tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

środa, 21 grudnia 2016

"Ponad wszystko" - Nicola Yoon - recenzja

Okładka książki Ponad wszystko
Pierwszego dnia października tego roku, w moje ręce wpadła niesamowita książka. Okładka sama w sobie była intrygująca, nietypowa, taka jakie lubię - minimalistyczna, ale jednak pełna i bogata. 
Mijały dni, tygodnie, a książka nostalgicznie leżała na półce. Brak czasu,a może najzwyklejsze lenistwo spowodowało, że nie sięgnęłam po nią od razu.
Pojawił się kompletny dół, depresja dała o sobie znać. Ze zrezygnowaniem w myślach i kompletną pustką, chwyciłam pewnej nocy, około godziny drugiej "Ponad wszystko". 
Żałowałam,że nie odważyłam się zrobić tego wcześniej. 

Maddy. Młoda dziewczyna, chorująca na bardzo rzadką i niewyobrażalnie uciążliwą chorobę, zwaną SCID. Dla Maddie istnieją tylko dwie osoby: matka oraz Carla, jej opiekunka a zarazem najbliższa przyjaciółka. Nastolatka jednak nie przejmuje się chorobą. Ma swój własny świat, swój pokój z białą sofą i stosem książek, które obowiązkowo podpisuje (jak gdyby ktoś mógł je pożyczać..) i czyta je po kilkanaście razy. Żyje w świecie, w którym brak pojęcia "przyjaciele", "szkoła"; wszystko to, co na pierwszy rzut oka kojarzy się nam z młodzieńczymi latami. 
Madeline nie wychodzi z domu. I bynajmniej nie jest to jej farmazon, styl bycia, okres buntu - nie może tego robić z powodu choroby. Dotyk obcego może być śmiertelny.

Pewnego dnia pojawia się ON. Piękny, czarujący, powalający, niesamowity, urokliwy. Nowy sąsiad - Olly, który wprowadza się do sąsiedztwa. Nikt by nie przypuszczał, że ów dzień stanie się początkiem samych problemów. A może, nowej drogi, nowego życia, zrozumienia siebie?..

 "Uderza mnie spokój, jaki bije z jego ruchów. To niemal medytacja. Jego ciało stanowi sposób ucieczki od świata, podczas gdy ja tkwię zamknięta w swoim jak w więzieniu..."

Pierwsze kontakty ograniczają się do porozumiewawczych spojrzeń przez okna, zabawnych migów. Madeline w duchu wie, że nie może mieć przyjaciół. Jej jedyną przyjaciółką jest Carla i mama, nikt więcej nie zasługuje na zaufanie. 
Całe szczęście, że zmieniła zdanie. 
Pomiędzy młodymi zawiązuje się niesamowita relacja. Każda rozmowa jaką przeprowadzają wywołuje u obojga ekscytację, podniecenie, chęć odkrywania. Dziewczyna stara się nie dopuścić myśli, że jest zakochana w nowo-poznanym, zdaje sobie sprawę, że choroba jest największą przeszkodą, że powoduje odmienność od reszty dziewcząt w jej wieku. 

"Życie może skręcić w dowolnej chwili w jednym z tysięcy kierunków. Być może istnieją wersje życia obejmujące wszystkie twoje wybory i wszystko to, co odrzucasz..."

Pierwsze spotkanie jest szokiem dla obojga. Madeline po raz pierwszy spotyka się z człowiekiem, który nie jest jej matką lub Carlą. Podziwia jego zręczność, muskuły, urok osobisty. 
Zagłębia się w wir zakochania... 

Nastolatka, pomimo tego iż nie może dotykać drugiej osoby, łamie tę zasadę przy każdej możliwej okazji, będąc u boku chłopaka. 
Miłość doprowadzi obojga do punktu, który nawet największemu niedowiarkowi pokaże, że miłość jest pięknym uczuciem, mogącym wytrzymać coś PONAD WSZYSTKO, o ile jest czysta, prawdziwa, z pragnieniem obdarzana. 

Dzieło Nicoli Yoon pomogło mi choć na chwilę rozstać się z pewnymi myślami, jakie władają mną od kilkunastu dni. Uważam tę książkę za idealną dla wszystkich ludzi, wątpiących w miłość, znalezienie bliskiej osoby, bądź po ciężkim związku. 

Książka jest napisana przyjemnym językiem, przypomina trochę pamiętnik głównej bohaterki. Uroku dodają liczne rysunki (swoją drogą wykonane przez męża autorki), nietypowe grafy... Pod tym kątem książka po prostu zachęca, jest ładna, ciekawa, przyjemna dla oka. 

Warto. 
Warto, warto, warto. 


Ayumi-Kyoko 

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego. 

wtorek, 20 grudnia 2016

"Dom wilka" - Marek Łasisz - recenzja

Okładka książki Dom wilkaBardzo kontrowersyjna powieść, można powiedzieć, że dla dzieci, bo bohaterem jest dwunastoletni chłopiec, jednak książka porusza temat poważniejszy niż opowiadania dla najmłodszych. Zaintrygowała mnie historia zawarta na stronach napisanego przez Marka Łasisza „Domu wilka”. Zadziwia od samego początku i zdziwienie nie kończy się, aż do ostatniej strony.

Książka opisuje przygody małego chłopca o imieniu Artur. Spotyka się on z przemocą ze strony ojca, a do nikogo nie może się zwrócić o pomoc, gdyż jego ukochani dziadkowie niedawno zmarli, a matka zostawiła, bez żadnego pożegnania. Znajduje on dla siebie kryjówkę w opuszczonym pomieszczeniu blokowej piwnicy. Pewnego dnia natrafia na tajemnicze drzwi, a za nimi schody prowadzące w dwóch różnych kierunkach. Chłopiec podąża jednymi z nich i udaje się do ciemnego tunelu, którym właśnie przejeżdża pociąg, do którego bohater wskakuje. 

Od momentu wejścia do tunelu chłopiec zaczyna największą przygodę swojego życia. Począwszy od spotkania ekscentrycznego arystokraty zajmującego się uprawą roślin i tworzeniem nowych gatunków, kończąc na gnomach i trollach. Przydarzają mu się niesamowite przygody, ucieka przed potworem, o nazwie Pani z sekretariatu, wysadza wehikuł czasu, spotyka mrożącego krew w żyłach wilka, który okazuje się być potulny jak mały szczeniak, jest poszukiwany i śledzony przez agenta, który pragnie posiąść coś, co przez przypadek znalazło się w posiadaniu Artura. 

Na swojej drodze zostaje zaproszony na przekąskę do ludożercy, zwiedza prawdziwą wioskę Pigmejów i rozmawia z szamanem z Tajgi. Chłopca spotykają te, ale i jeszcze więcej przygód. Szczerze zachęcam do przeczytania i odkrycia zakończenia tej niezwykle zadziwiającej powieści.

Książka ta niesamowicie mi się podobała, czytałam ją w każdym wolnym momencie dnia i nocy. Zadziwiały mnie w niej nazwy rzeczy, stworów, ludzi instytucji, zarazem poważne, ale i rozbawiające do łez. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po tę powieść, gdyż nie tylko odkryłam w niej świat nie do opisania, z niesamowitymi krajobrazami, różnorakimi stworzeniami, innymi zwyczajami, ale również dowiedziałam się co przeżywa chłopiec, którego dotyka przemoc w rodzinie. Książka zarazem fantasy i przygodowa, zawiera też fragmenty psychologiczne. 

Szczerze polecam każdemu miłośnikowi tych gatunków, ale również innym, pragnącym się dowiedzieć co kryje na swoich kartach.

Polecam

Monia, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Ridero. 

piątek, 16 grudnia 2016

"Bystrzaki do dzieła" - recenzja

W serii „Bystrzaki do dzieła” ukazały się takie tytuły, jak: „Labirynty.”, „Łamigłówki”, „Połącz kropki i koloruj”, Ukryte obrazki”.  Ja się przyglądnę bliżej dwóm spośród tych tytułów.

Bystrzaki do dzieła. Połącz kropki i koloruj - Opracowanie zbioroweNie od dzisiaj wiadomo, jak ważne jest rozwijanie spostrzegawczości i koncentracji już od najmłodszych lat. Procentuje to potem w pierwszych latach nauki, kiedy dzieciaki muszą odnaleźć się nie tylko w szkolnych ławkach, ale do tego są w obowiązku sprostania nowym wyzwaniom intelektualnym.

Połącz kropki i koloruj zawiera zadania o różnym stopniu trudności. Łączymy cyferki od 1 do 30, ale także do 70. Niewątpliwie powoduje to, że dziecko mimowolnie poznaje kolejne liczby. Ponadto po połączeniu punkcików obrazek jest gotowy do kolorowania. W ten sposób maluch ćwiczy dłoń, rozwija małą motorykę, a także wyrabia w sobie zmysł estetyczny, rozwija zdolności artystyczne. Kolorowanie zmusza do prawidłowego użycia – trzymania kredki, do dokładności, kreatywności i pomysłowości.

Bystrzaki do dzieła. Labirynty. Nowe wyzwania - Opracowanie zbioroweLabirynty. Nowe wyzwania w niczym nie ustępują kropkom. Tutaj stopień trudności jest bardziej zaawansowany. Zadania wymagają koncentracji, pewnego rodzaju planowania – zmuszają do chwili zastanowienia. Przedszkolak dzięki tej pozycji rozwija spostrzegawczość, a także cierpliwość. Przy rozwiązywaniu niektórych zadań nie obejdzie się bez pomocy dorosłych. Dotyczy to dzieci nieumiejących czytać. Co prawda poleceń do większości zadań można się domyślić, ale są też takie:  „Przejedź rowerem spod szkoły na plac zabaw. Pamiętaj, że ulice w tym mieście są jednokierunkowe. Możesz poruszać się tylko zgodnie z kierunkiem strzałek”., albo „Odwiedź wszystkie pola z babeczkami, które mają posypkę. Nie wolno ci poruszać się na ukos, a na każde pole możesz wejść tylko jeden raz”.  O ile przy łączeniu kropek , nawet jeśli nie ma się opanowanej wiedzy na temat kolejnych cyferek, można się domyślić jak powinna być poprowadzona linia, o tyle w przypadku Labiryntów… sprawa już nie jest taka prosta. Na szczęście obydwie pozycje proponują rozwiązania na odwrocie kartek. Dlatego dziecko może samodzielnie sprawdzić czy dobrze wykonało ćwiczenia. Kartki można wyrywać, więc w jednym czasie z jednej książeczki może korzystać kilkoro dzieci. Zadania są ciekawe w związku z czym niejedno dziecko spędzi miło i produktywnie czas w trakcie zabawy z serią Bystrzaki do dzieła. 

Drodzy rodzice – jeśli zależy wam, by wasza pociecha potrafiła posługiwać się  np. nożyczkami, w prawidłowy sposób trzymała kredki, a nie tylko ślizgała palcem po ekranie tabletu czy smartfonu – koniecznie zaopatrzcie się w tę serię.

Bruksenka

Książki ukazały się nakładem Wydawnictwa Wilga. 

czwartek, 15 grudnia 2016

"Po detoksie czyli siła zdrowych nawyków" - Ewa Trojanowska - recenzja

Okładka książki Po detoksie czyli siła zdrowych nawykówKażdy z nas marzy o szczupłym, zdrowym ciele. Takim, którym będziemy się mogli cieszyć przez długie lata. W związku z tym często podejmujemy się wielu rodzaju diet. 

Wyjątkowo modne w ostatnich latach stały się detoksy - krótkie okresy, w których odżywiamy się (i nie tylko) w bardzo rygorystyczny sposób. Ma to na celu oczyszczenie organizmu z toksyn. Te z kolei dostają się do naszego organizmu każdą możliwą drogą - poprzez jedzenie, wodę, powietrze, kosmetyki. 

W swojej pierwszej książce Ewa Trojanowska prowadziła nas krętą i nie zawsze przyjemną drogą przez detoks. No dobrze, a kiedy już przez niego przebrniemy, to co dalej? Większość osób niestety po takich krótkich oczyszczaniach jest zmęczona i niemal natychmiast wraca do swoich złych nawyków żywieniowych, niwecząc tym samym praktycznie całą swoją pracę. W tym momencie z pomocą przychodzi nam owa książka. 

Napisana językiem bardzo lekkim i ciepłym skupia się nie tylko na fizycznym aspekcie oczyszczenia, ale również na mentalnym. Nie jest to jedynie suchy zestaw przepisów i rad na to, jak utrzymać szczupłą sylwetkę. Jest to pewnego rodzaju poradnik jak żyć, bez dokonywania drastycznych zmian, ale za pomocą małych czynności, które sumują się na ogólny lepszy stan zdrowia. Przepisy są w miarę proste, składniki nie są wzięte z przysłowiowego księżyca. Głębokim niedopowiedzeniem byłoby jednak stwierdzenie, że jest to książka kucharska. Pokazuje ona jak przez stan swojego ciała możemy poprawić stan swojego umysłu i ogólne życie. 


Sheri, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Burda Książki. 

środa, 14 grudnia 2016

„Msza za miasto Arras” - Andrzej Szczypiorski - recenzja

Okładka książki Msza za miasto Arras „Masza za miasto Arras” Andrzeja Szczypiorskiego to książka ponadczasowa. Została wydana ponad 40 lat temu, lecz jej uniwersalny charakter powoduje, że jest aktualna nawet teraz. Na czym więc polega jej niezwykłość?
               
Zacznijmy od tego, o czym jest ta książka. Akcja toczy się w XV wieku, kiedy w Arras wybuchła zaraza, a następnie miały miejsce ludobójstwa na Żydach, kobietach i innych obywatelach. Głównym bohaterem powieści jest Jan, prawa ręka wielebnego Alberta, rządzącego w mieście. Głęboko wierzący mieszkańcy starają się znaleźć przyczynę kary boskiej, jaką była zaraza. Każdy może zostać oskarżony. Zabijani zostają nawet szlachetnie urodzeni obywatele.
                
„Msza za miasto Arras” przypominać może przypowieść. Pomimo szczegółowo określonych wydarzeń, powieść przybliża nam mechanizm rządzenia ludźmi, rzucania fałszywych oskarżeń. Wszystkie wydarzenia doprowadziły do tego, ze jednostki stając się częścią większej wspólnoty, traciły swój własny indywidualizm, przez co przestały racjonalnie myśleć. Jednomyślność została przyrównana do „tyrańskiej tyranii”, bo to przez nią ginęli ludzie w imię wielkich, lecz niekoniecznie dobry idei rządzącego. Warto zwrócić uwagę na lata, w których autor napisał „Mszę za miasto Arras”, bowiem wydarzenia przedstawione w powieści, przypominają to, co działo się w Polsce, szczególnie w marcu 1968. Był to burzliwy okres w dziejach państwa, kiedy nikt nie mógł być spokojny. Fałszywe oskarżenie mogło paść na każdego. To właśnie w tym czasie w Polsce wzrastała niechęć do Żydów za sprawą nietolerancyjnej polityki rządu. Jednak ta książka może odnosić się nie tylko do tamtych czasów. Nawet teraz jest ona aktualna w obliczu zakłamania polityków, despotycznej władzy czy wciąż jeszcze aktualnego ludobójstwa.

                
Uważam, że „Msza za miasto Arras” to pozycja obowiązkowa dla każdego ambitnego czytelnika. Oprócz ukazywania różnorodnych postaw wobec zła (co niekiedy przypomina „Dżumę” Camus’a), powieść posiada także niezwykle uniwersalny charakter i stawia ważne pytania. 

Czy człowiek, może decydować o życiu drugiej osoby? 
Czy warto być częścią wspólnoty, wiedząc, że postępuje ona niemoralnie? 

Nad odpowiedzią na takie i wiele innych pytań, można się zastanowić w trakcie lektury książki Andrzeja Szczypiorskiego. 

Gruszka, 18 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MUZA. 

wtorek, 13 grudnia 2016

„U4. Koridwen” - Yves Grevet – recenzja

Okładka książki U4 : KoridwenŚwiat opanowuje tajemnicza zaraza o nazwie U4. Dziesiątkuje ona ludność Ziemi. Zabija wszystkich oprócz nastolatków. Ci walczą między sobą, by przetrwać kolejny dzień. Wydaje się, że nie ma już szans na przetrwanie gatunku. A jednak pojawia się intrygująca wiadomość od Khronosa – mistrza gry „Warriors of Time”, która daje nadzieję na cofnięcie błędów i uratowanie świata. Jednym z odbiorców wiadomości jest Koridwen – dziewczyna pochodząca z niewielkiej osady w Bretanii. Wspierana duchowo przez nieżyjącą babkę, nastolatka wyrusza na misję do Paryża. Misję ostatniej szansy. Ma do przejechania pięćset kilometrów i tylko niepełnosprawnego kuzyna do pomocy…
Yves Grevet to francuski pisarz, znany z popularnych powieści dla młodzieży np. trylogii „Meto”. Jego książki są doceniane i lubiane przez szerokie grono czytelników, zarówno młodych, jak i dorosłych. „U4. Koridwen” to jego jedyna pozycja, którą przeczytałam. Szczerze mówiąc, nie do końca przypadła mi do gustu. Spodziewałam się czegoś więcej.
Fabuła wciągnęła mnie od pierwszej strony. Powieść fantasy o oryginalnym celtyckim tle – dla mnie to raj. Niestety, wrażenie zepsuł styl autora, który nie do końca mi pasował. Książka została napisana jak sprawozdanie. Suchy opis wydarzeń. Autor starał się dodać trochę przemyśleń Kori, ale zrobił to trochę nieudolnie i sztucznie.
Pomimo nie najlepszego wrażenia po przeczytaniu tego tomu, mam zamiar sięgnąć po pozostałe. Każdy z nich pisany jest przez innego autora, więc może styl pozostałych bardziej przypadnie mi do gustu.

Anna, 13 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Polarny Lis. 

poniedziałek, 12 grudnia 2016

"Wikingowie. Najeźdźcy z Północy" - Radosław Lewandowski - recenzja

Okładka książki Wikingowie. Najeźdźcy z PółnocyRadosław Lewandowski ponownie zaprasza nas na swoją sneke kursującą po morzach, zabierając ze sobą żądnych krwi wikingów. Tym razem autor oddał w nasze drugi tom serii „Wikingowie”  pt. „Najeźdźcy z Północy”.

W tym tomie podążamy za krokami Oddiego – syna Asgota z Czerwoną Tarczą, wyrzutka nad którym ciąży groźba śmierci pod imieniem Eryk Zwycięski. Po ataku na ich tymczasowe schronienie na terenach Ameryki, Oddi ucieka w głąb lądu w poszukiwaniu ratunku. Na swej drodze spotyka dzielne plemię Beothuków. Widzimy jak Oddi znajduje w tych prostych ludziach swych przyjaciół, wrogów oraz swoją miłość.

Lewandowski ponownie urzekł mnie swoimi opisami. Czytając miałam wrażenie że znajduję się tuż obok bohaterów. Zadziwiającym jest jak szeroką wiedzę posiada autor.
Jednak, mimo miłych wspomnień z pierwszą książką, lekko zawiodłam się na drugim tomie. Przez pierwsze parę stron Lewandowski przypomina nam wydarzenia z poprzedniej części w dość… monotonny sposób. I choć przygody Oddiego trzymały mnie często w napięciu, zatęskniłam za wszystkimi postaciami poznanymi w pierwszym tomie. Wraz ze skupieniem akcji na Oddim, autor zaprzestał przerzucać nas z miejsca na miejsce, co nie dało nam aż tak szerokiego poglądu na świat jak wcześniej.

Lecz mimo paru momentów braku zainteresowania akcją, dzieło Lewandowskiego ponownie skradło moje serce. „Jeśli szukaliście polskiej Gry o Tron,  możecie przestać. Lewandowski to nasz George R.R. Martin” – popieram to co powiedział Andrzej Ziemiański ;)


- Życzę miłej lektury, 
Sylf lat 15

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MUZA. 

piątek, 9 grudnia 2016

,,Życiem rządzi chaos’’ - Anna Bialer – recenzja

Okładka książki Życiem rządzi chaosAnna Bialer to redaktorka i tłumaczka, ale przede wszystkim autorka wspaniałej książki pod tytułem: ,,Życiem rządzi chaos”, która w niespotykany sposób ilustruje życie człowieka.
        
Główna bohaterka - Maria to kobieta po pięćdziesiątce, która usiłuje zrozumieć otaczający ją świat. Wszystko z pozoru wydaje się zwyczajne i beztroskie, jednakże od momentu wyjazdu na turnus odchudzający ze swoją przyjaciółką, jej życie nabiera wigoru, a sprawy codzienne postrzega w zupełnie nowy, nieznany sobie dotąd sposób. Pomimo faktu, iż na początku kobieta usiłuje zachować dystans i podchodzić do wszystkiego apatycznie, z biegiem czasu i tak zmienia swoje nastawienie. 

Główna bohaterka angażuje się w pisanie książki, próbując znaleźć sposób radzenia sobie z rzeczywistością i zrozumieć samą siebie, co jak sama przyznaje niejednokrotnie nie jest łatwe… Wkrótce dostrzega jednak, że wszystkie decyzje, jakie podejmuje mają wpływ na jej dalszy los, a życiem rządzi chaos, bez którego byłoby po prostu pusto. Po odkryciu tej prawdy, uzmysławia sobie, co daje jej szczęście i zaczyna żyć jego pełnią. Maria w swojej powieści obrazuje cały otaczający ją świat: swoją rodzinę, przyjaciół i tajemnice. W ten sposób pozwala wszystkim miłośnikom książek odkryć najpiękniejszą rzecz, jaką jest fakt, że fikcja literacka jest nieodzowną częścią życia.
        
Z biegiem stron czytelnik uosabia się z postacią bohaterki, ponieważ jej decyzje i zachowania pokrótce odwołują się do rozważań każdego z nas. Ponadto cała opowieść pisana jest z perspektywy kilku osób, co pomaga zarówno lepiej zrozumieć zachowania bohaterów, jak i przede wszystkim jeszcze bardziej sympatyzować z wieloma postaciami. Ta historia zawiera dużą dawkę humoru, ale również sytuacji, przy których łza kręci się w oku, przez co z całą pewnością nie można się przy niej nudzić. Ta książka to naprawdę świetna propozycja na zimowe wieczory, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn, chcących poznać tok kobiecego rozumowania, dlatego gorąco polecam ją wszystkim czytelnikom.


                                                                                                                                         Julia,16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MUZA. 

czwartek, 8 grudnia 2016

"Strona po stronie" - Adam J.Kurtz - recenzja

Strona po stronie - Kurtz Adam J.Był już “Zniszcz ten dziennik”, “To nie książka”, “Misja: Rodzinka” i “Jak zapomnieć eksa - zeszyt naprawdę skutecznych ćwiczeń”. Teraz nadszedł czas na kolejną z książek, które tworzysz ty. 

“Strona po stronie” Adama J.Kurtza to niewielka, lecz od razu rzucająca się w oczy książeczka, która w żadnym wypadku nie należy do zwyczajnych. A to dlatego, że de facto możesz z nią zrobić co ci się żywnie podoba. Wyrywać kartki, kolorować, rysować, pisać wiersze, albo po prostu czytać. Osobiście jestem przeciwniczką takiego traktowania książek, ale jak widać, niektóre zostały po to stworzone, by się nimi bawić. A więc do dzieła!

Adam J.Kurtz to szalenie ciekawa osobistość. Grafik, artysta i do tego “poważny facet”. Tyle wystarczyło, by mnie zachęcić do zerknięcia na jego stronę internetową http://www.adamjkurtz.com/ na której można znaleźć mnóstwo interesujących drobiazgów, część z możliwością kupienia, za to wszystkie opatrzone przeciekawym opisem autorstwa oczywiście Adama JK. Nietuzinkowe poczucie humoru udziela się każdemu kto zajrzy na tę stronę internetową lub jakąkolwiek stronę jego książki. “Strona po stronie” może służyć jako dziennik, a każda z jego 365 stron wypełni jeden dzień dawką pozytywnej energii, jako pamiątka, kalendarz, przyjaciel, albo wszystko to naraz - jak zachęca autor.

Książka z założenia jest niesamowicie podobna do “Zniszcz ten dziennik”, która jakiś czas temu zapoczątkowała boom na pozycje tego typu. Jednak jest w niej coś, co sprawia, że nawet po przeczytaniu (jeśli można to tak nazwać) nawet kilkunastu podobnych tytułów wcale nie nudzi. Przeglądając kolejne strony odniosłam wrażenie, jakby autor przelewał na papier samego siebie, wszystkie swoje myśli,  wątpliwości i przemyślenia. Urzekły mnie pytania w stylu “Wklej na tej stronie mały listek. OMG, czy przypadkiem drzewa się nie obrażą?” albo “Wklej tu pustą torebkę po cukrze. Sama słodycz!”. Takie drobne zadanio-pytania na każdy dzień roku to idealny prezent na święta, by podarować bliskiej osobie 365 dni małych radości!


Ananaska, 18 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Rebis.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

"Spirit animals. Wzlot i Upadek" – Eliot Schrefer - recenzja

Okładka książki Wzlot i UpadekSeria  książek fantasy pt. ,,Spirit Animals” opowiada historię czwórki dzieci, które próbują ocalić świat przed opanowaniem go przez Pożeracza i okrutną kobrę Gerathon. Czworo bohaterów ma do pomocy Poległe Bestie: lamparcicę Urazę, wilka Briggana, sokolicę Essix oraz pandę Jhi, które zostały przez nich przywołane jako ich zwierzoduchy. 

Dzięki wypiciu Nektaru, człowiek i zwierzę tworzą partnerską więź, nawzajem użyczają sobie pewnych umiejętności. Starają się zdobyć amulety Wielkich Bestii, które są potrzebne ich wrogom, aby uwolnić goryla Kovo - sprzymierzeńca kobry Gerathon. Czwórka przyjaciół razem z organizacją Zielonych Płaszczy stara się im to udaremnić, aby nie doprowadzić do opanowania przez nich całej planety Erdas. Pożeracz chce opanować całą planetę, używa do tego żółci, substancji, która także tworzy więź między człowiekiem a zwierzęciem, ale dominuje w niej silniejsza postać, a nad obojgiem kontrolę może przejąć Gerathon.
                
W tej części bohaterowie chcą zdobyć talizman lwa Cabaro, władającego ukrytą na pustyni oazą, do której nie miał dostępu żaden człowiek. Wielki lew nienawidził ludzi, pragnął stworzyć królestwo zwierząt, nie tknięte działalnością ludzi, które chciał rozszerzyć kiedyś na całą planetę. Przyjaciele, aby zakończyć swoją misję powodzeniem, musieli dotrzeć do miejsca, które było zazdrośnie strzeżone przez groźnego lwa i jego zwierzęce armie. Zadanie dodatkowo utrudniał fakt, że legiony Pożeracza i Gerathon deptały im po piętach, a dwójka z przyjaciół została pojmana przez nieprzyjaciół. Wydaje się, że osiągnięcie celu jest niemożliwe, bohaterowie przeżywają tragedię, która zachwiała ich wiarą w sens ich działań. 
                
Cała seria ,,Spirit Animals” podoba mi się głównie dzięki motywowi relacji między zwierzęciem a człowiekiem. Myślę, że każdy chciałby mieć takiego przyjaciela, wspólnie walczyć z niesprawiedliwością na świecie i przeżywać niesamowite przygody. Talizmany, zbierane przez głównych bohaterów, historia Wielkich Bestii to wspaniały pomysł, jednak wykonanie już mniej zadwala. Najprawdopodobniej dzieje się tak dlatego, że każdy tom serii jest napisany przez innego autora. Gdyby wszystkie książki zostały napisane przez jedną osobę, która od początku do końca zaplanowałaby całą fabułę, akcja byłaby bardziej spójna, a cały cykl mógłby zostać hitem. A tak - jest to po prostu książka, którą przyjemnie się czyta, ale której potencjał nie jest w pełni wykorzystany.
                
W ciągu fabuły na przemian poznajemy przygody uwięzionych Meilin i Abeke oraz Rollana i Connora, którzy wyruszyli po talizman. Historia jest tak podzielona, że trzyma nas w napięciu i coraz mocniej wciąga w treść książki. Gdy już rozpoczęła się akcja, przeczytałam ją jednym tchem. Poza tym, w tym tomie bohaterowie w końcu pokazują swoje własne indywidualne cechy, ledwo zarysowane w poprzednich częściach. Odczuwamy także zmiany ich charakterów, dzięki swoim przeżyciom stają się dojrzalsi. Żaden wielbiciel serii o zwierzoduchach nie zawiedzie się tą książką, wprowadza ona mnóstwo nowych wydarzeń. Na pewno wywoła silne emocje, oprócz miłych zaskoczeń mamy także wiele tragicznych wydarzeń, które krzyżują bohaterom wszystkie plany i diametralnie zmieniają ich sytuację.
                
Lektura  jest krótka, o wartkiej akcji, więc zbędne opisy nie przeszkadzają nam w poznawaniu kolejnych wydarzeń. Według mnie spodoba się każdemu, choć jest przeznaczona raczej dla młodszych czytelników. Tym, którzy jeszcze nie czytali poprzednich części radzę, aby zaczęli czytać od pierwszego tomu, potem kolejność już nie jest tak ważna. Duży plus książki stanowi ciekawa fabuła i bohaterowie, których naprawdę da się lubić. Podsumowując, ,,Wzlot i Upadek” to lektura warta przeczytania.



Nikana, 15 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Wilga. 

piątek, 2 grudnia 2016

"Primabalerina" - Dorota Gąsiorowska - recenzja

Okładka książki Primabalerina„Primabalerina” to trzecia książka Doroty Gąsiorowskiej. Główną bohaterką powieści jest trzydziestodwuletnia kobieta - Nina, która wychowała  się w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne. Pracuje w domu spokojnej starości jako księgowa. 

W ośrodku poznaje osiemdziesięcioletnią staruszkę Irmę, z którą pomimo skomplikowanego charakteru łączą  ją szczególne więzi. Pewnego dnia otrzymuje od kobiety tajemniczy prezent, o którym ma się wkrótce dowiedzieć czegoś więcej. Niestety śmierć Irmy miesza wszystko. Dziewczyna nie przypuszczała, że odejście kobiety będzie początkiem czegoś nowego. Przyjmując podarunek nawet nie przypuszcza, że nie będzie to drobny prezent, ale stara, duża kamienica we Lwowie, której jest jedyną właścicielką. W tej chwili dziewczyna zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie wiedziała o zmarłej kobiecie i były sobie zupełnie obce, pomimo dużej ilości czasu spędzanego razem. W życiu Niny pojawia się również mężczyzna - Igor, a w spadku od Irmy otrzymał książki. Między nimi zaczyna rodzić się przyjaźń i wspólnie po długich namowach Igora wyruszają w podróż do Lwowa, która zmienia ich życie na zawsze. Docierają do starego mieszkania Irmy, które skrywa wiele tajemnic.

Co Nina odkryje we Lwowie? 
Jakie tajemnice skrywa to miasto?

„Primabalerina” to wspaniała książka na jesienno-zimowe wieczory. Bogata w opisy powieść pomaga czytelnikowi jeszcze bardziej zanurzyć się w lekturze. Możemy bliżej poznać Lwów, który dla wielu z nas jest obcy. W wielu przypadkach możemy domyślić się zakończenia, ale mimo to fabuła często zaskakuje.

Bardzo polubiłam główną bohaterkę, Ninę. Każda z postaci jest inna, ma w sobie coś wyjątkowego oraz uczy nas czegoś. Również ciekawym bohaterem jest Igor, który pomimo odmiennej orientacji zasługuję na szacunek.

Bardzo polecam tę książkę wszystkim miłośnikom książek obyczajowych. Jest to wspaniała powieść o miłości, przyjaźni oraz o odkrywaniu rodzinnych tajemnic. Pozycja pozwala na chwilę przemyśleń, zaskakuje czytelnika, a także pozwala bliżej poznać miasto Lwów.

Gorąco polecam,

Alexis, 17

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Między Słowami. 

czwartek, 1 grudnia 2016

"Moje wypieki. Całkiem nowe przepisy" - Dorota Świątkowska - recenzja

Moje wypieki. Całkiem nowe przepisy - Świątkowska DorotaKażdy kto buszuje w Internecie w poszukiwaniu przepisów kulinarnych – wcześniej czy później trafia na bloga www.mojewypieki.com Doroty Świątkowskiej. Znajdziemy na nim receptury przeważnie na ciasta, ale także na lody, pieczywo, przetwory, smoothie czy budynie.

Nakładem Wydawnictwa Egmont ukazała się książka z przepisami pochodzącymi z tegoż właśnie bloga wzbogacona o 100 nowych przepisów, które do tej pory nie były nigdzie publikowane. Zanim napiszę co książka zawiera, chcę zwrócić szczególną uwagę na szatę graficzną. Pozycja zachwyca kolorami. Ani jedna strona nie jest biała:). Zdjęcia, co interesujące, autorstwa samej Świątkowskiej powodują, że na myśli przychodzi mi tylko jedno zdanie: „A do diabłą z wszelkimi dietami i liczeniem kalorii! Mam ochotę na małe co nieco:)”

Przyznam szczerze, że ogromną przyjemność sprawia samo oglądanie czy kartkowanie książki. Całość zamknięta jest w twardej oprawie , z przyciągającą wzrok okładka. Na końcu książki znajduje się indeks alfabetyczny i indeks rzeczowy podzielony na : alkohole, bakalie, batony, ciastka, cukierki, owoce, przetwory owocowe, a wszystko to okraszone zdjęciami – a jakże:). Kilka ostatnich stron poświęconych jest na notatki własne.

A co w środku? Ano sama rozkosz… Ciasta, ciastka, drożdżówki, czekolada, serniki, desery, torty i ciasta bez pieczenia, a także rarytasy pochodzące z różnych stron świata. Wśród nich spotkamy m.in. takie pyszności  jak ucierane ciasto jogurtowe z owocami, murzynek bananowy, paluchy z makiem, ciasteczkowe lizaki z jabłkami i żurawiną, rurki francuskie z kremem, sernik rafaello, czekoladowe salami, tiramisu matcha z gruszkami, lody Ferrero Rocher, sernik z kremem chałowym, sernikobrownie z powidłami, tarta czekoladowa z nutellą i truskawkami, tort z ciasteczkami Oreo, agreściak, galaretkowiec, wafelki kajmakowe, Berliner – niemieckie pączki… oj, mogłabym jeszcze długo wymieniać. Moje kubki smakowe pracują intensywnie:).

Wiem, że można prawie wszystkie przepisy wydrukować z Internetu – ale uwierzcie mi - to już nie to samo. Ponadto wiem z autopsji, że te wszystkie kartki – wcześniej czy później - znikają w bardzo tajemniczych okolicznościach i o danym przepisie zapominamy na amen. Poza tym wydruk przeważnie jest czarno biały, a kolorystyka tej książki naprawdę powala.


Moje wypieki są pozycją dla smakoszy – koneserów. Dla tych, którzy kochają piec i dla tych lubiących nacieszyć oko pięknie wydaną pozycją. Nie napiszę nic odkrywczego jeżeli  stwierdzę, że to idealny prezent przed zbliżającymi się mikołajkami.

Bruksenka

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont.