohaterów, tylko czekałam aż stanie się coś, co ugasi ich entuzjazm, bo taki moment towarzyszył wszystkim wydarzeniom.
Trudno mi ocenić tę książkę, ponieważ fabuła była dość wciągająca, ale momentami przewidywalna.

                                                                       Limonka, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Akurat.

czwartek, 23 lipca 2015

"Arwinia" - Oskar Orzechowski - recenzja

Jakie to uczucie być ptakiem? Szybować wysoko nad ulicami miast, wygrzewać  się na dachach domów. Być wolnym. Wielu ludzi się nad tym pytaniem zastanawiało. Obserwując chociażby  gołębie przechadzające się po krakowskim rynku. Oskar Orzechowski poczuł się ptakiem, właśnie szarym, miastowym gołębiem i to z jego perspektywy ukazuje życie mieszkańców. Zarówno tych upierzonych, jak i ludzi.
Arwinia
    
Mogłoby się wydawać, że posiadanie dzioba i skrzydeł oznacza niezależność.  Wcale tak nie jest. Zacięte walki o pozycję w hierarchii, przywileje i terytorium są na porządku dziennym.  I wcale nie jest się niezależnym, odtrącenie stada nie jest miło przyjmowane. 

Papa, Biały, Łysy, Czarny, Państwo B. oraz Elvis i inni zamieszkują Podwórze w społeczeństwie gołębi uznawane za miejsce dla wyrzutków. Mimo wielu defektów, dogadują się między sobą, jak w żadnym innym stadzie. A to dlatego, że każdy z nich szuka pokarmu, o który jest naprawdę ciężko, na własną rękę. Raz się uda, a raz nie i wtedy czeka ich głodówka. Życie gołębia nie jest kolorowe. Nie polega tylko i wyłącznie na przelatywaniu z dachu na dach. Tutaj także zdarzają się niesamowite historie. 

Czym jest tytułowa Arwinia? 
Jakie problemy napotka na swojej drodze stado z Podwórza? 

„Arwinia” w żadnym wypadku nie jest banalną książką. Żeby ją zrozumieć trzeba się wczuć w tekst i poczuć jak… gołąb. Oskar Orzechowski przedstawił w swojej książce alternatywne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Z wysokości 10 centymetrów obserwujemy świat, w którym żyjemy na co dzień. Bycie gołębiem to naprawdę nietuzinkowy pomysł na fabułę. Podczas lektury, na myśl przyszło mi porównanie książki z „Folwarkiem zwierzęcym” George’a Orwella. Mogę się mylić, aczkolwiek postaci gołębi są uosobieniem cech ludzkich, co do złudzenia przypomina powieść z XX wieku. 

Sposób pisania autora jest adekwatny do tematyki. Chwile napięcia zostały podkreślone odpowiednimi środkami, tak,  że w pewnych momentach aż strach się bać, natomiast chwile refleksji czyta się powoli i spokojnie. Jedyne, co mam do zarzucenia autorowi to, że opisy przeżyć wewnętrznych i otoczenia czasami są zbyt rozwlekłe, z powodu czego książka w tych momentach staje się po prostu nudna i po kilkudziesięciu stronach zaczęłam omijać wzrokiem co po niektóre fragmenty. 

Ciekawym doświadczeniem było wyjść później na Rynek i obserwować szare gołębie, patrząc na nie przez pryzmat „Arwinii”. Może któryś z nich to Papa, albo Elvis?


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Nowy Świat. 

środa, 22 lipca 2015

"W głowie się nie mieści. Poznaj radość, Poznaj gniew" - recenzja

W głowie się nie mieści. Poznaj GniewW głowie się nie mieści. Poznaj RadośćDwie przeurocze książeczki z serii wydawnictwa EGMONT przedstawiają proste i zwięzłe, a co najważniejsze, przystosowane do kilkuletnich dzieci, wytłumaczenia podstawowych emocji i uczuć, takich jak radość i gniew. W serii ukazały się także odraza, smutek i strach. 

Jeżeli czułeś kiedyś, że coś cię zdenerwowało tak bardzo, że najchętniej kliknąłbyś czerwony przycisk i wysadził całą planetę. Albo jeśli czułeś się podekscytowany do granic możliwości, aż tak, że tańczyłeś po pokoju lub śpiewałeś ile sił w płucach, ta seria jest właśnie dla ciebie! 

Kilka prostych zadań pobudzających wyobraźnię i skłaniających do refleksji znajduje się na końcu każdej książeczki. Takie ćwiczenia pomogą w rozładowaniu emocji i krótkim przećwiczeniu tego, co zdążyliśmy się nauczyć na poprzednich stronach. 

Ciekawym gratisem jest także znajdująca się na tylnej okładce zawieszka na drzwi, informująca w jakim jesteś teraz nastroju.  Formą radzenia sobie z emocjami jest przyklejanie naklejek załączonych do książeczek, przedstawiających radość lub gniew na rzeczach, które wywołują te emocje. 

Myślę, że każde kilkuletnie dziecko powinno być wręcz zachwycone całą serią, do której należy multum innych wydań książek i ćwiczeń. Gorąco polecam!


Ananaska, 17 lat

Książki ukazały się nakładem Wydawnictwa Egmont.

"Spirit Animals. Zwierzoduchy" Brandon Mull - recenzja

Okładka książki ZwierzoduchyZastanawialiście się kiedyś, czy może istnieje jakaś równoległa rzeczywistość? Ja tak, i to nie raz. „Zwierzoduchy” przedstawiają właśnie taki świat. Połączenie fantasy, przygody, magii. Coś na kształt Środziemia, czy Narnii, ale tutaj to zwierzęta sprawują faktyczną władzę, mimo, że z zewnątrz nic na to nie wskazuje.

Alternatywna kula ziemska świata Erdes, na której Eura stanowi Europę, Zhon- Azję, Amaya – Amerykę, Nilo – Afrykę, a Ocean jest oceanem i opływa wszystko i wszystkich.

Czterech wybrańców. Cztery zwierzoduchy. Nie jakieś przeciętne zwierzęta, które pojawiają się w srebrzystym blasku podczas Ceremonii Nektaru. One nadchodzą z uderzeniem pioruna, zwiastującym siłę i potęgę. Wielkie Bestie. Wilk Biggan, lamparcica Uraza, panda Jhi i sokolica Essix. Czworo Poległych powróciło do Erdas.

Co z tego  wyniknie?
Czy uda się uchronić Erdas przed wojną?
Co czykują Greencloats?

Porywająca książka dla młodzieży w wieku gimnazjalnym i późnej szkoły podstawowej, autorstwa twórcy „Baśnioboru”. Jest pierwszą pióra Brandona Mulla, z którą się spotkałam, ale na pewno nie ostatnią. Przygoda. Wyzwania. Wolność. Równość. 

Autor przełamuje stereotypy. U niego najważniejszymi bohaterami są jedenastolatkowie. Biali, czarni, żółci. Niscy, wysocy. Chłopaki i dziewczyny. Nieistotne. Ważne, że razem z pomocą natury stawią czoła niebezpieczeństwu.

Powieść ukazuje siłę przyjaźni i wytrwałości. Każde z dzieciaków przeżyło coś w swoim krótkim życiu, czego w głębi serca tak naprawdę się obawia. Zwierzoduchy pomogą przezwyciężyć strach i odkryć skrywane w sobie potężne moce. 

Brandon Mull pisze językiem bardzo prostym i przystępnym dla młodych czytelników. W wieku nastu lat lektura nie ma być arcydziełem stylistycznym, lecz te kilkaset stron ma sprawić, by odlecieć do świata książki i nie chcieć z niego powrotu. Tak właśnie działają „Zwierzoduchy”. Książka wciąga. Bohaterowie zaskakują. Narrator trzecio - osobowy jakby przelatuje od jednego wybrańca do kolejnego powoli odkrywając tajemnicę. Plastyczne opisy w zupełności wystarczają, by ze szczegółami wyobrazić sobie świat bohaterów. Jednak jest jedna wada tej książki. Jest po prostu zbyt krótka! Gdy skończyłam ostatnią stronę pytam, co dalej? Czas na kolejne części! Gorąco polecam.


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Wilga, a do recenzji otrzymaliśmy ją od Grupy Wydawniczej Foksal.

poniedziałek, 13 lipca 2015

„Zwierzenia kontestatora” - Leszek Gnoiński, Marek Piekarczyk - recenzja

Okładka książki Marek Piekarczyk. Zwierzenia kontestatoraOpisać swoje życie na około czterystu stronach to nie lada wyzwanie. Pokazać światu jak wiele przeszliśmy, wycierpieliśmy. Uchwycić momenty szczęścia, radości, dumy. Tak w skrócie można podsumować wywiad Leszka Gnoińskiego ze znanym wokalistą TSA- Markiem Piekarczykiem.

„Zwierzenia kontestatora” to podróż przez życie muzyka, dla którego dom, rodzina, przyjaciele i muzyka to najważniejsze rzeczy. Książka pełna wspomnień, opowieści o PRL-u, życiu w USA i anegdot o polskiej scenie. Piekarczyk bez ogródek przedstawia swój światopogląd i stara się pokazać świat jego oczami.

Piosenkarz opowiada o swojej rodzinie, żonie Kasi i synku Filipku z wielką miłością. Pokazuje, jaką drogę przebył, aby zbudować szczęśliwy, pełen życia dom dla tych dwojga. Nie brak tu żartów o braku czasu i ogromie rzeczy do zrobienia: dokończeniu remontu, dbaniu o ogród itd., a przecież trzeba jeszcze kiedyś zająć się zarabianiem pieniędzy.

Wywiad, przeprowadzony na wielką skalę, jest dla mnie czymś wspaniałym. Okraszony zdjęciami z życia gwiazdora, pokazuje go w zupełnie innym świetle niż flesze. Zza tych słów wyłania się zwyczajny zjadacz chleba, który miał odwagę wyjść przed szereg. Mówi językiem prostym, nie stara się wywyższać czy pochlebiać czytelnikowi. Jest normalny i to we mnie najbardziej uderzyło. Piekarczyk idzie własna drogą, nie zważając na opinie innych-robi to, co kocha.

„Zwierzenia kontestatora” to wielka podróż poprzez życie osoby, która stoi przed kamerami „The Voice Of Poland” i dobrze się bawi. Przekazuje swoją wiedzę i pragnie, aby ten świat stawał się lepszy, a ludzie doceniali pracę innych.

Wyrazy uznania i brawa należą się panu Markowi i panu Leszkowi za zrobienie tego wywiadu.

Polecam

Dydelf, 16 lat.

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN, 
a do recenzji otrzymaliśmy ją od Księgarni Matras. 

czwartek, 9 lipca 2015

"Zadbam o to, żeby cię nie stracić" - Diego Galdino - recenzja

Okładka książki Zadbam o to, żeby cię nie stracićLucia Leonardi ma jedno marzenie – pragnie pracować jako dziennikarka w dużej gazecie. Niestety jej rodzina nie rozumie tego ,,kaprysu” i skutecznie blokuje jej drogę do spełniania się.  Nawet narzeczony dziewczyny nie zamierza pomóc jej w zrealizowaniu marzenia. Młoda Włoszka znajduje oparcie w tylko jednej osobie – swojej babci Marcie. Ta żwawa staruszka, poruszając niebo i ziemię, sprawia, że Lucia jedzie do Rzymu by przez trzy miesiące pracować na stażu w redakcji ,,Eco di Roma”.

Dziewczyna bardzo szybko się aklimatyzuje, a nowi znajomi pomagają zapomnieć jej o problemach rodzinnych, które zostawiła w miasteczku Siculiana. Pracując w dziale kultury, jest tak zapracowana, że nawet nie zwraca uwagi, że jej kolega z działu jest ciągle nieobecny, a ona nawet nie wie jak wygląda i jak się nazywa. Pewnego dnia kupując poranną kawę, spotyka mężczyznę o niecodziennym, we Włoszech, amerykańskim wyglądzie. Zafrapowana nieznajomym, idzie do pracy, a tam… Oczywiście on. Nieznajomy w kowbojskim kapeluszu nazywa się Clark Kent, i choć nie nosi peleryny, to próbuje wykorzystać swoje ,,nadzwyczajne umiejętności” by oczarować piękną dziewczynę pochodzącą z Sycylii.
     
Pewnie wiele osób mogło by od tego momentu powiedzieć, że to kolejny, zwykły romans. Jednakże, muszę się z nimi nie zgodzić. To nie jest typowe romansidło! Zadbam o to, żeby cię nie stracić jest piękną opowieścią o marzeniach, o walce z przeciwnościami losu i (tu nie mogę zaprzeczyć) o niezwykle silnej miłości. Autor posługując się zwykłymi wyrazami stworzył niezwykłą powieść. Czytelniczka, bo to raczej do żeńskiej społeczności skierowana historia, poznaje uroki włoskiej stolicy i wraz z bohaterami obserwuje ,,desant’’ żółwi na plaży w Siculianie.
     
Trudno jest uniknąć porównań Diego Galdino do pisarza Nicholasa Sparksa. Przez niektórych jest nawet nazywany jego włoską wersją. Ja osobiście, niezbyt przepadam za miłosnymi historiami z przewidywalnym końcem, muszę jednak przyznać, iż książki obydwu tych panów sprawiają mi wielką przyjemność, a wieczór upływa przy naprawdę dobrej lekturze. Przyznaję, że troszkę przez przypadek trafiłam na Zadbam o to, żeby cię nie stracić, ale bardzo się cieszę z tej przychylności losu i chętnie sięgnę po pierwszą powieść Diega Galdino Pierwsza kawa o poranku.

     Diego Galdino, rocznik 1971, mieszka w Rzymie i codziennie wstaje o piątej rano, by otworzyć swój bar w centrum i podawać klientom najbardziej wymyślne rodzaje kaw w Wiecznym Mieście. Jeśli nie liczyć żonglowania shakerem, pisanie jest jego największą pasją. Debiutował powieścią Pierwsza kawa o poranku (REBIS 2014). Diego Galdino ma swój fanpage na Facebooku.


Nikki, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Rebis. 

poniedziałek, 6 lipca 2015

"Pierwsze Damy Francji" - Robert Schneider - recenzja

Okładka książki Pierwsze Damy Francji
Osiem kobiet, które zmieniły znaczenie wyrażenia: „pierwsza dama”. Wszystkie mają coś wspólnego. Ich mężowie rządzili Francją. Jako żona prezydenta każda z nich miała obowiązki wobec narodu. Jednak ich wychowanie, rodzina, wiara i otoczenie sprawiły, że każda z pierwszych dam ostatnich pięćdziesięciu lat historii francuskiej spełniała je inaczej.

Robert Schneider w bardzo ciekawy i realistyczny sposób ukazał życie każdej z tych kobiet. Opisuje przebieg ich dnia, a dzięki cytatom współpracowników i opisom można odnieść wrażenie, jakby wszystko rozgrywało się na naszych oczach. Autor doskonale potrafi za pomocą kilku słów oddać charakter bohaterek, ukazać ich wewnętrzne dylematy i problemy, z jakimi borykaj się, na co dzień.

”Pierwsze Damy Francji” to niesamowita podróż poprzez nieznane oblicze ostatniego półwiecza Francji. Z dozą humoru, odrobiną ironii i szczyptą nostalgii Schneider odmalował portrety ośmiu kobiet, które przez wiele lat wytrwale stały u boku prezydentów Francji.

Polecam fanom historii i odkrywcom sekretów kobiet, które miały udział w tworzeniu historii, mimo że zza kulis.

Pozdrawiam,

Dydelf, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Muza. 

niedziela, 5 lipca 2015

"Co, jeśli…" - Rebecca Donovan - recenzja

Okładka książki Co, jeśli...
Co, jeśli… jest się zmuszanym do bycia perfekcyjnym?
Co, jeśli… dziecięca przyjaźń się skończy?
Co, jeśli… postąpiłoby się inaczej?

    Cal, Rae, Richelle i Nicole jako dzieci stanowili nierozłączną grupę przyjaciół. Razem się bawili, mieli swój własny domek na drzewie oraz sekrety, które sprawiały, że byli nierozłączni. Do czasu… Richelle musiała się wyprowadzić – kontakt się urwał. Nicole zaprzyjaźniła się z kimś innym – kontakt się urwał. Tylko Cal i Rae nadal pozostali przyjaciółmi. Chłopak jedzie jednakże na studia, bardzo daleko od domu, pozostawiając dziewczynę w rodzinnym miasteczku.

    W Crenshaw, Cal układa sobie życie – impreza, nowa dziewczyna, miesiąc chodzenia i zerwanie. Nie jest to jednak spowodowane tym, że jest kobieciarzem. Wręcz przeciwnie. Po prostu związki niezbyt mu wychodzą. Pewnego dnia spotyka dziewczynę o niebieskich oczach. Z wyglądu przypomina… Nicole. Ona jednak przedstawia się jako Nyelle i zachowuje się zupełnie inaczej niż przyjaciółka Cala z dzieciństwa. Nicole była spokojna, opanowana, nawet można powiedzieć, że trochę bojaźliwa. Nyelle to zupełne przeciwieństwo. Dziewczyna zdaje się, nie poznawać chłopaka i ciągle pozostawia go z nowymi pytaniami, na które nie odpowiada, gdyż tajemniczość mogłaby być jej drugim imieniem. Cal postanawia dowiedzieć się co przydarzyło się Nicole/Nyelle oraz odpowiedzieć sobie na nękające go pytania. 

    Co, jeśli… to powieść z kategorii: emocje tobą zawładną!. Trudno jest odłożyć ją na później, i trudno jest ją przeczytać w jeden wieczór, gdyż daje do myślenia na każdej stronie, każdym zdaniem. Na zaledwie czterystu stronach, pisarka doprowadziła mnie do skrajnie sprzecznych emocji: od śmiechu po płacz. Bardzo udany jest komentarz Sylwii Niemiec komentarz do tej książki: ,,Szukasz książki, która wstrząśnie tobą bardziej niż góra lodowa Titanikiem? Zatem trafiłeś pod właściwy adres.” Podpisuję się pod tym obiema rękami. Narracja jest płynna, akcja obfita w wydarzenia, a uważny czytelnik z pewnością zauważy symboliczność wypowiadanych przez bohaterów zdań. Postacie budzą bardzo ciepłe uczucia. Uważam, że wiele dziewczyn mogłoby utożsamić się bohaterką Co, jeśli…

   Powieść jest przeznaczona głównie dla dziewczyn, lecz uważam, że poprzez fakt, iż narracja w 90% jest prowadzona przez Cala, to wrażliwa, męska część czytelników z przyjemnością mogłaby oddać się tej lekturze. Polecam szczególnie wielbicielkom Colleen Hoover, która swoimi powieściami Hopeless, Losing Hope i Maybe Someday urzekła wiele czytelniczek.

    Rebecca Donovan to autorka cenionej przez czytelników serii wydawniczej adresowanej do młodego odbiorcy, szczególnie do dziewczyn, pt. ,,Oddechy”, która uzyskała status bestsellera ,,USA Today”. Na serię składają się następujące powieści: Powód by oddychać, Oddychając z trudem oraz Biorąc oddechPisarka jest absolwentką Uniwersytetu Missouri, razem z synem mieszka w niewielkim miasteczku na terenie stanu Massachusetts. Fascynuje ją złożoność życia, uwielbia muzykę i chciałaby chociaż raz spróbować niemal wszystkiego.

Nikki, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Feeria. 

środa, 1 lipca 2015

"Meybe someday" - Colleen Hoover - recenzja

Okładka książki Maybe SomedayOna. On. Balkon. Gitara. SMS.

Sydney - stabilna emocjonalnie romantyczka, od miesięcy wyobrażała sobie przyszłość u boku swojego chłopaka Huntera. W dniu jej dwudziestych drugich urodzin plany i marzenia legły w gruzach. Zdrada boli. Szczególnie, jeśli biorą w niej udział dwie najbliższe osoby. Jedyne, które były dla niej oparciem i które darzyła zaufaniem. Wieloletnia przyjaciółka i chłopak zburzyli ich bezpieczną relację. Jednak jest ktoś, kto okazuje się ostoją podczas deszczowego wieczoru po ucieczce z miejsca zdrady, gdy dziewczyna bez pieniędzy ani miejsca, do którego mogłaby uciec, błąka się po ulicach miasta. Dwudziestoczterolatek z balkonu naprzeciwko. Przystojniak o jasnobrązowych włosach i przeuroczym uśmiechu. Tajemniczy Ridge. Połączyła ich muzyka. Tajemnica, którą skrywał mężczyzna, zaintrygowała Sydney już od samego początku, która jako jedna z niewielu nie wydawała się być nią zdziwiona ani speszona. Po prostu to przyjęła. On brzdąkał na gitarze, a ona pisała teksty do piosenek, których jeszcze nie wymyślił. Uzupełniali się jeszcze zanim zdążyli się poznać. To los rzucił bezdomną dziewczynę pod drzwi mieszkania 200 metrów od miejsca, do którego już nie chciała wracać. Miejsca, które przywoływało na myśl jedynie niemiłe wspomnienia o odległych marzeniach i straconym zaufaniu.

Jak rozwinie się relacja Sydney i Ridge'a? 
Jaki wpływ będą mieli na to przepiękna Maggie i zwariowany Warren? 
I w końcu, kto ucierpi najbardziej?

Rozdarci pomiędzy "maybe someday", a "right now" młodzi ludzie siedzący na łóżku z gitarą i śpiewający poruszające serce piosenki. Jeżeli to prawda, że istnieją osoby, których nie da się zastąpić, to Colleen Hoover niewątpliwie jest jedną z nich. Królowa romansu new adult podbija serca kolejnych czytelników. Historie Sky i Holdera w książkach "Hopeless" i "Losing hope" już doczekały się polskiego tłumaczenia, teraz nadszedł czas na "Maybe someday". Jak zawsze niezawodna autorka bawiąca się uczuciami czytelnika. Poruszająca aż do łez i rozbawiająca nawet największego ponuraka. Skrajne emocje towarzyszą na każdej stronie. Nie da się ich oddać w recenzji. Je trzeba po prostu poczuć, bo takie przeżycie nie zdarza się zbyt często.

Bohaterowie powieści nie zostali zaszufladkowani razem z typowymi postaciami romansów. Znajdziemy tutaj Ridge'a, który poznaje świat w zupełnie inny sposób niż reszta społeczeństwa, piękną i dobroduszną Maggie, wychodzącą do wszystkich z sercem na dłoni. Bridgette - jędzowatą kochankę zbzikowanego Warrena i w końcu Sydney, dziewczynę, której ostatnie tygodnie mocno dały w kość. Co istotne, papierowi bohaterowie sprawiają wrażenie namacalnych. Nie są sztuczni, równie dobrze mogliby mieszkać w mieszkaniu naprzeciwko i wieczorami pogrywać na gitarze, siedząc wygodnie na balkonie.

Miłość do książek połączona z miłością do muzyki.

Niezapomnianym doświadczeniem jest podczas czytania założenie słuchawek i słuchanie przyjemnego głosu Griffina Petersona. Na początku książki znajduje się kod, który należy zeskanować, by uzyskać dostęp do ścieżki dźwiękowej skomponowanej specjalnie dla "Maybe someday". Jeszcze nigdy nie słuchałam muzyki podczas czytania, przy powieści Colleen Hoover to był pierwszy raz. Cudowny pierwszy raz, dzięki któremu towarzyszące książce emocje wydawały się jeszcze bliższe i silniejsze.

Gorąco polecam książkę zarówno każdej nastolatce, jak i starszym czytelniczkom. Jest to typowo babska literatura, ale napisana w tak niepowtarzalny sposób, że ciągle chce się więcej i więcej, nawet mimo egipskich ciemności na oknem i powiek, które same już padają ze zmęczenia. Teraz pozostało mi tylko czekać na kolejne tłumaczenia jej pozostałych powieści. Książka zaskakuje i uczy, że nie warto tracić nadziei, bo szczęście kiedyś zapuka do naszych drzwi.


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Otwarte.